O All the money in the world w mediach było głośno już przed premierą, choć wcale nie za sprawą samego filmu, a wydarzeń towarzyszących jego powstaniu. Najpierw wykasowano sceny z Kevin Spacey w związku ze skandalem obyczajowym, a następnie roztrząsano olbrzymie dysproporcje w zarobkach za dokrętki między Mark Wahlberg i Michelle Williams. W natłoku kontrowersji na drugi plan zepchnięta została sama opowiadana historia, a przecież historia porwania wnuka naftowego magnata, niechęć dziadka do zapłacenia okupu i walka matki o uwolnienie syna wydaje się świetnym scenariuszem na film; tak biograficzny, jak i mający znamiona thrillera. Tym bardziej, że twórcy – z Ridley Scott na czele – zdecydowali się zachować ogólny zarys historii porwania Paula Getty’ego, ale pozmieniali wiele szczegółów. Niestety nie wszystko w tym obrazie zagrało. Przede wszystkim Wszystkie pieniądze świata nie mają jasno nakreślonego motywu przewodniego. Teoretycznie na pierwszy plan wysuwa się kwestia porwania i koszmaru, jaki przechodzi Paul, jak i jego matka próbująca wydobyć pieniądze na okup od magnata. To także próba pokazania w postaci J. Paula Getty’ego postaci krwiożerczego kapitalisty opętanego swoimi obsesjami i nieskorego do wydania choćby centa na inne cele. Być może twórcy chcieli także pokazać rozpad rodziny czy deprawującą potęgę pieniądza… ale tego wszystkiego możemy się raczej domyślać, bo większość tez w filmie nie wybrzmiało, albo też zostało złagodzonych kolejnymi scenami.
Na scenie pozostaje więc co najwyżej dramat matki, która nie ma możliwości uratowania syna. I właśnie Michelle Williams jest najjaśniejszym elementem filmu, choć i tak z roli tej dało się wycisnąć więcej. Przyzwoicie rozegrana jest kwestia relacji porwanego nastolatka z jednym z porywaczy, choć ze strony aktorskiej mamy tu do czynienia raczej z rzemiosłem. Nieźle wypada również Christopher Plummer jako bezwzględny kapitalista, a słabości tej postaci są raczej wadą scenariusza niż gry aktorskiej. Niezrozumiała jest za to rola Marka Wahlberga – jego postać śmiało można by wyciąć z filmu i nie byłoby żadnej straty – snuje się na ekranie, robi za zapchajdziurę, a jego pięć minut (a raczej kilkanaście sekund), w których doprowadza do przełomu, to po prostu fatalnie napisany twist fabularny. Historia porwania Paula Getty’ego wydaje się gotowym scenariuszem na dobry film. Jednakże twórcy zbytnio przy niej pokombinowali, starali się uczynić ją jeszcze bardziej dramatyczną i jednocześnie napiętnować pogoń za bogactwem jako celem samym w sobie. Gdzieś w międzyczasie nieco rozmyła się ludzka tragedia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj