W czerwcu, nakładem wydawnictwa Marginesy, ukazało się wznowienie debiutanckiej powieści Ernesta Hemingwaya w nowym tłumaczeniu Macieja Potulnego. Zaś słońce wschodzi (poprzedni przekład Bronisława Zielińskiego z 1958 r.: Słońce też wschodzi) doczekało się po latach istotnej korekty językowej. Przywraca ona surowy, lakoniczny i dynamiczny styl noblisty, którym Hemingway w 1926 r. wdarł się na salony literackie. Kontrowersyjny debiut portretuje traumy i nadzieje straconego, amerykańskiego pokolenia, które próbuje odnaleźć się w powojennej rzeczywistości. Aspirujący młodzi artyści, skupieni wokół paryskich kawiarni, spędzają czas na zabawie i romansach. Gdzieś pomiędzy kolejnymi kieliszkami wypitego alkoholu obnażają przed nami swoje lęki i szukają nań antidotum. Bohaterowie Hemingwaya są skonstruowani zwięźle i prosto, co stanowi o ich sile; żadne z nich skomplikowane koncepty psychologiczne, zaledwie zdewastowane egzystencją proste dusze, napędzane widoczną na pierwszy rzut oka obsesją.
Źródło: Marginesy
Żeby lepiej wyczuć nastroje panujące na kartach powieści, warto wczytać się w motto poprzedzające tekst główny, zaczerpnięte przez autora z Księgi Koheleta:
„Jedno pokolenie przychodzi, a drugie odchodzi; ale ziemia pozostaje na wieki… Zaś słońce wschodzi i słońce znowu zachodzi oraz zdąża do swego miejsca, gdzie ma wzejść… Wiatr idzie, stale krążąc; idzie na południe, a zwraca się ku północy i wraca po swoich wirach… Wszystkie rzeki idą do morza, a jednak morze się nie zapełnia; do miejsca skąd wychodzą rzeki – tam wciąż wracają.”
Odczytać je można jako tryumf niewzruszenie trwającej Natury nad marną i krótką egzystencją człowieka. Stąd też w postawie bohaterów i dialogach dostrzeżemy próby walki i pogodzenia się z własnym przemijaniem:
„ - Nie nachodzi cię czasem myśl, że życie cię omija? Że nie w pełni korzystasz z jego uroków? Dociera do ciebie, że już masz za sobą niemal połowę czasu, który został ci dany? (…) Wiesz, że mniej więcej za trzydzieści pięć lat będziemy martwi? (…) - Miałem w życiu dosyć trosk. Przestałem zawracać sobie nimi głowę.”
Marginesy / fot. autora
Jest coś obiecującego i optymistycznego w odpowiedzi głównego bohatera – Jake’a Barnes’a (alter ego samego autora). Z zaciśniętymi zębami stawia on opór sile, która wciąż i wciąż próbuje go złamać. Jest to również widoczne w innym aspekcie powieści – miłosnym. Pała on bowiem uczuciem do nietuzinkowej Brett, która swoim wyzwolonym podejście do życia hipnotyzuje paryską bohemę. Jednak na drodze do ich szczęścia staną nie tylko inni rywale, lecz także przeszłość kochanków, a wreszcie sama Natura.
„Przede wszystkim musisz się w kobiecie zakochać, żeby stworzyć podstawę do przyjaźni. Moją przyjaciółką była Brett. Nie zastanawiałem się, jak to wygląda z jej strony. Czerpałem korzyści nie dając nic w zamian. To jedynie odwlekało moment wystawienia rachunku. Przed rachunkiem nie da się uciec. Na tę przyjemność zawsze możesz liczyć.”
Zaś słońce wschodzi to powieść wielowątkowa. Z jednej strony wspaniale portretuje Paryż lat dwudziestych ubiegłego wieku; przedstawia modne wówczas miejsca, które dzięki autorowi do dziś cieszą się zainteresowaniem (jak chociażby słynna już kawiarnia Le Select). Z drugiej zaś strony odkrywa przed nami mroki ludzkiej natury, niezaleczone rany, z których sączy się gorycz i zwątpienie. Codzienność upływa tu na leczeniu kaca i brataniu się środowisk artystycznych z arystokracją; praca to lakoniczna reporterska korespondencja za Ocean – dzięki której (za pośrednictwem szybkich przekazów z Western Union) można chlać dalej. Terapeutyczna okaże się podróż do Pampeluny na coroczną fiestę. To właśnie w drodze na tamtejszą uroczystość udręczeni bohaterowie zregenerują siły i nabiorą wigoru. Dzikie górzyste tereny oraz wartkie strumienie obfite w okazałe pstrągi – to tylko niektóre z atrakcji. Napięcie wewnątrz grupy narasta i znajdzie ujście u kresu wyprawy, podczas corocznego święta Sanfermines. Najpierw encierro – tradycyjne przepędzanie byków ulicami miasta, a następnie corrida – stworzą wspólnie arenę, na której w szranki stanie nie tylko człowiek ze zwierzęciem, ale również autor z pisarstwem. Dzięki swemu kunsztowi i alegoriom celnie uchwyci uniwersalne prawdy, przemieniając tę z pozoru hulaszczą prozę w powieść z kluczem. Po lekturze warto zajrzeć do posłowia od tłumacza. Z krótkiej notki dowiemy się, skąd wzięło się "zaś" w tytule – i to na początku! Ale nie tylko. To cenne źródło informacji o stylu Hemingwaya i okolicznościach, w jakich przepadł on w poprzednim tłumaczeniu. Dowiemy się, że przy pracy nad powieścią amerykański noblista szczycił się prostotą jej formy, zaznaczając, że Sun Also Rises (tytuł oryginalny) będzie mógł czytać każdy człowiek z wykształceniem średnim. Do książki załączony jest również miły upominek – aneks w formie pocztówki zawierający odbitkę ostatniej strony rękopisu Sun Also Rises.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj