Finał Wirusa nie należał do najbardziej satysfakcjonujących odcinków tego sezonu, ale położył podwaliny pod czwarty sezon, który powinien dość mocno zmienić oblicze tej produkcji. Poza tym należy przyznać jedno – to jak na razie najlepszy sezon tej produkcji.
The Strain to ciągle stylizowany na horror serial, który pod względem straszenia już od długiego czasu nie ma nic do zaoferowania. Można powiedzieć nawet, że z czasem zmienił się w produkcję dramatyczną, która w pewnym sensie jest podobna do
The Walking Dead. Oczywiście rozmach jest zgoła inny. TWD to ogromnie popularna produkcja, która jest realizowana na bardzo wysokim poziomie, natomiast
The Strain to serial o dość wakacyjnym klimacie – brakuje w nim ogromnego napięcia, wielu wyrazistych bohaterów i sensownej fabuły, choć pod tym ostatnim względem sporo się zmieniło.
Przejdźmy jednak do samego finału, który, jak to w tej produkcji bywa, nie trzymał w ogromnym napięciu. Gdyby nie numerek to można by uznać, że to kolejny odcinek tego sezonu. Owszem, w poprzedniej odsłonie dostaliśmy wyraźny sygnał, że dojdzie do ostatecznego starcia z Mistrzem (który to już raz?), ale przez cały czas nie czuć było, że faktycznie ma dojść do czegoś wielkiego. Ot mimo wszystko było to trochę potraktowane po macoszemu, a same finałowe starcie wyglądało jak spotkanie kilku przypadkowych osób, które koniecznie muszą natłuc jednej z nich. To zdecydowanie nie było najbardziej fascynujące starcie w historii telewizji.
Ciekawiej było przed i po finałowej walce. Przede wszystkim twórcom udało się zaskoczyć widza (co nie zdarza się im często) wyborem osoby, w której Mistrz „zamieszka”. Palmer, bo o nim mowa, był najmniej oczywistym wyborem tym bardziej, że odwrócił się od Mistrza, sprzymierzając się z Setrakianem. Tu jednak ważniejsze dla Mistrza było to, że Palmer znał lokalizację atomówki, której chciał użyć do zniszczenia Nowego Jorku, a przejmując jego ciało, przejął jego umysł. Dzięki temu Mistrz uzyskał efekt zaskoczenia w walce przeciwko Setrakianowi i reszcie, co ostatecznie niewiele mu jednak pomogło.
Ogromną rolę w finale, co również mogło zaskoczyć, odegrał syn dr Goodweathera. Okazuje się, co trudno było zauważyć wcześniej, że jeśli chodzi o charakter, to bliżej mu było do tych złych, niż dobrych. To pokazała rozmowa z Eichorstem, a dowodem było końcowe odpalenie atomówki (co na marginesie całkiem ładnie wyglądało od strony wizualnej). Do tak desperackiego kroku skłonił go widok ojca i „matki” walczących przeciwko sobie. Ze starcia zwycięsko wyszedł tatuś, co ewidentnie synusiowi się nie spodobało. Dzięki temu zamieszaniu, złapany do skrzyni Mistrz mógł się uwolnić i ponownie uciec z rąk Setrakiana i reszty. Łatwość, z jaką to mu się udało, mimo wszystko mogła wywołać uśmiech politowania.
Finał
The Strain nie zachwycił, ale też nie rozczarował. Końcowe rozprawienie się Mistrzem tradycyjnie nic nie dało, dlatego w kolejnym sezonie zabawa zacznie się od nowa praktycznie z tymi samymi postaciami. Pytanie tylko gdzie i w jaki sposób zostanie zaprezentowana akacja. Wybuch bomby atomowej daje możliwość pokazania post apokaliptycznego Nowego Jorku, gdzie sługi Mistrza będą zapewne niepodzielnie rządzić, a zdolna do obrony przed nimi będzie zaledwie garstka ludzi. Już ten sezon pokazał zresztą, że w tym serialu ciągle tkwi ogromny potencjał, który jednak nadal jest marnowany przez jego twórców. Z drugiej strony trzeci sezon pokazał, że da się go zrobić lepiej i ciekawiej. Należy więc liczyć na to, że tendencja wzrostowa się utrzyma, bo choć nie jest to serial wybitny, to ogląda się go naprawdę przyjemnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h