Niedźwiedź – mistrz, DiCaprio – tytan pracy, a co do reszty... Bez spoilerów oceniamy film Zjawa, który został oparty na książce Michaela Punke pod tym samym tytułem. Jego premiera w polskich kinach już 29 stycznia.
The Revenant to z pewnością piękny film (w sensie zdjęć). To z pewnością również wielki aktorski wysiłek Leonardo DiCaprio. Pytanie tylko, czy Oscary dają za wysiłek czy za aktorstwo. Dowiemy się już niedługo, acz wszystko wskazuje na to, że tym razem Leo dostanie wreszcie upragnioną statuetkę. Może nie za najlepszą ze swoich dotychczasowych ról, ale tak to już bywa z tymi Oscarami.
O co chodzi z tą
The Revenant? Podobnie jak przy poprzednich filmach Iñárritu nie potrafiłem przebrnąć przez ten film do końca, wierząc w szczere intencje reżysera. Jakoś nie przekonuje mnie myśl, że to miał być po prostu dobry film. Wygląda to tak, jakby Iñárritu chciał za wszelką cenę zrobić film oscarowy. Jakby spotkał się wiele miesięcy temu z DiCaprio i powiedział mu: "Tak cię przeczołgam przez te dwie godziny na ekranie, że muszą ci już dać tego Oscara". Jakby ekstremalność tej historii miała wytłumaczyć wszystko (od dziur fabularnych po nachalną symbolikę na poziomie teatrzyku z gimnazjum) i usankcjonować tę fabułę jako dzieło sztuki. A co tak naprawdę dostajemy? Lekko opartą na faktach historię pana, który poturbowany przez niedźwiedzia zostaje porzucony w dziczy i jakoś nadludzkim wysiłkiem woli wraca do swoich. By podkręcić dramaturgię, dodano tu wielki motyw zemsty i cały wątek rodziny - jakby nie wierząc, że sama odyseja głównego bohatera wystarczy, by unieść tę opowieść.
No url
Do tego świetnie oddano realia początków XIX wieku oraz mroźnej amerykańskiej zimy. I w zasadzie tyle. Właśnie w naszych kinach (i nie tylko naszych) wylądowały w odstępie kilkunastu dni dwie wizje zaśnieżonego Dzikiego Zachodu - Tarantino i Iñárritu - a ja znacznie bardziej wolę to, co proponuje nam Quentin w
The Hateful Eight. On bowiem nie udaje, że bawi się schematami, na nowo układa zgrane karty, przestawia klocki w trochę inną autorską budowlę, by nas po prostu rozerwać. Tymczasem film Iñárritu (stworzony dokładnie według tych samych zasad - fabularnie, wizualnie i koncepcyjnie czerpiący z wielu starszych tytułów: od
The Last of the Mohicans po
Star Wars: Episode V - The Empire Strikes Back) udaje, że jest czymś innym - nie filmową sztuczką, zabawką w rękach sprawnego rzemieślnika, a wybitnym dziełem sztuki, które należy chłonąć z czcią i szacunkiem. Jak widać po oscarowych nominacjach, mnóstwo ludzi na tę zagrywkę się nabrało (podobnie jak roku temu).
The Revenant to nie jest zły film, ale z pewnością nie tak wybitny, jak jest to nam sugerowane. Warto go zobaczyć, by uświadomić sobie, jaką ciężką robotę wykonał DiCaprio; że (nawet ze świadomością, iż tuż za brzegiem kadru czeka na niego ciepła przyczepa pełna koców i alkoholi) wiele ze scen, które tu nakręcił, wymagało od niego niesamowitych ilości energii. Sekwencja z niedźwiedziem to prawdziwe mistrzostwo współczesnego kina - szkoda tylko, że nie znalazła się w filmie, który by jej dorównywał.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h