Książki Żulczyka dzielą czytelników. Są wierni fani, często nieletni, uwiedzeni wcześniejszymi jego powieściami oraz zniesmaczeni, dla których w powieściach tego autora jest zbyt wiele wulgaryzmów, narkotyków a zbyt mało akcji. Ten ostatni zarzut jest moim zdaniem najmniej prawdziwy, ponieważ o ile Żulczykowe postaci we Wzgórze psów rzeczywiście ćpają i przeklinają, o tyle na brak akcji nie można narzekać. Po delirycznej Warszawie w Ślepnąc od świateł pisarz zabiera nas na polską prowincję, do małego miasta, gdzie wszyscy się znają na wylot. Naszymi przewodnikami jest para małżonków, Mikołaj i Justyna. Ona – dziennikarka, która straciła pracę, on – pisarz z trwałą blokadą twórczą. Kredyt i długi zmuszają do tymczasowej, jak sądzą, emigracji ze stolicy do rodzinnego miasta Mikołaja. W oczekiwaniu na lepsze czasy będą musieli zmierzyć się z lękami, o których dzięki wygodnemu życiu w Warszawie mogli wcześniej nie myśleć. Zybork to tysiące innych polskich miast znajdujących się gdzieś poza zasięgiem pendolino. Miejsce, z którego albo się ucieka, albo któremu daje się przeżuć i wypluć. Gdy dodamy do tego despotycznego ojca, traumy młodości i patologię wyglądającą zza każdego rogu, to wspomniane wyżej zmierzenie się ma siłę zderzenia z walcem drogowym. Myślę, że w tym miejscu powinnam napisać kilka słów o Mikołaju Głowackim. Może to jest mój pech, Mikołaj jest facetem, na jakiego regularnie trafiam. Całkiem fajny, całkiem przystojny i inteligentny, z którym świetnie się dogaduję, ale który ostatecznie okazuje się być zupełną dupą wołową, gdy chodzi o podejmowanie decyzji i wywiązywanie się z zobowiązań. Jego życie nabiera jakichś logicznych ram wyłącznie dzięki Justynie. Niektórzy twierdzą, że w Zyborku Mikołaj przechodzi transformację, dorośleje. Osobiście uważam, że daje kolejny popis kompletnego poddania się wpływom otaczających go ludzi. Wątek „dorastania” jest stałym motywem u Żulczyka. W każdej jego powieści dorosłość ma inne oblicze, jakby próbował znaleźć odpowiedź na pytanie, czym ta dorosłość właściwie jest? Czy jest nią niezależność i samodzielność? Być może wręcz przeciwnie, jest to umiejętność życia w świecie trwałych zależności? Pozostawię te pytania bez jednoznacznej odpowiedzi, zresztą, bohaterowie powieści też ich nie mają, choć może im się wydawać inaczej.
Źródło: Świat Książki
W prozie Żulczyka niezwykłe jest to, że choć jest to literatura typowo rozrywkowa, kiedy już w pamięci wyblakną szczegóły fabuły, pozostają trudne pytania. Jak to o dorastanie, ale w przypadku Wzgórza... również o wartości. Jak daleko można się posunąć w wymierzaniu sprawiedliwości, żeby nie stała się zwykłą zemstą? O to samo pytałam siebie przy oglądaniu Pokot i lekturze Olga Tokarczuk, można wręcz pójść dalej – czy naprawdę w takich ludziach widzimy dzisiaj bohaterów? Wzgórze psów to dobrze napisana powieść. Jest kilka potknięć i parę dość powierzchownie nakreślonych postaci, jednak dzięki wartkiej akcji szybko o nich zapominamy. Żulczykowi udało się zbudować niesamowity klimat rodem z Twin Peaks - zarówno na poziomie fabuły (kto zgwałcił i zamordował Darię?), jak i umiejscowienia wydarzeń w mrocznych, wilgotnych mgłą lasach mazurskich. Myślę, że odchodząc od raczej młodzieżowej literatury, jaką było Zrób mi jakąś krzywdę czy Radio Armageddon, Jakub Żulczyk przeszedł na nowy poziom, tym samym otwierając się na nowych czytelników.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj