Tak Kagaku­san ćwiczy się do łuku, tak Kagaku­san znika i się rozwiewa, i tak mistrzostwo łuku Kagaku­sana trafia do celu w górskiej ciszy. Kiyoko sama niemal znika, wciągnąwszy się w siebie z wdechem zimnego powietrza. Dwanaście lat życia i stało się oczywistym, że lewe ramię Kiyoko nigdy nie dorówna prawemu ramieniu Kiyoko. Prawe wyżej, lewe niżej. Ramię zdrowe, ramię strute przez zazdrość drugiemu ramieniu. Pan Aigo doradził Kiyoko ćwiczyć się w łucznictwie. Pan Aigo zna rodzinę Kagaku, w której od początku ery Tokugawa przekazywana jest ryūha łucznictwa świątynnego spod Kyōto: Nikurin­ha. Na prośbę pana Aigo przyjmą przecież uczennicę z rodu samurajów. Kagaku Kazuki, syn starego pana Kagaku, ma posturę muskularnego Buddy. Klęka do strzału, zsunąwszy czarne kimono, a pot lub rosa lśni na jego baloniastym brzuchu. Kyūjutsu Nikurin­ha wymaga nie tylko posłania strzały z jednego końca hallu Sanjūsangen­dō na drugi, ale także trafienia tam w cel. Łuk jest wyższy od łucznika. O świcie, wtedy Kagaku ćwiczy najczęściej, cień łucznika sięga ku celowi długim szponem. Jest tak cicho, że Kiyoko słyszy źdźbła trawy prostujące się spod nacisku szponu­cienia. Kagaku­san wypuszcza strzałę. Cień strzały wyprzedza strzałę. Strzała podróżuje tak długo, że Kagaku­san ma czas opuścić łuk i obrócić wzrok na Kiyoko. Strzała podróżuje tak długo, że nie potrzebuje łucznika. Kiyoko nie porusza się, nie mruga, nie mówi. Nie ma Kiyoko. Nie ma Kagaku­sana. Nie ma łuku. Dwunasty rok życia: między wydechem i wdechem. Dali jej mniejszy łuk, do ćwiczenia stawów i pleców. Układali jej kręgosłup, ręce, szyję, głowę, nadgarstki, biodra, przeponę, palce, jelita, płuca, serce, oczy, myśl. Liczyli powtórzenia. Przez pierwsze trzy lata miała strzelać do walca słomy odległego o dziesięć shaku. Wolała patrzyć, jak inni strzelają. I Kagaku­san w końcu wolał, żeby jego strzelanie dochodziło celu na oczach znikającej Kiyoko. O świcie ponad Okamū i zakolem rzeki. Na łące na wschodnim zboczu Góry Pijanego Księżyca. W porze rosy. Taka jest ryūha rodu Kagaku: sztuka łucznictwa bez­siebie. „Muga to piękno świata dla nikogo i bez nikogo. Muga to doskonałość jedności. Dlaczego lewe ramię zazdrości prawemu? Nie ma żądzy, nie ma strachu i nie ma błędu, gdy nie ma ciebie i nie­ciebie. Potykasz się, potykamy się zawsze o tę krawędź: granicę między tym, co jest tobą, i tym, co nie jest tobą”. Wciągnij powietrze. „Nie ma granicy”. „Nie ma granicy”. „Nie ma granicy. Muga to wielka nieobecność. Muga to wielka miłość. To celność miecza i nieskończone miłosierdzie oświeconego. Strzała nie potrzebuje łucznika. Doskonałość nie potrzebuje «ja». Nie ma granicy, moja Kiyoko”. Wciągnij siebie. Ona jednak nigdy nie trafi do celu dalszego niż ćwiczebna słoma. Dwunasty rok życia i te świty ciszy napiętego drzewca, co drugi dzień, poranek rangakusha i sokki, co drugi dzień, mała Kiyoko w szarym kimonie stopa za stopą wzwyż stromego zbocza, a między zaspanymi górami toczą się jedwabne obłoki, świerszcze wibrują trawę. W rękach — książki. W rękach — łuk. Nie dziwisz się? Świętej pustce we wnętrzu dziecka, doskonałej nicości za rozkosznym uśmiechem dziewczynki. Jedno Słońce rozbłyska w każdej kropli rosy — w każdej kropli rosy, to jedno Słońce. Chmury na ziemi — domy na niebie — świat przewraca się na drugi bok. I to także zdarzyło się jej owego roku dwanaście, dwudziestego piątego roku Meiji. Poszła zbierać grzyby matsutake z lasu czerwonych sosen, unkai wezbrało zaś wbrew porze dnia i roku, zasnuwając doliny i przełęcze, i Kiyoko zatonęła w chmurach. Śniło się jej, że płyną po niebie armady dziwnych domów jak klocki, ale kiedyż to spała? Idąc? Płynąc? Na futonach obłoków. Wychodzi z fali powolnych bałwanów bieli na wysokie łąki Trzech Dolin. Półnadzy robotnicy pracujący przy drodze żelaznej pokazują ją sobie palcami. Szare kimono Kiyoko — bezdźwięczny wodospad mgły — dziewczynka wypluta przez Ryūjin. Pokazują ją sobie palcami: Musume Un, Musume Un. Zagubić się w unkai znaczy zgubić się między niebem i ziemią. Na drewnianej wieży pod granią siedzi stary yamabushi i dmie w muszlę jinkai, gdy spostrzeże niebezpieczne obniżenie rozlewu chmur. Wojenna