Najlepszym wątkiem odcinka są poczynania Lagerthy, która w końcu bierze sprawy w swoje ręce. Jej działania mogą się podobać, bo nie tylko jest świetną władczynią, ale jeszcze myśli kilka kroków naprzód. Porwanie synów Ragnara odbywa się przekonująco i prosto, więc nie ma do czego się przyczepić. Sam atak na Kattegat też realizacyjnie stoi na dobrym poziomie. Są w tym emocje, dynamika i nieźle pokazane pomysły (atak łuczników). Tylko w tym wszystkim są dwa zgrzyty, które psują efekt. Po pierwsze - Lagertha dopiero po czasie zdaje sobie sprawę, że mieszkańcy Kattegat to jej ludzie, więc przestańmy walczyć? Tu nie chodzi mi o sam zamysł sceny, ale jej wykonanie, które jakoś nieszczególnie wiarygodnie wypada w tym momencie. Po drugie - ucięcie wszystkiego przed ostatecznym starciem Lagerthy z Aslaug jest po prostu słabym zagraniem twórców. Jedyny dobry wątek odcinka jest sztucznie przedłużany na kolejny epizod. Taki cliffhanger w tym przypadku odnosi odwrotny efekt do zamierzonego. I nadal trudno mi zaakceptować, że tak nagle bez większego powodu Lagertha decyduje się odbić Kattegat. Przez tyle sezonów ten wątek ani razu nie został poruszony, a tu nagle po latach znikąd pojawia się ta decyzja. Nie wydaje się to odpowiednio przygotowane fabularnie. Na razie rozczarowuje wątek Bjorna, który wpada do Rollo. W tym przypadku co najmniej dziwne jest zachowanie tego drugiego, który najpierw każe zamknąć wikingów w celi, by potem zaproponować im wspólną podróż. Są to dwa sprzeczne ze sobą czyny, które w kontekście fabularnym nie mają zbyt wiele sensu. W tym wszystkim najbardziej przekonujący jest sam Rollo i fakt, że jego serce wikinga tęskni za wojaczką i wyprawami. To jest zrozumiałe i ważne w kontekście dalszej rozbudowy tej postaci. Zaś pozostała część wątku jest trochę sztampowa (rozmowa bohateraz z żoną), trochę oczywista (rytuał oczyszczenia Rollo na statku). Nic szczególnie interesującego w tym wszystkim nie ma. Czegoś brakuje do tego, co wikingowie mają najlepszego do zaoferowania. Problemem sezonu 4B jest jak na razie ekspozycja nowych bohaterów, która jest strasznie wolna i mało interesująca. Powiem więcej - odnoszę wrażenie, że jest mało sprawnie przeciągana. Prawie cały odcinek skupia się na relacji Ragnara z Ivarem, która powinna angażować widza i pokazywać proces kształtowania się przyszłego bohatera serialu Vikings, ale nie porywa. Ma dobre momenty, gdzie interakcja Ragnara z synem może się podobać i nieźle się rozwija, wyraźnie widać te chwile, które powinny mieć największy wpływ na Ivara. Można  jednak odczuć, że potencjał tych scen wcale nie jest wykorzystany, bo zamiast mieć znaczenie i pokazać wydarzenia ciekawe, są po prostu nudne. Chcę poznać Ivara, ale przedstawianie go nie jest w żaden sposób interesujące. Vikings nie są w tej chwili złym serialem, ale daleko temu do poziomu, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Proces przekazania pałeczki jest zbyt wolny, a prezentowane wydarzenia nie są pokazane w sposób mający znaczenie fabularnie i potrafiący pobudzić ciekawość. Tak jak przez większość odcinków tego serialu chciało się więcej, teraz tak naprawdę ogląda się to, wyczekując rozwoju i większej wagi wydarzeń. Mało w tym wszystkim emocji (za wyjątkiem krótkich scen w Kattegat). To chyba największy grzech tego odcinka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj