American Film Festiwal to coroczna impreza organizowana przez Stowarzyszenie Nowe Horyzonty i Kino Nowe Horyzonty, której celem jest przybliżenie polskim widzom nowych zjawisk i nazwisk w niezależnym kinie amerykańskim. Tych kilka październikowych dni to często jedyna okazja, by zobaczyć w Polsce ambitne, niekomercyjne, autorskie kino prezentowane na największym festiwalu filmów niezależnych w Sundance bądź na innych, mniejszych zagranicznych festiwalach. To także okazja, by spotkać się z twórcami filmowymi, uczestniczyć w dyskusjach czy warsztatach, uczyć się i poznawać mniej znane kino amerykańskie. W tym roku w programie festiwalu znalazło się 88 starannie wyselekcjonowanych tytułów poukładanych w 11 blokach tematycznych. Każdy mógł więc znaleźć coś dla siebie, a ponieważ wszystkiego obejrzeć się nie dało, wybór spośród tylu interesujących pozycji był naprawdę trudny. Festiwal przywitał nas uroczyście filmem „Carol”, oczekiwanym dziełem Todda Haynesa z Cate Blanchett i Rooney Marą w rolach głównych. Opinie po seansie były podzielone - z jeden strony chwalono subtelność, piękne kadry i genialne aktorstwo; z drugiej narzekano na mało angażującą emocjonalnie fabułę i zbyt powolne tempo. Z pewnością jednak "Carol" może liczyć się w oscarowych rozgrywkach, więc warto było się z tym obrazem zapoznać także z tego powodu (szczególnie że o dacie kinowej premiery w Polsce nadal nic nie wiadomo). [video-browser playlist="756173" suggest=""] W tym roku na American Film Festiwal sporo było eksploracji. Razem z bohaterami poszukiwaliśmy tożsamości seksualnej i sensu życia, dorastaliśmy i dojrzewaliśmy, oswajaliśmy śmierć. Przeżywaliśmy. Amerykańskie kino niezależne tym razem okazało się niezwykle angażujące i głęboko wdzierało się w duszę, głowę i serce. Zostawiało widzów poruszonych, zmieszanych, z masą refleksji i przemyśleń. „Me and Earl and the Dying Girl”, zwycięzca tegorocznej edycji festiwalu w Sundance, to najlepszy przykład filmu, który trudno było wyrzucić z głowy długo po seansie. Alfonso Gomez-Rejon zrobił wyjątkowy obraz o umieraniu, który został zupełnie pozbawiony patosu i zbędnego dramatu, a za to pełen jest szczerości i - co zaskakujące - lekkości. Dla przeciwwagi dostaliśmy z kolei trudną, wymagającą, naturalistyczną historię w "Opiekunie", filmie Michela Franco nagrodzonym za scenariusz Złotą Palmą w Cannes. Ta nagroda nie dziwi - "Opiekun" jest oszczędny, ale każde słowo zawarte w scenariuszu zostało przemyślane. Tutaj umieranie pokazano w sposób tak odpychający, że po wyjściu z sali kinowej samopoczucie widzów było okropne. I tak właśnie powinno być. Osiągnąć dojrzałość można także przez poszukiwanie siebie w seksie, jak robiła to bohaterka "The Diary of a Teenage Girl". Nastoletnia Minnie z zaskoczeniem odkrywa seksualne uciechy i władzę, jaką daje świadomość własnej kobiecości. Bardzo dojrzały, feministyczny film z mądrą, choć poddaną w zbyt oczywisty sposób puentą. Seks był też ważnym elementem w "Szalonej nocy", "Efektach" czy "Mandarynce", gdzie posunięto się o krok dalej, bo bohaterami tego szalonego, chaotycznego i szczerego, w całości kręconego iPhone'em filmu są transseksualiści. [video-browser playlist="756174" suggest=""] W "Mistress America", które przedstawia bolączki pokolenia Millennialsów, dojrzewaliśmy z bohaterkami, śmiejąc się przez łzy; w ciepłej "Niespodziance" i "Grandma" mierzyliśmy się z niespodziewaną ciążą; we "Franny", "Zabierz mnie nad rzekę", "Dzikiej" dojrzewali nastolatkowie. Samo dojrzewanie przekonało uczestników American Film Festiwal, którzy za najlepszy film uznali "Dope". Zauroczył on wszystkich niesamowitym, nerdowskim tematem, urzekł realizacją, wzruszył mądrością i dodatkowo sprawił, że oglądanie go było dobrą zabawą. Jeśli "Dope" porównywany jest do filmu „Scott Pilgrim vs. the World”, to chyba nie trzeba niczego więcej dodawać - poza tym, że należy spodziewać się bardzo dobrego filmu. Jedną z europejskich premier na American Film Festiwal był film "Kryzys to nasz pomysł", najnowszy obraz z Sandrą Bullock. David Gordon Green przypomina, dlaczego Sandra jest świetną aktorką, która często marnuje się w nieodpowiednich rolach. Sam film został przyjęty różnie, ale Bullock była powszechnie chwalona. Głośną premierą był także oparty na faktach "The End of the Tour" z Jesse'em Eisenbergiem i Jasonem Segelem, który opowiada o spotkaniu pisarza Davida Fostera Wallace'a z dziennikarzem magazynu "Rolling Stone" Davidem Lipskim. Wyjątkowy, mądry, genialnie napisany film, który dla wielu stał się numerem jeden tej edycji festiwalu. Także dla mnie. [video-browser playlist="756175" suggest=""]
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj