Co składa się na budżet?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się prosta, ale właśnie – tylko wydaje. W rzeczywistości proces jest o wiele bardziej złożony. Po pierwsze, w branży wyróżnia się trzy rodzaje kosztów produkcji: koszt wliczony, koszt niewliczony oraz inne. Koszt niewliczony, a zatem nieuwzględniony w bilansie finansowym danego dzieła, które można znaleźć w internecie, to na przykład pieniądze wykorzystane na zakupienie praw autorskich do scenariusza oryginalnego lub praw do adaptacji; opłata dla reżysera oraz głównej obsady, a także część dla producentów. Koszt wliczony to z kolei całość samego procesu produkcyjnego i tego, co widz obejrzy na ekranie, a zatem cała produkcja i postprodukcja. Z kolei do kosztów innych zalicza się wszelkiego rodzaju bonusy, premie i odszkodowania. Czasem zdarza się tak, że ten ostatni rodzaj kosztów nie jest wliczany do ogólnego budżetu. Tu też pojawia się haczyk, który omówię na przykładzie. W ostatnim czasie Matt Damon w trakcie wywiadu podzielił się informacją, że przez odrzucenie roli Jake’a Sully’ego w Avatarze stracił okazję na zarobienie 250 milionów dolarów i określił się mianem aktora, który "odrzucił największe pieniądze w historii". James Cameron oferował aktorowi 10% z ostatecznego wyniku filmu w box offisie. I nawet jeśli Matt Damon zdradziłby serię Jasona Bourne’a i przyjął rolę w dziele o niebieskich kosmitach, to jego gaża nie zostałaby zawarta w budżecie, ponieważ nie wypłacono by jej odgórnie. To samo stało się w przypadku np. Roberta Downey Jr., który za udział w Avengers: Koniec gry dostał procent zależny od tego, jak film poradzi sobie finansowo w kinach. Tłumacząc to jeszcze inaczej: jeśli aktor pobierze opłatę za film w wysokości 15 milionów, budżet filmu o tyle też wzrośnie. Jeśli jednak opłata zostaje odroczona, tak już się nie dzieje. To sprytny sposób na zaniżanie oficjalnego budżetu filmu.Kino i jego dwie plagi, czyli o inflacji i pandemii
14 lipca 2023 na ekrany kin wbiegł – bo kiedy tego nie robi? – Tom Cruise ze swoim Mission: Impossible Dead Reckoning. A nie było to łatwe zadanie, bo musiał na barkach unieść także monstrualne 290 milionów dolarów, które przeznaczono na wyprodukowanie tego dzieła – nie wliczając oczywiście kosztów marketingowych. Z czego to wynikało? W przypadku wielkich blockbusterów, nastawionych na akcję tak bardzo jak seria Mission: Impossible, nie jest trudno wskazać, na co został przeznaczony budżet. Akcja dzieje się w wielu miejscach na świecie, sceny kręcono w prawdziwych lokacjach, a obsesja Toma Cruise’a na punkcie praktycznych efektów także kosztuje. To jednak oczywistość. Warto podkreślić, że film był częściowo kręcony w trakcie pandemii. Produkcja została wstrzymana, lecz potem wznowiono ją z zachowaniem wymaganych środków ostrożności – chociaż nie zawsze, czego dowodem jest zdarte gardło Toma Cruise’a.W ciągu ostatnich trzech miesięcy koszty materiałów poszybowały.
Dla przykładu podał, że cena za jeden arkusz sklejki wzrosła z około 20-30 dolarów do prawie 100 dolarów. Z kolei Michael Petok, producent wykonawczy, powiedział, że pełne koszty stworzenia części scenografii dla jednego z seriali wzrosły z 25 tysięcy dolarów do 45 tysięcy dolarów lub więcej. W wielu przypadkach, jeszcze sprzed pandemii, koszty budowy planów i scenografii próbowano zmniejszać poprzez kręcenie w prawdziwych lokacjach. Jednak za sprawą pandemii uległo to zmianie. Dostęp do tych miejsc został ograniczony, a protokoły bezpieczeństwa były obciążające. To zmusiło ludzi do tworzenia scenografii w budynkach i niosło ze sobą konkretne wydatki. Doprowadziło to do konieczności korzystania z tańszych materiałów przy budowie scenografii i szyciu kostiumów. Twórcy zaczęli kupować zamienniki, które były gorszej jakości. To częściowo wyjaśnia, dlaczego wiele z filmów, które nakręcono w czasach okołopandemicznych, nie wygląda tak dobrze. Studia cięły koszty tam, gdzie było można, ponieważ musiały przeznaczyć część pieniędzy na zapewnienie bezpieczeństwa pracownikom. Padło zatem na wydziały kreatywne, które musiały działać z tym, co miały.
2023 stoi drogimi filmami
W sezonie wakacyjnym na ekranach mogliśmy oglądać takie produkcje jak wcześniej wspomniana najnowsza część z serii Mission: Impossible, ale też Indiana Jones i artefakt przeznaczenia, Szybcy i wściekli 10, Mała Syrenka czy Strażnicy Galaktyki 3. Produkcje te łączy budżet równy lub przekraczający 250 milionów dolarów, a kilka z nich także i dość słaba oprawa wizualna.Barbie można przedstawić jako przykład świetnego set-designu, a Oppenheimer ocieka klimatem minionych lat z imponującym wizualnie wybuchem bomby atomowej na czele.
To niekoniecznie dziwi w obliczu wcześniej wymienionych trudności, z którymi borykały się na przykład ostatnie przygody Ethana Hunta i ekipy. Jednak problem drogich, ale słabo wyglądających produkcji uwydatnia się w momencie porównania ich do innych tytułów, które miały premierę w tym roku, na przykład Oppenheimera, Barbie oraz Spider-Man: Poprzez multiwersum. Te trzy dzieła – o budżetach 100 milionów (Oppenheimer, Spider-Man: Poprzez multiwersum) i 145 milionów dolarów (Barbie) – pokazują, że za mniejsze pieniądze można stworzyć produkcje kreatywne, a zarazem dobrze wyglądające. Spider-Man to animacja, która idealnie czerpie ze swojego medium i pozwala na nieograniczoną wręcz kreatywność. Barbie można przedstawić jako przykład świetnego set-designu, a Oppenheimer ocieka klimatem minionych lat z imponującym wizualnie wybuchem bomby atomowej na czele. Oczywiście nie można tych filmów porównać do typowych akcyjniaków, za które uznaje się Mission: Impossible, serię Szybkich i wściekłych czy nawet Strażników Galaktyki 3, ale nie można też lekceważyć kosztów ich przedsięwzięć. Oppenheimer to w końcu film po części historyczny, który musiał dobrze odwzorować tamtejsze czasy, a do tego zebrał jedną z najbardziej imponujących obsad aktorskich w dziejach.
Jak nie ciąć kosztów produkcji?
W tej kwestii najlepiej wypowiedziałyby się osoby odpowiedzialne za to, jak wyglądają produkcje Marvel Studios. Niektóre filmy – zwłaszcza Thor: miłość i grom, Ant-Man i Osa: Kwantomania – a także serial Tajna Inwazja zebrały wiele nieprzychylnych opinii. Widzom i krytykom nie podoba się to, jak wyglądają wymienione tytuły. I nie ma co się dziwić, ponieważ odstraszały jakością wizualną. Dlaczego? Wynika to z chęci cięcia kosztów produkcji. Inflacja i zwiększone wydatki (na przykład na scenografię) doprowadziły do tego, że wielkie studia oszczędzają tam, gdzie tylko mogą. Dzięki technologii The Volume Marvel tanim kosztem zastępuje kręcenie w prawdziwych lokacjach lub budowanie scenografii na planie. Sprawę ułatwia im również fakt, że artyści od efektów specjalnych nie mają własnego związku zawodowego, który mógłby powalczyć o swoje prawa. W przeciągu ostatniego roku pojawiło się wiele historii o tym, jak artyści zmuszani byli przez osoby decyzyjne w Marvelu do zmian w projektach na ostatnią chwilę kosztem własnego zdrowia, a bez odpowiedniej rekompensaty. I jest to w samych produkcjach widoczne gołym okiem. Jakość efektów specjalnych nie jest najlepsza, a ich liczba zdumiewa – sceny, które mogłyby zostać nakręcone na planie w dobrej scenografii lub w prawdziwej lokacji są zastępowane przez nieudolnie wykorzystywane The Volume lub mierny green screen, który widać z kilometra. Dotyczy to także produkcji odcinkowych, czego doskonałym przykładem jest Tajna Inwazja. Serial, który miał przypominać szpiegowski thriller i nawiązywać do klimatu dobrze ocenianego Zimowego żołnierza, kosztował 212 milionów dolarów. Od razu nasuwają się dwa pytania – po co i dlaczego? Serial o takiej tematyce nie wymagał budżetu na poziomie 35 milionów dolarów za jeden odcinek. Scen akcji było w nim tyle, co kot napłakał, a ich wykonanie nie zwalało z nóg jakością czy rozmachem. Może chodziło o angaż wielu znanych i popularnych nazwisk? Niestety nie ma potwierdzonych informacji. Poza tym Oppenheimer zebrał tych gwiazd jeszcze więcej, a budżet okazał się dwukrotnie mniejszy. To też pokazuje tendencję zwyżkową, ponieważ dotychczas seriale od Marvel Studios kosztowały około 25 milionów za odcinek. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby te 10 milionów więcej było widać na ekranie.Drogie, czyli lepsze?
Niekoniecznie, chociaż twórcy polubili ten sposób promowania swoich treści. Netflix hucznie zapowiadał dwa swoje filmy (Czerwona nota, Gray Man) jako najdroższe w jego historii. Takie samo podejście miał Amazon przy reklamie Władcy Pierścieni: Pierścieni władzy. Produkcja zyskała – słusznie, bo to prawda – miano najdroższego serialu w historii. Disney, jeszcze przed premierami, również zapowiadał swoje kolejne tytuły jako pięknie wyglądające, kinowe doświadczenie o wielkim budżecie, które można obejrzeć na małym ekranie. Nie jest to zawsze prawda, ale trzeba przyznać, że zdarza się i tak. Pierwszy sezon Mandaloriana w moim odczuciu wyglądał bardzo dobrze, głównie dzięki świetnym zdjęciom w wykonaniu Greiga Frasera, który doskonale zna się na technologii The Volume. Do tego Gwiezdne Wojny: Andor, który połączył kręcenie w prawdziwych lokacjach z tradycyjnymi efektami specjalnymi na green screenie, niejednokrotnie zachwycał wizualiami. Produkcja z Diego Luną jest też dobrym przykładem wydania pieniędzy w umiejętny sposób, ponieważ przygody szpiega Rebelii są aktualnie najdroższym serialem ze świata Gwiezdnych wojen. Ich pełny koszt produkcji wyniósł około 250 milionów dolarów.10 najdroższych seriali
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj