Zieja to film w reżyserii Roberta Glińskiego na podstawie scenariusza Wojciecha Lepianki. Produkcja ukazuje losy księdza Jana Ziei - duchownego, będącego moralnym wzorem i pacyfistą, a jednocześnie żołnierzem, kapelanem Szarych Szeregów i AK, opozycjonistą oraz współzałożycielem Komitetu Obrony Robotników.  W Ziei najpierw przenosimy się do lat 70., a duchownego poznajemy jako mężczyznę w podeszłym wieku. Już sam wygląd granej przez Andrzeja Seweryna postaci wiele nam o niej mówi - przypomina ascetę, mistyka. „Wygląda jak święty” - zauważa major SB, Adam Grosicki, bohater portretowany przez Zbigniewa Zamachowskiego. Na początku filmu ksiądz Zieja zostaje wezwany przez Grosickiego na przesłuchanie. Władza chce poznać szczegóły działalności duchownego w Komitecie Obrony Robotników. Przesłuchanie nie jest jednak typowe - przeradza się bowiem w coś na kształt kazania. W formie retrospekcji otrzymujemy opowieść o przeszłości duchownego - poznajemy wydarzenia z jego życia ukazane na tle historii Polski. Ze wspomnień wyłania się obraz duchownego jako postaci krystalicznej, pacyfisty, prawdziwego, miłosiernego chrześcijanina, człowieka samodzielnie myślącego i kierującego się miłością do bliźnich - bohatera dobrego do szpiku kości. Zieja podważał ideał oddania życia za ojczyznę, a granice państw nie miały dla niego znaczenia, gdyż wszystkich ludzi uważał za jedną wspólnotę. Od Kościoła i idei narodu ważniejsza była dla niego Prawda i nikomu nie odbierał prawa do bycia człowiekiem. Był buntownikiem wobec irracjonalnych zasad kościelnych, przeciwstawiał się swym zwierzchnikom. Głosił hasła, że “Kto ma Boga, ten nie potrzebuje religii” i namawiał do tolerancji. W dzisiejszym klimacie politycznym produkcja TVP, której premiera została opóźniona przez pandemię, może mieć więc wymowę niemalże antypropagandową.  Trzeba więc przyznać, że samo przesłanie filmu jest niezwykle ważne, szczególnie w dzisiejszych czasach. Problem jednak w tym, że ten świetny temat został obudowany w filmowo niezbyt nieciekawą formę i fabułę. Formuła przesłuchania przerywanego wspomnieniami w tym przypadku wyszła nudnawo. Film stanowi po prostu ilustrację życia Ziei i jest wyłożeniem jego wartości. Duchowny snuje swoją opowieść, recytuje kazania, a my jako widzowie już przed połową filmu przestajemy mieć wobec produkcji jakiekolwiek oczekiwania. Nie ma w filmie nic, co szczególnie wynagrodziłoby nam dotrwanie do końca. Nie jest zbyt wciągający, nie angażuje i ogląda się go na stałym poziomie emocjonalnym. Nawet w scenie, w której powinniśmy się martwić o duchownego, ponieważ Grosiński jest bardzo bliski znalezienia pieniędzy przeznaczonych na pomoc robotnikom, zupełnie brakuje napięcia.  Zieja jest wzorem moralnym, w związku z tym nie mamy jakichkolwiek wątpliwości, że nie wyda swych przyjaciół. Ta łagodna i idealna postać mogłaby więc zostać skontrastowana z Grosickim. I widać, że twórcy próbują to robić, czyniąc z majora bohatera skomplikowanego. Niestety, z połowicznie udanym skutkiem. Jest postacią słabą i, podobnie jak w przypadku całego filmu, nie udało się sprawić, byśmy odczuwali w stosunku niego jakieś emocje. Ani nie zasługuje na naszą sympatię, ani na antypatię. W gruncie rzeczy nie obchodzi nas jego los i to, czy wygra walkę z alkoholizmem.  Aktorsko film jest przyzwoity, z wyjątkiem kilku mniej udanych ról epizodycznych. Andrzej Seweryn zręcznie połączył godność, surowość niezachwianej moralności Jana Ziei, z jego jednoczesną łagodnością, którą obserwujemy chociażby w głosie czy spojrzeniu aktora. Bardzo dobrą decyzją było obsadzenie w roli młodego Ziei Mateusza Więcławka, ponieważ udało się zachować podobieństwo pomiędzy duchownym w młodości i w duchownym w podeszłym wieku. Ogólnie Zieja nie daje aktorom wielu okazji do zaprezentowania aktorskich możliwości. Na tle stonowanego, trochę nudnawego aktorstwa wyróżnia się jednak Rafał Zawierucha. Chociaż jego rola jest niewielka, to robi wrażenie i zapada w pamięć. Celem filmu było sportretowanie postaci Jana Ziei i to założenie zostało zrealizowane. Jednak w przypadku filmu fabularnego chciałoby się dostać to, co najważniejsze - emocje. Tego brakuje. Doceniam, że produkcja pokazuje, czym jest prawdziwe, mądre chrześcijaństwo i nie funduje nam hagiograficznej propagandy. Szkoda tylko, że całościowo film kiepsko się broni. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj