W sieci i prasie trwa nagonka na Botoks. Na tyle mocna, że postanowiłem zabrać w niej głos w obronie kogoś, kto jest w moim odczuciu jednym z najlepszych polskich reżyserów ostatnich lat.
Spójrzmy prawdzie w oczy - Patryk Vega jest reżyserem specyficznym, a jego filmy trudno uznać za arcydzieła światowego kina. Pytanie jednak, czy zasługuje na krytykę, którą zbiera za Botoks? Absolutnie nie, z kilku powodów.
Jednym z grzechów mu zarzucanych jest wulgarność, chamstwo i prostackość. Owszem, język używany przez bohaterów jego filmów nie jest najwyższych lotów i tutaj nie ma pola do polemiki. Ale jak to powiedział kiedyś Jacek Piekara - spytany, czemu jego bohaterowie tak klną: "Czy żul spod monopolowego ma posługiwać się trzynastozgłoskowcem?". Wypowiedź tę można spokojnie odnieść do twórczości Vegi. Przyjrzyjmy się, jakie środowiska reżyser portretuje w swoich najbardziej przepełnionych bluzgami tworach. PitBull, wraz ze swoimi kontynuacjami opowiada o dwóch stronach walki z przestępczością. Czy myślicie, że zwykły bandzior będzie przejmował się językiem? A policjant? Stróże prawa z filmów Vegi, nieważne czy z oryginalnego Pitbulla,Pitbull. Nowe porządki czy też Pitbull. Niebezpieczne kobiety, to ludzie pracujący w naprawdę ciężkich warunkach. Nie wmówicie mi, że żaden z Was, nawet przy nieskończenie spokojniejszej pracy, nie pozwala sobie czasem na parę "k...", "ch..." czy "ja pi..." pod nosem. A co dopiero tacy ludzie, którzy narażają zdrowie i życie, swoje i swoich bliskich. To samo zresztą się tyczy służby zdrowia. Spotkałem w swoim życiu masę lekarzy i ratowników medycznych zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej i uwierzcie mi, nie umniejszając nikomu, nieraz ich język przypominał mi bardziej kolegów z warszawskiej Pragi (na której sam się wychowałem) niż ludzi, którzy pokończyli wyższe uczelnie. Taki jest po prostu mechanizm walki ze stresem, nerwami, sposób na spuszczenie pary, który Vega dostrzega, rozumie i stosuje, choć często nadmiernie.
Problem przekleństw nie dotyczy przecież wyłącznie filmów Vegi. Psy, wraz z kontynuacją, Sara, Miasto prywatne... to przykłady tylko z rodzimego kina. W zagranicznym jest ich znacznie więcej, choćby u Tarantino czy Rodrigueza, a o nich jakoś nikt głośno nie mówi. Czy to znaczy, że w obcym języku to tak nie razi? Jakoś nikt nie ma problemu z uznaniem From Dusk Till Dawn za film kultowy, a jest stokrotnie obrzydliwszy i bardziej przesycony prostactwem, przemocą i seksualnością niż cokolwiek, co zrobił Vega. Ale nie, bo tamten film jest z Zachodu, a Patryk pokazuje Polskę w krzywym zwierciadle i to, co w autochtonach najgorsze, a to już jest be. Krytyka i wyśmiewanie jest be. No chyba że to Kali komuś, a nie ktoś Kalemu.
Poza tym trylogia PitBull to nie tylko profanacja naszego języka, to przede wszystkim świetne kino sensacyjne, przepełnione także humorem, często czarnym, i świetnie zagranymi rolami. Tomasz Oświeciński jako Strachu to przykład pierwszy z brzegu. Myślicie, że tak łatwo zagrać przygłupa na sterydach? Przecież scena w więzieniu i słynne "– Marcin przecież jesteśmy kolegami. – Przecież ja cię, ku**a, nie znam" i cały opór bohatera przed opuszczeniem celi to naprawdę dobre aktorstwo. Relacja Majamiego z Olką to też miód na oczy i uszy. No i oczywiście Bogusław Linda jako Babcia, ale tego pana i jego dorobku nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, zaś sam fakt, że chwalił obraz Vegi i nazywał go "najbardziej okrutnym filmem w Polsce", mówi wiele.
Prócz bluzgów z reżyserem bezsprzecznie kojarzy się jeszcze jeden termin, mianowicie hiperbola. Widać to choćby we wstępie do wspomnianego Botoks, gdzie podana jest liczba śmiertelnych ofiar zabiegów medycznych. Oczywiste dla widza powinno być to, że reżyser przesadnie eksponuje pewne aspekty, podaje zawyżone czy wręcz wyssane z palca dane, by zaszokować widza. Spotkałem się już z zarzutami w stronę Vegi, mówiącymi o społecznej szkodliwości takich zabiegów. Jak dla mnie to bzdurne ataki. Przecież właściwie od początku istnienia dziennikarstwa przeróżne media, czy to drukowane, telewizyjne czy internetowe, prześcigają się w podawaniu zmanipulowanych informacji w celu wywołania u czytelnika/widza emocji. To samo robi Vega, właściwie w każdym swoim filmie. Należy się więc zastanowić czemu. A odpowiedź jest bardzo prosta, żeby zwrócić uwagę na problem, który istnieje, choć może nie aż w takiej skali, w jakiej jest malowany.
Swego czasu oberwało się nawet Służby specjalne zarówno w wersji filmowej, jak i miniserialowi. O ile jeszcze niechęć do bluzgów PitBull czy niezrozumienie problematyki i przekazu Botoks jestem w stanie zaakceptować, to w przypadku wspomnianych Służb kompletnie nie rozumiem ataku. Że niby to gratka dla fana teorii konspiracyjnych? Budowanie niepokojów społecznych? Jednostronny atak na politykę? Nie, to po prostu kawał solidnego kina szpiegowsko-sensacyjnego, przeniesionego jednak do naszych rodzimych realiów. Vega popuścił tutaj wodze fantazji i wziął na warsztat wydarzenia, które rzeczywiście miały miejsce i połączył je, korzystając z właściwych sobie narzędzi, czyli wspomnianej wcześniej hiperboli i manipulowania danymi, tworząc kino rozrywkowe. Dopatrywanie się tam podtekstów nie ma w ogóle sensu. Sens za to ma rozrywka, jaką ten film prezentuje. Nie znam innego reżysera w naszym kraju, który dorobiłby do sprawy takiej jak samobójstwo Leppera czy sprawy Art B tak sprawny związek przyczynowo-skutkowy. Tak połączyłby kropki na białej tablicy, mieszając to ze swoim stylem.
Styl Vegi jest kontrowersyjny, to prawda, podobnie jak tematyka jego filmów. To, że ma na swoim koncie kilka wpadek, takich jak Ciacho, czy gwałtów na tradycji jak Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć, które niczym się nie bronią, również jest faktem niezaprzeczalnym. Z drugiej jednak strony sam fakt, że drugi z wymienionych filmów w ogóle powstał, z udziałem Stanisława Mikulskiego, jest nie lada wyczynem i dowodem na magię reżysera. Jaką znowu magię? - spytacie. Ano taką, która przyciąga do niego wielkie sławy, taką, która daje im nowe życie, często obsadzając w rolach sprzecznych z ich publicznym wizerunkiem. Spójrzmy prawdzie w oczy, kto Andrzeja Grabowskiego kojarzy z czegoś więcej niż roli Ferdka Kiepskiego? A dzięki Vedze stał się Gebelsem, drugą, w mojej opinii, najbardziej ikoniczną postacią z PitBull. Tego samego filmu, którego kontynuacja pozwoliła Bogusławowi Lindzie na powrót wcielić się w twardego bandziora, który swoim -"Będzie zabójstwo. I ja w nim będę brał udział. A mówię ci to tylko dlatego, że mi tego nie udowodnisz" -mocno zapisał się w klasyce gatunku. A taka Olga Bołądź? Wpierw Białko ze Służb, a teraz Daniela z Botoksu, dwie skrajne i dobrze zagrane role. Wspomniany wcześniej Tomasz Oświeciński? Od bramkarza na dyskotekach do aktora. Alicja Bachleda-Curuś jako zabójczyni? Proszę bardzo, można. Nawet powiedziałbym, że trzeba, bo nie dość, że daje to szansę aktorom na pokazanie się z innej, nieznanej strony, to wyrywa też widza ze strefy komfortu, do jakiej przyzwyczaiły go archetypowe dla danego artysty role.
To, co uważam za rzeczywisty problem reżysera, to jego ego. Słów, takich jak: "Wiedziałem, że robię najbardziej kontrowersyjny film w historii kinematografii tego kraju", ciężko jest mi w jakikolwiek racjonalny sposób obronić. Ciężko mi też powiedzieć, na ile jest to wspomniane ego, a na ile marketingowa maska reżysera chcącego po prostu sprzedać swój film. Ostatnio co chwila trafia się przecież na mentalność "nie ważne jak, ważne, żeby mówili". Skoro zadziałało w przypadku pewnego napoju energetycznego, czemu ma nie zadziałać w branży filmowej czy nawet w popkulturze? Spójrzcie na wywiad, który nasz redaktor naczelny, Dawid Muszyński, przeprowadził z Kunalem Nayyarem z The Big Bang Theory. Bo czy naprawdę jego wypowiedź -"Prawda jest taka, że gram w najlepszym serialu, jaki można znaleźć obecnie w telewizji. Nie budzę się rano, myśląc, co robimy na planie dobrze, a co źle. Czy fanom spodobają się nasze zmiany, czy nie" - tak bardzo różni się od tego, co mówi Vega? Bo według mnie to co najmniej ten sam poziom.
Pod całą tą otoczką veganizmów kryje się jednak naprawdę dobre kino. Nie jest ono może dla każdego, ale wszystkim hejterom reżysera polecam zapoznać się z jego produkcjami czysto sensacyjnymi, zamiast skupiać się na eksperymentach pokroju Last Minute