Jest rok 997 naszej ery, koniec wieków barbarzyństwa. Anglia na zachodzie mierzy się z atakami Walijczyków, a na wschodzie – wikingów. Lokalni przywódcy naginają królewskie zarządzenia do swoich celów, sprzeciwiając się władzy i nie dbając o los prostych ludzi. Ponieważ w kraju nie ma ściśle wytyczonego prawa, króluje chaos.
W tych burzliwych czasach splatają się losy trójki bohaterów. Życie młodego szkutnika zmienia się w chwili, gdy jego dom zostaje zniszczony przez wikingów, a jego rodzina musi uciekać do miejsca, w którym traktowani są jak intruzi… Pewna kobieta wychodzi za mąż z miłości i płynie z Normandii do Anglii, kraju swojego małżonka. Szybko jednak przekonuje się, że wśród zupełnie innych obyczajów i ludzi stale zaangażowanych w walkę o wpływy musi uważać na każdy swój krok… Mnich marzy o przekształceniu opactwa w centrum nauki, które będzie podziwiane w całej Europie.
Każde z nich wejdzie w niebezpieczny konflikt z przebiegłym i bezwzględnym biskupem, który złamie każde przykazanie, aby zwiększyć swoją władzę i bogactwo.
Wydawnictwo Albatros udostępniło fragment powieści Kena Folletta w przekładzie Anny Dobrzańskiej:
Fragment Niech stanie się światłość
Aldred wiedział, że biskup Wynstan będzie wściekły. Burza rozpętała się dzień przed ślubem. Rankiem opat zawezwał go do siebie. Nowicjusz, który przyszedł go o tym powiadomić, dodał, że przybył brat Wigferth z Canterbury, i Aldred od razu wiedział, co to oznacza. Nowicjusz znalazł go w krytym przejściu łączącym główny budynek opactwa Shiring z kościołem mnichów. To tam mieściło się skryptorium Aldreda, czyli trzy stołki i skrzynia z przyborami do pisania. Aldred marzył, że pewnego dnia skryptorium będzie zajmowało osobne pomieszczenie z ogniem płonącym na palenisku, a dwunastu mnichów całymi dniami będzie kopiowało i iluminowało księgi. Tymczasem miał jednego pomocnika, Tatwine’a, do którego ostatnimi czasy dołączył pryszczaty nowicjusz Eadgar. Wszyscy trzej siedzieli na zydlach i pisali na pochyłych tabliczkach, które trzymali na kolanach. Aldred odłożył swe dzieło, by wyschło, zamoczył końcówkę pióra w miseczce z wodą i wytarł ją w rękaw szaty. Udał się do głównego budynku i wszedł po zewnętrznych schodach na wyższe piętro. Mieściło się tu dormitorium; służące właśnie wstrząsały sienniki i zamiatały podłogi. Aldred przeciął pomieszczenie i wszedł do prywatnych kwater opata Osmunda. Izba łączyła w sobie skąpą funkcjonalność z dyskretną wygodą. Stojące pod ścianą wąskie łóżko miało gruby siennik przykryty kilkoma kocami. Na wschodniej ścianie wisiał prosty srebrny krzyż, pod którym stał klęcznik z aksamitną poduszką, wysłużoną i spłowiałą, lecz dobrze wypchaną, by chronić stare kolana Osmunda. Kamionkowy dzbanek na stole zawierał wino, nie piwo, a obok leżał kawałek sera. Wystarczyło spojrzeć na Osmunda, by wiedzieć, że nie jest on zwolennikiem umartwiania się. Chociaż nosił czarną zgrzebną szatę, a na głowie miał wygoloną mnisią tonsurę, był pulchny, miał rumianą twarz, a jego buty zrobiono z kosmatej wiewiórczej skóry. Towarzyszył mu skarbnik Hildred. Aldred już miał do czynienia z tymi dwoma. Podczas ich wcześniejszych spotkań Hildred wyrażał niezadowolenie z jego poczynań – zwykle dlatego, że wiązały się z wydawaniem pieniędzy – i żądał od Osmunda, by ten udzielił mu nagany. Teraz Aldred patrzył wyczekująco na szczupłą twarz skarbnika, z zapadniętymi policzkami, które były ciemne, nawet gdy był gładko ogolony, i zauważył, że Hildred nie wygląda na zadowolonego z siebie, jak zawsze, gdy zamierzał zastawić na kogoś pułapkę. Właściwie sprawiał wrażenie łagodnego. Trzeci obecny w izbie mnich miał szatę ubłoconą po długiej podróży. – Brat Wigferth! – zawołał Aldred. – Dobrze cię widzieć! Obaj byli nowicjuszami w Glastonbury, choć Wigferth wyglądał wówczas inaczej. Z czasem twarz mu się zaokrągliła, zarost zgęstniał, a szczupłe ciało obrosło sadłem. Wigferth często odwiedzał te strony i chodziły słuchy, że ma w Trench kochankę. Był posłańcem arcybiskupa i zbierał daniny należne mnichom z Canterbury. – Wigferth przynosi nam list od arcybiskupa Elfrica – oznajmił Osmund. – Świetnie! – odparł Aldred, choć on również czuł niepokój. Elfric był arcybiskupem Canterbury, przywódcą Kościoła chrześcijańskiego w południowej części Anglii. Wcześniej był biskupem Ramsbury, leżącego niedaleko Shiring, i opat dobrze go znał.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj