Przeglądając komentarze czy słuchając wypowiedzi kinowych widzów, wielokrotnie można natknąć się na opinie, że kino superbohaterskie opiera się na schematach i płodzi wciąż te same, powtarzające się dzieła. Czy licznie pojawiający się na dużym ekranie bohaterowie w pelerynach są jeszcze w stanie zaskakiwać widzów na całym świecie?
Kino superbohaterskie krytykowane jest już nie tylko przez widzów, ale także przez znane nazwiska z branży filmowej. Głośnym echem rozniosła się chociażby wypowiedź Jodie Foster, która skrytykowała treści prezentowane przez te produkcje stanowiące w jej uznaniu jedynie ogłupiającą rozrywkę dla mas. Nie trzeba nikogo przekonywać, że takie stanowisko znalazło wielu zwolenników, którzy od lat wylewają na różnych forach internetowych swoje niezadowolenie filmami z superbohaterami.
Każdy ma prawo do własnego stanowiska w tej sprawie, należy więc uszanować wszystkie słowa zawierające przemyślenia na dany temat. Zakładam, że Jodie Foster dokonała pewnej analizy zjawiska, zanim publicznie ogłosiła, że kino pełne trykociarzy negatywnie wpływa na postrzeganie sztuki przez społeczeństwo. Podobnie jak widzowie, którzy krytykują kino superbohaterskie za wtórność i opieranie się na schematach. Sytuacja wydaje się być bardziej napięta niż plandeka na żuku, bo w pewnych kwestiach zdają się mieć rację. Sprawdźmy jednak, czy aby na pewno jest się czym przejmować?
Ostrza wycelowane w serca twórców prawdopodobnie najbardziej zabolą, jeśli kierowane będą przez widzów i fanów, którzy są z trykociarzami od samego początku powstawania tego typu filmów. To oznaczałoby bowiem, że obecny kształt produkcji i częstotliwość ich pojawiania się w kinach, może wywołać u widzów zmęczenie. Jednak nie tylko liczba punktuje się jako jedną z wad, ale także schematyczność i realizację łudząco przypominającą poprzednie produkcje. Najczęściej dotyczy to oczywiście Kinowego Uniwersum Marvela i faktycznie, nie da się zaprzeczyć, że kilka razy zdarzyło się twórcom odpowiedzialnym za największe w historii filmowe uniwersum zapłacić frycowe.
O jakim jednak schemacie tutaj mowa? Na początku rzeczywiście uniwersum składało się w większości jedynie z barwnych historii opowiadających genezę głównego bohatera, co w konsekwencji utrudniało zaskakiwanie pomysłowością w prowadzeniu fabuły. Były to raczej widowiskowe produkcje, a kluczowa przede wszystkim była dobra zabawa w kinie. Trzeba jednak pamiętać, że doszliśmy do takiego momentu, kiedy Kevin Feige i spółka mogą pozwolić sobie na znacznie więcej w kwestii opowiadanych historii. Nie muszą także przejmować się tym, aby łopatologicznie wykładać widzom, kim jest dany bohater. Bez bólu wprowadzają do uniwersum bardziej popularnych bohaterów jak Spider-Man i tych mniej znanych, jak Czarna Pantera.
Te same założenia poniekąd realizuje Filmowe Uniwersum DC. Twórcy konkurencyjnego uniwersum słusznie zauważyli, że widzowie na tym etapie nie przepadają za genezami i opowiadaniem, w jaki sposób dany heros pozyskał swoje moce. Problem tkwi jednak w podejściu i pomyśle na nowe uniwersum złożone z komiksowych bohaterów DC. O ile jeszcze na początku próbowano wnieść coś nowego za sprawą mrocznej stylistyki uwielbianej przez Zack Snyder, tak w konsekwencji kiepskich recenzji krytyków i jeszcze gorszych reakcji wśród widowni, studio Warner Bros. postanowiło zmienić podejście do swoich produkcji. Trudno ukryć fakt, że dobrze oceniana Wonder Woman jest połączeniem pierwszej części filmowych przygód Kapitana Ameryki i Thora, a Justice League przypomina pierwszą część The Avengers i nie jest to tylko zasługa Joss Whedon, który przy obu tych filmach miał okazję pracować.
Rozumiem zatem rozżalenie fanów, którzy mocno liczyli na Filmowe Uniwersum DC, mając nadzieję, że będzie inne od tego, co robi konkurencja. To jednak Kinowe Uniwersum Marvela jest na tym etapie, że może pozwolić twórcom na więcej autorskiego sznytu. Zapoczątkował to James Gunn, tworząc według własnego uznania Guardians of the Galaxy. Jeszcze w przypadku pierwszej części było widać ingerencję studia, np. przy wprowadzeniu wątku z Thanosem, którego Gunn w swojej koncepcji nie widział, tak na fali sukcesu mógł całkowicie odjechać w drugiej odsłonie przygód tytułowej drużyny. To otworzyło drzwi następnemu niebanalnemu twórcy, który w filmie Thor: Ragnarok stworzył kino superbohaterskie w ramach gatunku komediowego. Nowozelandzki reżyser Taika Waititi tym samym niesamowicie zgrabnie połączył ze sobą te wszystkie elementy dorzucając oczywiście do tej mieszanki odrobinę nordyckiej mitologii.
Mimo wielu podobieństw i zachowania spójności świata kreowanego przez Kevina Feige i innych twórców, trzeba przyznać, że od końca drugiej fazy uniwersum, każda z produkcji wyróżnia się swoim stylem. Ant-Man, to utrzymana w klimacie heist movie historia na (dosłownie) mniejszą skalę. Oczywiście zagrożenie stworzone przez głównego antagonistę miało wymiar globalny, ale sam finał rozgrywał się bez ogromnych wybuchów w pokoju córeczki tytułowego bohatera. Druga część przygód Kapitana Ameryki jest z kolei thrillerem politycznym, a Captain America: Civil War to historia poruszająca kwestię kontroli superbohaterów, tożsamości i moralności. Thor: Ragnarok jest komedią, a Black Panther okazała się być filmem także poruszającym społeczne tematy z elementami charakterystycznymi dla filmów o Jamesie Bondzie.
Widzimy zatem, że kino superbohaterskie coraz częściej eksploruje możliwości tradycyjnych gatunków tj. thriller, film szpiegowski, science-fiction, a nawet horror. Zostają one w twórczy sposób przekroczone dzięki środkom charakterystycznym dla kina artystycznego i zatrudnianiu reżyserów, których niekoniecznie kojarzylibyśmy z kinem wysokobudżetowym jak właśnie wspomniany Waititi, Ryan Coogler, ale także Patty Jenkins. Czy jednak zabawa konwencją i gatunkiem to jedyne rozwiązanie na unikanie schematów? Jest duża szansa na to, że twórcy pójdą o krok dalej i zaczną uśmiercać bohaterów, co dodatkowo wpłynęłoby na ładunek emocjonalny produkcji.
Za ich marny los odpowiedzialni są oczywiście antagoniści, których rola zmieniła się w ostatnim czasie. Ich motywacje nie są już tylko oczywiste i bardzo oczywiste, ale wynikają coraz częściej z życiowych doświadczeń i przekonań, a nie czystej chęci niesienia zła. Zaczynają też realnie wpływać na losy bohaterów. Wcześniej potrzebni byli jedynie, by tytułowy heros mógł przejść pewną drogę i zapoznać się z mianem superbohatera. Teraz jednak pojawiają się tacy antagoniści, jak Baron Zemo, który w Wojnie Bohaterów chciał zemścić się na Avengersach z powodu utraty bliskich, co ostatecznie doprowadziło do rozpadu grupy. Killmonger w Czarnej Panterze nie chciał dłużej patrzeć na krzywdy wyrządzane czarnoskórym społecznościom, dzięki czemu zmieniło się podejście w polityce Wakandy.
Te wszystkie zmiany są dość znaczące i trwają w zasadzie od kilku dekad, kiedy to kino superbohaterskie pojawiło się na dużym ekranie i od tamtej pory rozwija i zmienia swój kształt. Twórcy musieli też zrozumieć, że trafiają w większości do ludzi, którzy nigdy nie trzymali w ręku żadnego komiksu. Jednak takie produkcje jak Czarna Pantera starają się przenosić historie znane z pierwowzoru na bardziej przystępny dla mniej obeznanych widzów grunt. Wszystko dzięki połączeniu akcji napędzanej muzyką Kendricka Lamara, bardzo ciekawym bohaterom drugoplanowym, doskonale wyreżyserowanemu klimatowi Wakandy i pięknym zdjęciom, które prowadzą nas nie tylko przez to afrykańskie państwo, ale także Koreę Południową.
Ze względu na licznie pojawiające się głosy o końcu formuły, jaką jest Kinowe Uniwersum Marvela i czkawce, jaka dopadła wszystkie filmy superbohaterskie, zacząłem zastanawiać się, czy jako miłośnik tego typu kina, także mogę poczuć zmęczenie i znudzenie licznie pojawiającymi się produkcjami? Rozmyślałem nad tym do momentu, w którym zobaczyłem genialnie działający na ekranie duet szopa i humanoidealnego drzewa, tańczącego w rytm muzyki elektronicznej z lat 80., na dalekim od Ziemi Sakaarze Jeff Goldblum i niebywale kolorowe i świetnie przedstawione fikcyjne państwo Wakanda.
Kevin Feige i spółka są świadomi tego, że trwające już 10 lat uniwersum nie będzie w stanie osiągać takich sukcesów opierając się wciąż na tych samych schematach. Jeśli zaś chodzi o Filmowe Uniwersum DC, tutaj niestety w moim przekonaniu zabrakło przede wszystkim pomysłu na własną tożsamość tych produkcji, przez co siłą rzeczy są trochę te filmy pominięte w rozważaniach nad przyszłością kina superbohaterskiego. To wciąż produkcje Marvela w głównej mierze stanowią o zmianach w polityce twórców. Znowu odwołam się do Czarnej Pantery, która jest doskonałym przykładem tego, gdzie odniesiono się do ważnych tematów społecznych i politycznych. Poprzez stworzenie podobnego do naszego świata i korzystając z bohaterów tworzących pewien model, wzór zachowania, można opowiadać o trapiących dzisiejszych ludzi problemach. Będzie także możliwość sięgnięcia po motyw z wykluczeniem społecznym, jeśli oczywiście Kevin Feige zdecyduje się na wprowadzenie do MCU mutantów. Ogromna transakcja pomiędzy Disnyem i Foxem również może mieć gigantyczny wpływ na kino superbohaterskie.
Przede wszystkim Marvel Studios będzie niedługo dysponować jeszcze większymi możliwościami. Będą mogli wprowadzić m.in. Fantastyczną Czwórkę i antagonistę Kanga Zdobywcę, co dałoby możliwość podróżowania w czasie. Tego motywu i tak powinniśmy się niedługo spodziewać, sądząc po zdjęciach z planu drugiej części Avengers 4, ale niewątpliwie większa liczba bohaterów gwarantuje jeszcze więcej różnych motywów, które można przenieść na duży ekran. A nawet wyjaśnienie ich pojawienia się mogłoby być proste. Nie zapominajmy, że Doktor Strange pokazał nam, że alternatywne wymiary istnieją, więc z takim motywem wszystko jest możliwe. To otwiera wiele furtek, który jeszcze bardziej mogą zmienić oblicze kina superbohaterskiego. W tym momencie możemy być zaskakiwani rozwiązaniami fabularnymi, alternatywnymi wizjami świata i postaci, więc wychodzi to ponad zabawę konwencją i gatunkiem. Tak naprawdę w takim wypadku ograniczeniem będzie jedynie wyobraźnia. A na tym skorzystają wszyscy wielbiciele gatunku.
W bliższej perspektywie mamy oczywiście podsumowujące całe Kinowe Uniwersum Marvela widowisko, ale planowana jest także komedia romantyczna Ant-Man and the Wasp, drugi po Wonder Woman film samodzielny z superbohaterką, czy film o pochodzącym z Atlantydy Aquamanie. O różnorodność dbają oczywiście jeszcze bohaterowie należący do uniwersum mutantów, którzy mają w następnym filmie polecieć w kosmos. Świeżością jest także pojawienie się kategorii R i postaci Deadpoola, który zawsze będzie stał na straży oryginalności filmów superbohaterskich. Nie widzę zatem powodu, by martwić się schematycznością i wtórnością kolejnych produkcji opartych na komiksowych przygodach superbohaterów.