Charakteryzacja potrafi czynić cuda. To dzięki niej możemy oglądać na ekranach kin tego samego aktora w różnych, całkiem odmiennych wcieleniach. Metamorfozy potrafią być nieraz naprawdę gruntowne i zapierające dech w piersiach. Bohaterowie trylogii Powrót do przyszłości starsi o trzydzieści lat, czarnoskóry Robert Downey Jr. w filmie Tropic Thunder, Krystyna Feldman jako tytułowy Mój Nikifor albo Robin Williams jako Mrs. Doubtfire – to wszystko zasługa charakteryzatorów. Nie mówiąc już o przemianie aktora w autentyczną postać, którą gra (co mogliśmy podziwiać m.in. rok temu w filmie Ostatnia rodzina o Beksińskich), albo fikcyjnego bohatera z dawnych lat (najnowsze Star Treki). Jednak kino przez cały czas ewoluowało, a tym samym również i charakteryzacja. Z czym to się je, jak wyglądała sto lat temu i czy nadal ma sens?

Charakteryzacja – z czym to się je?

Na czym w ogóle polega praca charakteryzatora? Najprościej mówiąc, jego zadaniem jest nadanie aktorowi cech wyglądu zewnętrznego i osobowości odgrywanej postaci, głównie na twarzy (choć nie tylko). Na zawód ten składają się różne dziedziny: perukarstwo, fryzjerstwo, makijaż czy modelowanie masek przy pomocy odlewów. W przypadku zaawansowanych kreacji trzeba poświęcić nawet kilka(naście) godzin na pełną metamorfozę aktora. Charakteryzator nie może sobie jednak pozwolić na oryginalność, ponieważ zawsze powinien działać według scenariusza oraz uwag reżysera, współpracując także ze scenografem oraz kostiumografem. Nie działa jednak sam, ma do dyspozycji asystentów.

Trudne początki

Wbrew pozorom, charakteryzacja stanowi domenę nie tylko przemysłu filmowego czy modowego, korzenie charakteryzacji sięgają znacznie wcześniej niż powstanie kina, czyli do greckiego teatru okresu klasycznego. Aktorzy – trzeba dodać, że tylko płci męskiej – nosili maski przedstawiające różne stany emocjonalne oraz płeć odgrywanej postaci.

Źródło: materiały prasowe

Charakteryzacja towarzyszy kinematografii niemal od samego początku. Za prekursora filmu fabularnego, do którego napisano umowny scenariusz, jest uważany Polewacz Polany braci Lumière – tych samych, którzy zainicjowali publiczne seanse filmowe. Nie było jednak mowy o profesjonalnej charakteryzacji na przełomie XIX i XX wieku, a to z powodów ówcześnie panujących warunków. Zdarzało się, że aktorzy sami dobierali kosmetyki i odpowiadali za przygotowanie do swojej kreacji pod kątem wyglądu. A rola osobnych charakteryzatorów – jeśli już byli zatrudniani przy produkcji filmów – była raczej ograniczona do nałożenia peruki czy maseczki. Nie było potrzeby większego zaangażowania w charakteryzację, a to dlatego, że mało który film z prymitywnej ery kina posiadał plany filmowe w formie półzbliżenia czy zbliżenia, gdzie byłyby dokładnie ukazane twarze aktorów. Ponadto, dla nadania postaci odpowiedniego wyglądu służyły przede wszystkim kostiumy oraz rekwizyty, a peruki czy sztuczne wąsy już w mniejszym stopniu. Wtedy charakteryzacja (włącznie z kostiumami) pełniła funkcję wyłącznie informacyjną – dzięki niej widz wiedział, kim jest dany bohater.

Makijażowa rewolucja

Pod koniec pierwszej dekady XX wieku kino zaczęło dojrzewać. Metraże stawały się coraz dłuższe, a filmowcy zaczęli doceniać wartość merytoryczną, skupiając się na dialogach oraz emocjach bohaterów. Wtedy też zaczęto wymagać obecności charakteryzatorów na planach zdjęciowych, a aktorzy musieli być poddani pieczołowitej charakteryzacji – i to bynajmniej nie z powodu wyglądu odgrywanej postaci. Stan ten wynikał z niedoskonałości ówczesnego sprzętu. Pierwsze celuloidowe taśmy fałszowały kolory i ich odcienie, przez co nagrany obraz był nienaturalnie zmiękczony, a kontrast między czernią i bielą nierówny. Powodowało to często "świecenie" twarzy aktorów. By zaradzić temu problemowi, nakładano grube warstwy różnego rodzaju smarów oraz malowano usta specjalną szminką. Nie było to jednak wygodne ani dla aktorów, ani dla charakteryzatorów. Rewolucję w tej dziedzinie przynieśli panowie George Westmore oraz Max Factor, którzy na początku wieku zaczęli współpracować z hollywoodzkimi aktorami. Opracowali oni własne kosmetyki, które znacznie łatwiej się aplikowało i które były bardziej komfortowe dla odtwórców poszczególnych ról. Ciągle doskonalone, w przemyśle filmowym znalazły się w powszechnym użyciu w latach trzydziestych. Makijaż stosowany przez Maksa Factora nie tylko sprawiał, że twarze były lepiej widoczne na ekranie projekcyjnym, ale także pozwolił podkreślić emocje aktora – co było przecież istotne w erze kina niemego, kiedy to nie można było grać głosem. Charakteryzacja zaczęła wtedy pełnić również funkcję ekspresyjną.

Z całej trójki przyjaciół Dorotki, największe wrażenie robi Blaszany Drwal. Nawet dziś można sądzić, że cała postać faktycznie jest wykonana z blachy. / fot. MGM

Co ciekawe, rewolucyjne prace Factora i Westmore'a zbiegły się z narodzinami pierwszych gwiazd filmowych. Wzrost popularności aktorów, prowadzący do przenikania ich życia zawodowego z prywatnym, był nie tylko spowodowany ogólną akceptacją kina jako muzy nowego wieku czy zmianami obyczajowymi. Charles Chaplin czy Rudolph Valentino to przykłady aktorów, którzy zyskali sławę i uwielbienie fanów m.in. dzięki oryginalnej charakteryzacji swoich postaci.


W każdą niedzielę o 12:30 w CANAL+ DISCOVERY emitowana jest seria Po drugiej stronie kamery, która odkrywa kulisy pracy filmowców, także wybitnych polskich charakteryzatorów. W programie sekretami swojej pracy podzielą się: Krzysztof Rak – autor scenariuszy m.in. do filmów „Bogowie” i „Sztuka kochania”, Grzegorz Łoszewski (”Komornik”), a także Krzysztof Zanussi, Jerzy Stuhr i Ilona Łepkowska.

Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj