Zanim człowiek ten rzeczywiście nadszedł od północy, stanął do walki z ogromnym stworem gdzieś poza główną drogą, bo tylko tak łatwo o zarobek. Starcie kosztowało bohatera trochę wysiłku, ale udało mu się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - pokonać zagrożenie oraz mocnym uderzeniem otworzyć niezwykle oczekiwany przez widzów serial Wiedźmin. Po miesiącach czekania, wreszcie można skonfrontować swoje przewidywania o nowej ekranowej adaptacji opowiadań Andrzeja Sapkowskiego - decydując samemu o przyjęciu takiej wersji z błogosławieństwem, a może całkowicie ją odrzucając. Twórcy, chcąc uniknąć tego drugiego, wyłożyli w pierwszym odcinku wiele mocnych kart - widowiskowe starcia, świetne dialogi oraz klimat świata, który może powodować niepokój, ale na pewno też intrygować. Bo nawet jeśli nie wszystkie zaprezentowane przez twórców atrakcje spełniły swoje zadanie, to od momentu przekroczenia bramy Blaviken przez tytułowego wiedźmina, udajemy się w niebanalną podróż po Kontynencie, mając możliwość przekonania się na własnej skórze, co w świecie wykreowanym przez Sapkowskiego i adaptowanym przez Lauren Schmidt Hissrich jest tak frapujące i ujmujące. Widząc ocenę odcinka w prawym górnym rogu strony, zapewne wielu fanów ściskających kciuki za serial, poczuła lekkie obawy lub rozczarowanie. Chciałbym móc kopnąć skalę w rzyć i zamieścić liczbę o wiele większą, najlepiej maksymalną. Proszę jednak o cierpliwość, nie tylko w czytaniu argumentowania tego stanu rzeczy, ale też w oglądaniu samej produkcji, bo pierwszy odcinek jest dobrym wyznacznikiem tylko jeśli chodzi o pozytywy - aspekty negatywne w większości zmykają bowiem wraz z napisami końcowymi otwierającego serial epizodu i kliknięciem przycisku "następny odcinek". Początek końca stanowi świetne wprowadzenie do tego świata i zawiera wiele momentów, gdzie nie tylko fani książek i gier poczują ciarki na całym ciele, co nie oznacza jednak, że nie pojawiają się tutaj dość znaczące problemy, które zwyczajnie trudno zbagatelizować. Podróżując po Kontynencie, być może sami zauważycie, że pierwszy odcinek jest nieco oderwany od tego, co później prezentuje serial nie tyle od strony wizualnej, co narracyjnej i w sposobie rozkładania wątków. Zanim więc poczujemy się częścią tego świata, dostaniemy konstrukcję odcinka średnio pasującą do formuły serialu i przyjdzie nam się zmierzyć z tylko przyzwoitym otwarciem pod kątem historii. Niedociągnięcia zostaną jednak z pewnością wynagrodzone fanom w postaci widowiskowych scen i znakomitej kreacji Henry'ego Cavilla Początek końca udowadnia, że stworzenie spójnej historii na podstawie niezależnych od siebie opowiadań, to zadanie niezwykle trudne. Schmidt Hissrich musiała iść na pewne ustępstwa, skracając historię znaną z opowiadania Mniejsze zło oraz zdecydować się na pewną skrótowość, która niezbyt korzystnie wpływa na przedstawianą historię. Nikt nie powinien oczekiwać, że serial przeskoczy jakością literacki oryginał, bo adaptacja zawsze będzie okrojona względem papieru, ale tym bardziej nie wszystkie wybory twórców należy pochwalić. Zdecydowano się już w pierwszym odcinku pokazać wielką bitwę pomiędzy Cintrą i Nilfgaardem, ale wojsko z proporcem przedstawiającym żółte słońce na czarnym tle, przychodzi całkowicie znienacka. Postacie Ciri, Calanthe oraz Eista próbuje się przedstawić w kilku humorystycznych wymianach zdań, tak żeby w miarę sprawnie pokazać ich charaktery i dać widzowi szansę polubienia ich. Wszystko dzieje się jednak zbyt szybko, na czym cierpi zarówno Rzeź Cintry, jak i wydarzenia w Blaviken, gdzie Geralt musi dostać swój czas na ekspozycję oraz być stroną w konflikcie Renfri z czarodziejem Stregoborem. W konsekwencji tylko przyzwoicie udaje się zarysować dramat żeńskiej bohaterki oraz jej skomplikowaną relację z magikiem, a śmierć ważnych bohaterów z Calanthe na czele staje się mało angażująca. Trudno powiedzieć, na ile Początek końca jest odcinkiem eksperymentującym z adaptowaniem i dokonywaniem zmian względem oryginału, a na ile pewne problemy w narracji wymusiła zmiana aktorki wcielającej się w Renfri. Być może dokrętki uniemożliwiły pewną płynność oraz zwartość przedstawianych wydarzeń. Gdybam, bo patrzę z perspektywy kolejnych odcinków, które w żadnym razie nie powielają tego błędu. Dobrze dla serialu, gorzej dla tego odcinka i opowiadania Mniejsze zło, które ma naprawdę mocną konkluzję, a która nie do końca może wybrzmieć w serialowej adaptacji.  Twórcy zdecydowali się też na ryzykowny zabieg z liniami czasowymi, które nie będą elementem oceny tego odcinka, bo należy je rozpatrywać w kontekście całości, ale w Początku końca jawią się jako niezwykle ciekawy zabieg, wyróżniający Wiedźmina na tle innych produkcji. Jest moment, kiedy wydaje się, że wydarzenia w Cintrze i Blaviken dzieją się w tym samym okresie, ale kiedy Renfri wspomina bitwę pod Chociebużem w czasie teraźniejszym - Calanthe mówiła o niej wnuczce w ramach przeszłych wydarzeń - staje się jasne, że w konstrukcji serialu dziać będą się rzeczy intrygujące. Tym bardziej, że chwila nieuwagi może spowodować, że część widzów nawet tego nie zauważy i będzie mogła odkrywać ten serial przy okazji kolejnych mniej lub bardziej widocznych aluzji. 
fot. Netflix
Premiera serialu The Witcher w Netfliksie to dobry moment, aby przetestować projektor 4K dla miłośników kina. Zobacz, jak ogląda się Wiedźmina 4K na projektorze BenQW2700!
Otwarcie serialu stanowi jednak świetne wprowadzenie do tego świata i być może wszelkie niedociągnięcia spowodowane są właśnie tym, by dość sprawnie i szybko wytłumaczyć zasady w nim panujące. Przedstawienie i ekspozycja służą w szczególności Geraltowi, który podobnie jak książkowy oryginał, jest oszczędny w słowach. Dlatego wszelkich informacji dowiadujemy się poprzez jego kontakt z otoczeniem - Czarodziej Stregobor w ramach ekspozycji wyjaśnia nam, że wiedźmini to mutanci, którzy pozbawieni są emocji, a relacja z Renfri tłumaczy, dlaczego ten chce być inny od potworów nie tylko z futrem i kłami, ale też tych bardziej ludzkich. Nie są to jednak momenty nużące lub niepotrzebne, bo dzięki płynności języka, słuchanie dialogów i częstych ripost bohaterów może stać się dużą przyjemnością. Czasem można mieć wrażenie, że chrypka Henry'ego Cavilla jest nieco przerysowana, ale w końcu jest mutantem po przejściach, szybko można kupić kreację aktora, który naprawdę stał się Geraltem. Nie tylko w ruchach, oszczędności słów i prezencji, ale także ciachając mieczem niczym prawdziwy baletmistrz. Jego taneczne ruchy z bronią stanowią ogromną zaletę tego odcinka. Nakręcone jednym ujęciem starcie z bandą Renfri, gdzie rzeczywiście widzimy Cavilla wymierzającego ciosy ostrzem swojej klingi, to prawdziwa rozkosz dla oczu. Postarano się o bardzo pomysłową choreografię i dopracowano takie elementy, jak siła ciosów i zróżnicowanie momentów starcia - nie tylko blokowanie, ciachanie i zadawanie ostatecznych ciosów, ale też piruety, stosowanie Znaków - prawdziwa perełka, do której widzowie będą wracać. To samo tyczy starcia Gerealta z Renfri, które ma nieco większy ładunek emocjonalny i jest przygotowane perfekcyjnie. Od strony wizualnej Początek końca także prezentuje się wyśmienicie, udowadniając, że nie oszczędzano na tym serialu. Oczywiście, nie wszystko jest doskonałe w tym względzie i gdy trzeba pokazać zamek lub wielką bitwę dwóch armii, nie wszystko cieszy oko. Jednak muzyka oraz autentyczne scenografie wykonują znakomitą pracę w budowaniu aury i klimatu produkcji, która od pierwszych minut wyróżnia się w tym względzie od reszty. Przy tej okazji chciałbym też zwrócić uwagę na napisy do odcinka, gdzie postarano się bardzo o oddanie ducha książek. Angielskie słowa wypowiadane przez bohaterów z naszej perspektywy, mogą nieco gryźć się z tym, co znamy z książek - napisy czerpią jednak z książkowych cytatów oraz zamieniają niektóre słowa na brzmiące swojsko "rzyć" lub "chędożyć".  Być może wyżej wymienione wady odcinka nie były pożądane w otwarciu Wiedźmina, ale na pewno powinna cieszyć wiadomość, że dalej pod względem prowadzenia narracji będzie tylko lepiej. Przez fabularne skróty historia w Blaviken robi mniejsze wrażenie, ale na pewno nadrabia jakością starć, z kolei wydarzenia w Cintrze mniej angażują, ale intrygują wprowadzeniem armii Nilfgaardu, która ma niecne zamiary względem Ciri. Zadanie zatem wykonane i choć nie ma najwyższych not za styl, to jednak takie wybory twórców dają szansę większej swobody i narracyjnej precyzji w kolejnych przygodach bohaterów. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj