Swojskie małe miasteczko na uboczu, prześladujące je słowiańskie demony i walczący z nimi Żniwiarze, będący połączeniem grimmów z Grimma i braci Winchester z Nie z tego świata – tak, Paulina Hendel powraca z piątą częścią cyklu żniwiarskiego. Czy warto było czekać? I tak, i nie. W Czarnym świcie czytelnik odnajdzie wszystkie elementy, które urzekły go (lub nie) w poprzednich tomach, a jednocześnie nie znajdzie niczego nowego. Jeśli jednak to mu nie przeszkadza, będzie wysoce usatysfakcjonowany. Potwory, walka, rozterki moralne, ludzie dobrzy i źli, mądrzy i głupi, zarówno ci żywi, jaki i przebywający w Nawii – w finale dzieje się wiele, zmierzając do kulminacji, która podąży w zupełnie nieoczekiwaną stronę. Pod koniec Drogi dusz Magda Wojna po raz kolejny wróciła z zaświatów (tym razem „namacalnych”) w nowej postaci, w ostatnim momencie ratując Feliksa przed linczem, gdy przerażeni powszechnym pojawieniem się demonów mieszkańcy Wiatrołomu za wszelką ceną starali się znaleźć winnego i jak zwykle w przypadku rozwścieczonego tłumu, wybrali nie tego, co powinni. Czy tajemnica Żniwiarzy powinna wyjść na jaw? Czy w ogóle ktoś im uwierzy, mimo naocznych doświadczeń? A przede wszystkim – czy wyjdzie to komukolwiek na dobre?
Źródło: We need YA
Czarny świt, podobnie jak Droga dusz, rozgrywa się dwuwątkowo, rozdzielając to, co dzieje się w Wiatrołomie od przygód Mateusza i Nadii w zaświatach, w których utknęli raczej nieodwołalnie, podczas gdy ich jedyną łącznością z Magdą są wiadomości przesyłane przez zwida. Dwupoziomowość opowieści ubarwia ją, ale momentami spowalnia tempo całości. Zwłaszcza w uniwersum ziemskim pojawiają się wątki nie do końca potrzebne, jak postać Doriana Orłowskiego czy żony pana Waldemara, nadwornego lekarza Żniwiarzy i kiboli. Pierwszy Żniwiarz nadal wydaje się irytujący, ale przynajmniej nieco dokładniej poznajemy jego intencje.
Ogółem akcja toczy się potoczyście, dialogi płyną wartko, opisy nie nużą, a kilka scen zapiera dech w piersiach w ten niepokojący, a jednak przyjemny sposób. Nie zawsze bywa wesoło i nie wszystkim bohaterom dane będzie dotrzeć do finału „całymi i zdrowymi”. Cóż, w cyklu Żniwiarza autorka już nas zdążyła do tego  przyzwyczaić, a jednak chwilami łza się w oku zakręci. Chociaż śmierć nie zawsze oznacza koniec końców. Podobnie jak w przypadku powieści Pauliny Hendel - czytelnicy mają cichą nadzieję, że Czarny świt nie jest ostatnią częścią serii i z czasem pojawią się nowe przygody Magdy Wojny i jej kompanii. Po raz kolejny na podkreślenie i uznanie zasługuje oprawa graficzna – podwójna, ażurowa okładka z tytułem serii i kryjącą się pod nią grafiką projektu Anny Jamróz została doprawdy świetnie obmyślona i zrealizowana.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj