Drugi komiks w serii tworzonej przez Amerykanów - tym razem z fabułą nie tyle inspirowaną, co praktycznie przepisaną z książki Andrzeja Sapkowskiego. Wiedźmin. Dzieci lisicy to komiksowa adaptacja rozdziału z powieści Wiedźmin. Sezon burz.
W albumie The Witcher: House of Glass Paul Tobin zaprezentował nam autorską historię z uniwersum Geralta – wiedźmin był tu rzecz jasna taki, jakim go znamy dzięki Sapkowskiemu, pojawiły się jednak nowe stwory, sama fabuła była również oryginalną opowieścią. Tymczasem drugi w serii komiks, The Witcher: Fox Childern, to już po prostu adaptacja fragmentu Wiedźmin. Sezon burz, tego najlepszego, rozgrywające się głównie na rzece. Szczegóły są tu oczywiście inne, bo też bez książkowej historii z utratą mieczy trzeba było dać Geraltowi inny powód, by podróżować rzeką, wszystkie główne motywy są już jednak wzięte od naszego rodaka. W zasadzie dziwię się, że nazwisko Sapkowskiego w tym konkretnym albumie nie było jakoś bardziej wyróżnione na okładce – naprawdę widzę różnicę między wymyślonym przez Tobina The Witcher: House of Glass, a po prostu przepisanymi z książki The Witcher: Fox Childern.
Odsuwając to jednak na bok: historia tytułowego stwora, lisicy, Sapkowskiemu udała się wyjątkowo, jakby powrócił ten najlepszy, stary Geralt; w samej powieści była też w zasadzie zamkniętą opowieścią, jakby doklejoną do fabuły, którą bez szkody dla książki można by było też z niej wyciąć. Nie dziwi więc, że Paul Tobin sięgnął po ten epizod, nie dziwi też, że pod względem scenariusza The Witcher: Fox Childern są naprawdę dobre, lepsze od pierwszego komiksu.
Idealnie jednak nie jest – Tobin dostał dobrą podstawę, dlatego jego wiedźmin jest dokładnie taki, jakim pamiętamy go z opowiadań i książek Sapkowskiego, na potrzeby komiksu trzeba było jednak znacznie ciąć tekst naszego rodaka, co odbiło się na jakości historii. W skrócie: jest dobrze, nawet bardzo, ale jeżeli ktoś czytał Wiedźmin. Sezon burz, wie, że tę samą historię można było odpowiedzieć lepiej. Czego zabrakło? Grozy i poczucia beznadziejności – w komiksie obu nie brakuje, przyznaję, jednak aguara z powieści była stworem groźniejszym, a bagna były bardziej mroczne i zawiłe. Również finał wypada, przez porównanie, wyjątkowo blado.
Porównywanie adaptacji opowieści o Geralcie z oryginałem zawsze skończy się jednak źle dla adaptującego. Odsuńmy to więc na bok: The Witcher: Fox Childern to komiks więcej niż interesujący, z bardzo dobrze nakreślonymi bohaterami i ciekawą historią, dużą siłą tytułowego stwora, ale i dzięki światowi wiedźmina, zaludnionemu przez najdziwniejsze istoty.
Pod względem graficznym narzekać mogę na momentami zbytnie podobieństwo do stylu Mike’a Mignoli (może to jakaś dyrektywa w Dark Horse), przy czym główną wadą jest słaby poziom tego naśladownictwa, nie sama idea. Poza tym jednak do mrocznego fantasy kreska Joe Querio pasuje wybitnie i to dzięki niej The Witcher: Fox Childern przyciągną nawet tych, którzy dzięki lekturze książki dokładnie wiedzą, jak potoczy się cała historia.
Drugi album w serii w sumie jest więc dobrą pozycją, lepszą od pierwszego. Amerykanie z Dark Horse potwierdzają, że oddanie im Geralta było dobrą decyzją – im więcej tej postaci i dobrych z nią opowieści, tym lepiej dla nas.