melancholia pulsuje ponad świerkami i sosnami morską nutą. Zagubić się w unkai znaczy zagubić się w sobie. Po dwunastu latach wyszła na inne łąki. Świat przewrócił się na drugi bok. Wielkie jak pagoda serce stali obraca się w powietrzu nad błękitną tonią rzeki. Z jam smolnych wybuchają bąble tłustego dymu. Oficer Ministerstwa Kolonizacji w czarnym europejskim mundurze galopuje na młodym siwku wzdłuż błotnistego brzegu. Na wyższych od sosen masztach rozstawionych w niecce doliny — chorągwie ze znakami Kaitakushi. Rzemieślnicy żelaza machają do Kiyoko i śmieją się. „Co robicie?” „Okręty dla cesarza”. Dali jej słodkiego soku z moreli i posadzili na pancernym biodrze lokomotywy. Huk młotów rozdreszcza skórę. Dokoła Kiyoko biega i pokrzykuje więcej ludzi, niż ludzi dotąd widziała. Myśli o czarno­białych miastach barbarzyńców wypalonych na fotografiach doktora Aka. Myśli o kanji 捗, o postępowaniu naprzód. W nozdrzach — zapach owoców mikan i wygasłego ogniska. Oficer zapytał ją o imię i o to, jak tu trafiła. „Zgubiłam się w chmurach”. Oficer zapytał ją o dom. „Ōkamu”. „Z Dolin nie ma drogi na południe i zachód. Są tylko góra, wodospady i urwisko”. Na uwięzi powrozów grubych jak udo zapaśnika zaprzęg ośmiu wołów ciągnie, ciągnie to serce stali. Kanciaste kłębowisko płacht brudnego metalu. Kołysze się lekko w powietrzu, lampion skała, skała origami, origami grzmot. Od patrzenia na ową masywną niemożliwość cierpną Kiyoko podniebienie i wargi. Oficer podąża wzrokiem za jej spojrzeniem. Uśmiech lśniących guzików czarnego munduru. Pobłażliwość miecza skrytego w pochwie. Wrzask czerwonych blizn zagłuszający połowę twarzy oficera. „Więc teraz ty także służysz sekretom cesarza”. Świat przewrócił się na drugi bok. W owym czasie w Kraju Bogów działało zaledwie kilka linii kolejowych, wszystkie zbudowane przez ludzi Zachodu. Pierwszą linię na Hokkaidō, z kopalni Ishikari do portu Otaru, poprowadził gaikokujin Crawford. Lecz do Trzech Dolin nie zostaną dopuszczeni cudzoziemcy z żadnych państw Zachodu, które istnieją. Trzy Doliny budują własną kolej, systemu brytyjskiego, z parowozami amerykańskiej kompanii H.K. Porter — aby dowozić tu rudę z Nanae, ludzi i maszyny z portu Hakodate, rzadkie surowce z Korei i Chin. W dwudziestym piątym roku Meiji kopalnie węgla Damasi i Adamasi nie są jeszcze niczym więcej niż dziurami w ziemi, ponad którymi chwieją się bambusowe rusztowania. Cesarska Górska Stocznia to pogrążony w chaosie i błocie obóz prospektorów i kolonizatorów. Robotnicy mieszkają w szałasach i namiotach rozstawionych na północnym zboczu Pierwszej Doliny, pod linią lasu. Unkai przepływa dwa chō powyżej, od przełęczy do przełęczy. I Góra Pijanego Księżyca, i Szczyty Wierzbowe, i łańcuch Okachi, aż do paszczy wulkanu — wszystko przecięte wpół przez tę poziomą lawinę chmur: to jest połowa nieba, to jest połowa ziemi. Kiyoko zasypia na chłodnym łonie niewkolejonej jeszcze lokomotywy. Zapatrzona w pióropusze iskier pod falami obłoków. Tak unkai nakryło ją miękką kołdrą. Oficer Kaitakushi nazywa się Tomoe Ryuunosuke, to on stoi tu na straży Błogosławionego Przymierza. Nie dopuści do Cesarskiej Górskiej Stoczni nikogo, kto nie ma imiennego pozwolenia z Biura Kolonizacji. Dotarcie do wioski Ułaskawionych traktem dokoła gór zajmie Tomoe dzień i większą część nocy. Matka Kiyoko czeka na werandzie. Wszyscy wujkowie Ōkamu poszukiwali Kiyoko. Palą się pochodnie i ogniska. Rozbudzone psy skamlą pod Księżycem. Oficer Tomoe wypuszcza ze swej dłoni dłoń Kiyoko. Kiyoko chce pobiec do mamy; powstrzymuje się. Tylko uśmiech wypełnia jej twarz jak płomień­ lampion. Słyszy męczeńskie chrapanie wujka Masa. Babka Reina siedzi na tylnych schodkach i moczy krzywe nogi w krystalicznej poświacie Księżyca. W poprzek ścieżki maszeruje fioletowa żabka. Matka Kiyoko dotyka czołem desek werandy. Tomoe Ryuunosuke w odpowiedzi zgina się w mechanicznym ukłonie. Nie obrazili się żadnym uczuciem. Inni potem pytali Kiyoko, raz za razem; lecz nie matka. Kiyoko służy teraz sekretom cesarza. Ojciec wiedział, że nie ma szans na zwycięstwo; walczył do śmierci, gdyż to była jego droga.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj