Od ponad tygodnia na Twitterze trwa szeroko zakrojona akcja fanów DC i reżysera Zacka Snydera, polegająca na jak najbardziej częstym i gęstym używaniu w postach hasztagu #ReleaseTheSnyderCut, której kulminacja miała miejsce 17 listopada, w drugą rocznicą premiery filmu Liga Sprawiedliwości. Mobilizacja użytkowników popularnego komunikatora z ptaszkiem w logo tego dnia okazała się spektakularna, osiągając ponad 700 tysięcy postów z rzeczonym hasztagiem. Do tego pospolitego ruszenia dołączył nawet sam Zack Snyder, którego wsparła aktorska obsada Ligii – Ben Affleck, Gal Gadot, Jason Momoa i Ray Fisher, których posty na Twitterze i Instagramie osiągnęły od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy polubień. Postom towarzyszyły najczęściej wcześniej niewidziane zdjęcia scen wyciętych z kinowej wersji Ligii Sprawiedliwości i nie trzeba było długo czekać, by do akcji włączyli się inni aktorzy, reżyserzy, artyści, celebryci i dziennikarze, wszyscy nawołujący do wypuszczenia przez Warner Bros tak zwanego Snyder Cut. Snyder Cut to potoczna nazwa wersji reżyserskiej Ligii Sprawiedliwości, filmu który przeszedł ogromne perturbacje i zmiany od czasu rozpoczęcia zdjęć aż do premiery. Jego sytuacja nie przypomina prawie żadnego filmu w historii. Zazwyczaj jeżeli reżyser wyraża taką potrzebę, ma prawo dokonać nowego montażu własnego filmu w celu stworzenia wersji reżyserskiej. Mnóstwo obrazów posiada takowe, czasami zawarte w nich zmiany i dodane sceny są czysto kosmetyczne jak np. Terminator 2: Dzień sądu czy Obcy - decydujące starcie, a czasami diametralnie zmieniają fabułę lub wydźwięk i odbiór filmu, jak choćby ostateczna wersja reżyserska Łowcy androidów, Królestwo Niebieskie czy Superman II w wersji Richarda Donnera. Z tym ostatnim Zack Snyder ma wiele wspólnego - po ukończeniu zaplanowanych zdjęć do filmu, w późnym etapie postprodukcji, został zwolniony ze stanowiska reżysera Ligii Sprawiedliwości, na domiar złego w tym samym momencie, w którym samobójstwo popełniła jego córka Autumn. Oficjalna wersja zdarzeń którą podano do mediów, głosiła, że Zack i jego żona Deborah Snyder w związku z tragedią rezygnują z dalszej pracy przy filmie, ale ta obiegowa, szeptana w kuluarach i przekazywana przez informatorów związanych ze studiem Warner Bros, mówiła o czymś bardziej cynicznym - celowym ruchu czołowych wówczas decydentów dystrybucyjnego giganta, mającym na celu pozbycie się reżysera w celu dokonania własnych zmian w filmie. Wbrew zapewnieniom osób związanych ze studiem o pełnym kontynuowaniu wizji i scenariusza Snydera, czyny zaprzeczały tym słowom; zatrudniony na jego miejsce Joss Whedon wymienił część ekipy produkcyjnej, w tym kompozytora muzyki i operatora zdjęć, przepisując w dodatku scenariusz i dokonując zleconych przez WB kosztownych i sporych dokrętek. W efekcie z oryginalnego filmu Snydera zostały strzępy, pocięte na kawałki i przearanżowane w nowym montażu, z dużą ilością dodanych scen, które ze względu na kilkumiesięczne odstępy czasu pomiędzy nowymi, a starymi, nie kleiły się w sposób sensowny. Ben Affleck wyraźnie tył i chudł pomiędzy scenami, Amy Adams raz miała własne włosy, raz perukę, a Henry Cavill nie przypominał samego siebie przez cyfrowe efekty nałożone na jego twarz; wyjęty prosto z planu Mission: Impossible – Fallout nie dostał zgody konkurencyjnego studia na zgolenie wąsów, które wtedy zapuścił do roli, co doprowadziło do jednej z najbardziej absurdalnych i kuriozalnych decyzji w historii kinematografii – cyfrowego usunięcia wąsów, które kosztowało dobre kilka milionów dolarów. Efekt był groteskowy, a sama „Moustachegate” zapadała bardziej w pamięć niż sam film. To oczywiście tylko mały wycinek problemów, które ekipa filmowa pod wodzą Jossa Whedona próbowała skrzętnie zakryć szybkim montażem, natłokiem efektów specjalnych i żartów. Na pierwszy rzut oka ten kamuflaż działał, ale wystarczyło przestać skupiać się na humorze i zacząć przyglądać technicznym aspektom filmu, by gołym okiem dostrzec jego wady. Gołym okiem było widoczne też, że to nie jest film Zacka Snydera, dlatego fani z nadzieją zaczęli patrzeć w przyszłość w oczekiwaniu na jego prawdziwą odsłonę.
fot. zrzut ekranu
+28 więcej
Czym różni się wersja kinowa Ligii Sprawiedliwości od wersji reżyserskiej? Z informacji, które udało się zebrać w ciągu 2 lat dzięki wszystkim materiałom, jakie ujrzały światło dzienne, i tym co słyszeliśmy od Zacka Snydera czy chociażby Jasona Momoy, to zupełnie inny film. Prawdopodobny czas jego trwania to około 3,5 godziny, długość choćby mającego premierę w ten weekend Irlandczyka. Wiadomo, że łączna liczba scen, w których występowali Cyborg, Flash i Aquaman była znacznie większa, szczególnie ten pierwszy miał potężny wątek pokazujący jego genezę, nazwaną przez Snydera „sercem filmu”. Fani Batmana czujący zawód po zobaczeniu swojego bohatera, rzucającego żenujące żarty o krwawieniu, mogą być spokojni, Batman w wersji Snydera jest silny, groźny i zdeterminowany, by zebrać wszystkich członków Ligii – tych scen także jest więcej, łącznie z Wonder Woman odkrywającą świątynię z wizerunkiem Darkseida, czołowego złoczyńcy uniwersum DC. Jego występ również został potwierdzony. Scena batalistyczna plemion ludzi, Amazonek i Atlantów z siłami Steppenwolfa, w wersji Snydera jest znacznie dłuższą i bardziej spektakularną sekwencją z Darkseidem. Ten retrospektywny moment filmu miał przypominać wojnę elfów z Sauronem z Władcy pierścieni i zawierać pojedynek Darkseida z bogiem wojny Aresem. W scenach podwodnych częściej pojawiała się Mera i grany przez Willema Dafoe Vulko. Flash miał szansę uratowania swojej przyszłej wybranki serca Iris West, a Cyborg życia ojca przed Steppenwolfem, który w finale filmu został skrócony o głowę przez Wonder Woman. Największą zagadką pozostaje nadal udział Supermana. Z dwóch niewykorzystanych scen udostępnionych na wydaniu płytowym, wiemy, że Superman odwiedza swój kryptonijski statek, aby ponownie przywdziać niebiesko czerwony kostium; urywek tejże sceny nie pokazuje niestety, co było dalej, czyli lotu Supermana poza orbitę ziemską, w sekwencji przypominającej tę z Człowieka ze stali. Druga wycięta scena pokazuje herosa odwiedzającego Alfreda w jaskini Batmana. Snyder nie wyjaśnił nadal w jaki sposób w jego filmie Superman zostaje przywrócony do życia, wiemy jedynie, że inaczej niż w wersji Jossa Whedona. Z finałowej bitwy znamy również jedynie urywki udostępnione przez grafików zajmujących się nimi, gdyż praktycznie cała ostateczna sekwencja walki ze Steppenwolfem została zmieniona. Mówiło się nawet o nawiązaniach do Korpusu Zielonych Latarni, a całkiem niedawno Snyder pokazał storyboard ukazujący znanego dobrze fanom komiksów DC Martian Manhuntera. Jak daleko sięgają zmiany przekonamy się, oglądając właściwy film, ale jedno jest pewne – 1,5 godziny dodatkowego materiału to w zasadzie osobny drugi film. Wróćmy na moment do Richarda Donnera. On również został odsunięty od produkcji drugiej części Supermana i zastąpiony przez Richarda Lestera, który zmienił jego wizję, ton i wygląd filmu. Dopiero po prawie 30 latach Donner dostał możliwość zmontowania własnej wersji reżyserskiej Supermana II, tak jak od początku ją widział. Obraz bez zaskoczeń okazał się w opinii fanów lepszy od wersji Lestera. O podobną szansę walczy Zack Snyder, przy ogromnym dziś wsparciu płynącym z wielu miejsc. Bitwę tę można przyrównać do małej kuli śniegowej, która tocząc się przez 2 lata, stawała się coraz większa i większa, by dziś stworzyć istną lawinę. Początki były skromne i trudne. Głównymi ogniskami dyskusji niezadowolonych z wersji kinowej fanów były fora na portalach filmowych, serwis informacyjny Reddit i Youtube. Miejsca te tworzyły punkty zapalne, w których zazwyczaj pełni pasji fani, przy dość niszowym poparciu próbowali dotrzeć do prawdy. Tworzyli narrację będącą mieszanką faktów, ich wyobrażeń i teorii spiskowych, czasami obsesyjnie wręcz poszukując w sieci jakichkolwiek nowych informacji; ta dociekliwość pozwoliła odkryć im mnóstwo detali, i nawet skontaktować się z osobami które były powiązane z filmem lub były częścią ekipy produkcyjnej. Krok po kroku, puzzel po puzzlu składali metodycznie obraz tego co naprawdę wydarzyło się za kulisami Ligii Sprawiedliwości, aż odkryli swoje własne Eldorado – dotarli do samego Zacka Snydera, który widząc narastające poruszenie związane ze stworzoną przez fanów petycją i zwiększającą się liczbą podpisów pod nią, pomimo podpisanej umowy o zachowaniu poufności, umiejętnie omijał zakaz, dzieląc się z fanami zdjęciami, rysunkami oraz skrawkami informacji i smaczków na platformie VERO, podając je często w sposób zawoalowany i zaszyfrowany. Można powiedzieć, że tym samym otworzył metaforyczną puszkę Pandory, powodując nie tylko wzmocnienie pasji i głosu fanów domagających się prawdy, ale też przekonując innych członków jego ekipy filmowej do wyjawienia nowych szczegółów. Po 2 latach uzbierała się ich całkiem pokaźna ilość, a donoszący o kolejnych rewelacjach fani posługiwali się zawsze hasztagiem #ReleaseTheSnyderCut, który był swoistym okrzykiem bojowym, wspólną ideą i banderą, pod którą powstał ruch nawołujący do udostępnienia przez studio Warner Bros reżyserskiej wersji Ligii Sprawiedliwości. Ruch ten praktycznie od samego początku zmagał się z oporem nie tylko mediów, ale też zwykłych widzów i innych fanów, uznających twór znany jako Snyder Cut za fantasmagorię, która nie istnieje i nigdy nie istniała. Po roku cierpliwego uświadamiania, członkom ruchu udało się przekonać niektóre sfery Internetu do swoich racji. Przełomowym momentem było spotkanie z fanami, które Zack Snyder zorganizował w marcu 2019 roku; to tam padły z jego ust słowa, że Snyder Cut jest gotowy, a piłeczka leży tylko po stronie Warner Bros. Duża część mediów zmieniła wtedy narrację, nadal jednak twierdząc, że choć już teraz wiemy, że Snyder Cut istnieje, to nigdy go nie zobaczymy. To nie przeszkodziło jednak fanom w żadnym stopniu, nie zdeprymowało ich, wręcz przeciwnie – potwierdzenie z ust Snydera było dla nich jak certyfikat autentyczności, wiedzieli że skoro film istnieje, można i warto o niego zawalczyć jeszcze mocniej.
fot. Warner Bros
+13 więcej
Czas, intensywność i rosnąca siła ruchu sprawiły, że bardzo duża część dziennikarskiego świata nie tyle zmieniła zdanie, co wręcz zaczęła otwarcie nawoływać w zeszłym tygodniu do wypuszczenia reżyserskiej wersji Ligii Sprawiedliwości, w tym min. Grace Randolph i szef portalu Collider, Steven Weintraub. Wtórowali im Kevin Smith, scenarzysta seriali Zagubieni i Watchmen Damon Lindelof, twórca nowej odsłony serii God of War Cory Barlog, a nawet była szefowa DC Entertainment Diane Nelson. Do akcji włączyli się reżyserowie Scott Derickson, Josh Trank i David Ayer, a także aktorzy Marvela, Dave Bautista i przyszły odtwórca roli Shang-Chi, Simu-Liu. Jednak największe poruszenie wywołało otwarte poparcie Bena Afflecka i Gal Gadot – o tych dwóch napisały czołowe prestiżowe dzienniki takie jak The New York Times, The Hollywood Reporter, Variety i Deadline, a nawet telewizje informacyjne jak BBC News i CNN. Przede wszystkim głos Bena Afflecka dodał wiarygodności ruchowi, a Zack Snyder nigdy nie miał tak silnego i oddanego wsparcia z tak wielu stron. Dlaczego akurat teraz? Obiegowa informacja, od której rozpoczęła się cała szeroko zakrojona akcja w zeszłym tygodniu, mówiła o bardzo ważnym spotkaniu reprezentanta Zacka Snydera z nowym szefostwem Warner Bros. Nie ma wątpliwości, że przedstawiciele poszczególnych odnóg ruchu zostali poinformowani, niektórzy prawdopodobnie przez samego Zacka Snydera, o tym, że tydzień poprzedzający 17 listopada jest najważniejszy w historii całego ruchu i to jest moment, w którym ich poparcie ma realne szanse wywarcia presji wzmacniającej negocjacje. Wsparcie Batmana, Wonder Woman i Aquamana nie było w tym wypadku symboliczne, może się okazać wręcz kluczowe w rozmowach – sukces ruchu przeszedł najśmielsze oczekiwania i praktycznie nie ma dnia, w którym kolejna znana osoba nie wychodziłaby przed szereg z hasłem #ReleaseTheSnyderCut. Warner Bros, będące pod presją od 2 lat, nigdy nie znalazło się pod tak silnym ostrzałem z tak wielu stron, w dodatku nie są to salwy przekleństw i groźby karalne, tylko niemal jednolity, wspólny, pozytywny przekaz dopingujący i nakłaniający studio do zmiany decyzji. Niemal, bo rzecz jasna przekaz ten nie zawsze był tak miły i kolorowy, ale w tym momencie liczy się tylko jego siła i solidarność, która stawia WB w sytuacji dość patowej. Fani pokazali im jasno i wyraźnie, że nie przestaną, a wydarzenia minionego tygodnia, że nacisk z czasem nie zmaleje, będzie jedynie narastał. Zatrzymać go może tylko wydanie reżyserskiej wersji Justice League, z czego szefostwo Warner Bros bez wątpienia zdaje sobie sprawę. Przyszłoroczna premiera platformy streamingowej HBO MAX wydaje się idealnym momentem i miejscem na udostępnienie filmu. Czy taka właśnie będzie jego przyszłość? W tym momencie to słodka tajemnica Warnera i Zacka Snydera, a nam maluczkim zapewne jeszcze przyjdzie poczekać na oficjalne ogłoszenie. Kto wie, może wcale nie tak długo, jak niektórzy myślą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj