Nie ma żadnego przypadku w tym, że Civil War ukazała się w naszym kraju już po raz trzeci. Rozsławiona jeszcze przez film Captain America: Civil War historia w dalszym ciągu pozostaje jednym z najważniejszych komiksowych wydarzeń ostatnich lat. W jakiś karkołomny sposób Markowi Millarowi, w moim prywatnym odczuciu jednemu z najwybitniejszych scenarzystów w świecie powieści graficznych, udało się stworzyć opowieść z jednej strony próbującą nawiązać dialog ze współczesnością, z drugiej zaś wykraczającą poza jakiekolwiek ramy czasowe. Dzięki temu Civil War zdaje się stawiać pytania o rolę superbohaterów w dzisiejszej rzeczywistości – ich heroiczne powinności wcale się przecież nie kończą, jedynie wciąż i wciąż ulegają przeobrażeniom. Millar jak nikt inny zdaje sobie z tego sprawę, proponując czytelnikowi odświeżające spojrzenie na całą komiksową mitologię. Tę historię najprawdopodobniej już znamy: działania superbohaterów wymykają się spod kontroli, śmierć ponoszą Bogu ducha winne dzieci, więc dygnitarze polityczni decydują się na wprowadzenie Aktu Rejestracji – ustawy mającej prawnie regulować sposób funkcjonowania herosów. Tego typu zabiegi doprowadzają do prawdziwego trzęsienia ziemi w panteonie marvelowskich tytanów. Powstają dwa stronnictwa; jedno, któremu przewodzi Tony Stark, pragnie nawiązać współpracę z władzami, drugie zaś, na czele którego staje Kapitan Ameryka, nie chce się zgodzić na propozycje ograniczenia swobody w walce ze złem. Porządek legalny miesza się tu z mniej lub bardziej subtelnie zarysowanymi dylematami moralnymi, jednak Millar w żadnym stopniu nie zamierza formułować kategorycznych sądów. Dla komfortu własnego i czytelnika wprowadza więc perspektywę społeczno-medialną, niezwykle pomocną w dostrzeganiu kolejnych elementów układanki składającej się na jego opowieść. Przyswajając całą historię, zaczynamy zdawać sobie sprawę, że jako bierni obserwatorzy wydarzeń możemy na własną rękę rozstrzygać kto w tym całym sporze ma rację.
Źródło: Egmont
Zwraca przede wszystkim uwagę rozmach scenariuszowy Millara – choć mamy w tym przypadku do czynienia z zamkniętą opowieścią, to jednak natężenie akcji jest tu tak wielkie, jakbyśmy obcowali z komiksową wariacją na temat współczesnych blockbusterów kinowych. Koniec końców to żaden mankament; wręcz przeciwnie – w gąszczu wydarzeń nadal dostrzegalne są kameralne dramaty i dylematy jednostek. Co prawda momentami jest to broń obosieczna, a niektóre wątki wydają się nie być doprowadzone do końca, to jednak wszystko to odbywa się pod dyktando szerszej perspektywy, która ostatecznie rzutuje na nasz odbiór całego komiksu. Millar panuje nad narracją w sposób bezgraniczny, raz po raz bombardując nas kodeksami moralnymi kolejnych postaci. Jest tu mnóstwo fabularnych pułapek i gry z czytelnikiem, który często będzie miał problem z wytyczeniem wyraźnej granicy pomiędzy „dobrem” a „złem”, o czym być może najlepiej przekonujemy się w przypadku kapitalnie poprowadzonego wątku Punishera. Lekcja z moralności nawet dla komiksowych laików będzie tym łatwiej przyswajalna, że w tej opowieści w zasadzie nie ma czasu na nudę. Autor dzieła nie zapomina, że wielkie sceny bitewne cieszą oko odbiorcy. Niektóre z plansz stają się czymś w rodzaju przeglądu sił przed nadchodzącą bijatyką – szable policzone, krew za chwilę się poleje. Wielką zaletą komiksu są również rysunki Steve’a McNivena. Choć na pierwszy rzut oka będziemy dostrzegać mroczny ton opowieści, to jednak posługuje się on tutaj wyrazistymi kolorami, znajduje doskonały pomost pomiędzy scenami z kilkoma herosami i tymi, w których widać cały ich panteon, nadaje historii dynamikę i raz po raz bawi się perspektywą, którą proponuje czytelnikowi. Dzięki takim zabiegom warstwa wizualna tomu jest niezwykle uniwersalna – jakby ziściły się w niej marzenia początkujących i doświadczonych czytelników jednocześnie. Trzecie polskie wydanie historii, za które tym razem odpowiada wydawnictwo Egmont, również nie budzi żadnych zastrzeżeń. Twarda oprawa, papier kredowy i dodatkowe materiały w postaci promujących dzieło okładek i plakatów sprawiają, że dla miłośnika komiksów ten tom staje się pozycją obowiązkową.
Źródło: Egmont
Dzisiejszy świat powieści graficznych niejednokrotnie ma problem z budowaniem wielkich narracji – patrząc z tej perspektywy, Civil War zdaje się być znakomitym panaceum na tego typu niemoc twórczą. Uniwersalna opowieść o przybierającym monstrualne rozmiary konflikcie między superbohaterami debiutowała w oryginale przeszło 10 lat temu, jednak miniona dekada, jak się wydaje, tylko wzmocniła aktualność tej historii. Cała sprawa rozbija się bowiem o pryncypia, jakimi kierują się w swoim postępowaniu herosi – nawet jeśli z którymś z nich się nie zgadzamy, to i tak doskonale wiemy jak mocno wierzy on w słuszność swojego postępowania. Ot, cała Civil War: czasem nawet zrzucając z cokołu stawiamy najtrwalsze pomniki prawdziwym tytanom popkultury.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj