Dla wielu komiksowych czytelników album Wehikuł czasu i inne opowieści jest z pewnością nie lada zagadką. Owszem - jeśli chodzi o komiksowo-kioskowy światek, najlepiej kojarzymy z PRL-u Relax, Kapitana Żbika czy ostatnią stronę Świata Młodych, a w nich kultowe prace takich autorów jak Jerzy Wróblewski czy Bogusław Polch. Okazuje się, że ów okres skrywa jeszcze wiele, mniej znanych, komiksowych skarbów.
Okładka
Wehikuł czasu i inne opowieści przypomina rozkładem kadrów niedawne dwa wydania egmontowego
Relaxu. Widzimy również na niej logo nieodżałowanego magazynu, tyle że mocno pomniejszone. Na okładce widoczne jest też inne logo, znane dobrze bardziej wtajemniczonym czytelnikom z tego okresu. To logo magazynu
Alfa, który można uznać za protoplastę odrobinę późniejszej
Fantastyki. Dlaczego? Dlatego, że był to w założeniu cykliczny magazyn popularno-naukowy, z komiksami, opowiadaniami i artykułami, drukowany przy tym na lepszym papierze niż
Relax i w założeniu mający być jego ambitniejszą, wzbogaconą wersją.
Alfa ukazywała się jednak nieregularnie, na dodatek wyszło jedynie siedem numerów. Ci jednak, którzy w tamtych latach mieli z magazynem do czynienia, z pewnością do dziś pamiętają jego komiksową zawartość. Na czele z pracami Waldemara Andrzejewskiego, autora
Wehikułu czasu i innych opowieści.
Pracę artysty mieliśmy już okazję podziwiać przy okazji egmontowej
Relax. Antologia opowieści rysunkowych #2 - to tam okazała się jedna z lepszych opowieści science fiction na jego łamach, czyli intrygujące
Tam gdzie słońce zachodzi seledynowo. W niniejszym albumie mamy zatem świadomy, wydawniczy dubel, ale na szczęście nie tylko ta opowieść stanowi ozdobę
Wehikułu czasu, bowiem mamy tutaj pamiętne właśnie z
Alfy adaptacje klasycznych powieści
Herbert George Wells -
The War of the Worlds i właśnie tytułowy
Wehikuł czasu.
Oprócz tego, w egmontowym albumie znajdują się jeszcze inne perełki - odkryta w archiwum artysty, niepublikowana wcześniej historia
Kapitan Nemo oparta na tekstach Juliusza Verne'a. Do tego oniryczna, łącząca scence fiction i literaturę dla dzieci impresja
Hasło Słomot, w której sami możemy dopowiedzieć sobie jej fabułę, a to dlatego, że w dymkach zabrakło tekstu. Na deser zaś zostaje reprezentatywna próbka ilustracji książkowych Andrzejewskiego - bo głównie tym w czasach PRL-u zajmował się artysta. Na koniec dostajemy również krótką, acz treściwą notkę biograficzną, która w udany sposób przybliża nam koleje losów grafika i daje jeszcze lepszy wgląd w artystyczną wszechstronność.
Wszechstronność tę udowadniają zaprezentowane na kilkudziesięciu stronach albumu prace artysty. Surowość, ironia oraz oniryzm kreski i przekazu tworzą wizje, których urokom trudno nie ulec. Dzisiejszy czytelnik komiksowy może przy tym wystosować zarzut, że właśnie prace Andrzejewskiego z "Alfy" są dość mocno inspirowane twórczością europejskiego klasyka, Philipa Druilleta, również znanego z egmontowych wydań. I jest to prawda, widać to przede wszystkim w układach kadrów na planszach. Jednak kreska Andrzejewskiego jest z założenia uboższa, bardziej surowa, momentami wręcz ocierająca się o prostackość choćby w wizualizacji Marsjan lub Morloków, ale właśnie dlatego w jakiś magiczny sposób budująca nastrój zagrożenia i zwątpienia u bohaterów i czytelników - czyli wręcz stojąca w opozycji do twórczego rozpasania
Philippe Druillet.
To właśnie dzięki talentowi
Waldemar Andrzejewski i wyjątkowo dobrych, udanie skondensowanych na poziomie scenariusza adaptacjach powieści klasyków fantastyki naukowej, komiksy te do dziś robią na czytelnikach niemałe wrażenie. Tekstowo trochę od tego poziomu odstaje
Kapitan Nemo, ale na poziomie graficznym wciąż mocno oddziałuje na nasz estetyczny zmysł. Kto zatem nie znał dotąd dokonań Waldemara Andrzejewskiego i chce poszerzać wiedzę na temat historii polskiego komiksu, bez wahania powinien sięgnąć po
Wehikuł czasu i inne opowieści.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h