Równie ważne w filmografii Wrighta jako twórcy są jego filmy i projekty, z których rezygnował. Zanim zajmiemy się tym, co naprawdę nakręcił, musicie mieć świadomość, że to gość, który dekadę temu odmówił (bo był zbyt zajęty innymi pracami) reżyserii pierwszego odcinka nowego „Doctor Who” (tak, tego pod tytułem „Rose”). To facet, który stwierdził, że Marvel oraz Disney za bardzo go ograniczają i opuścił „Ant-Man” jeszcze przed zdjęciami. To twórca, który wybiera swe projekty z rozwagą, a jak widać, pracować z nim chcą nieomal wszyscy, którzy w popkulturze tworzą coś naprawdę interesującego. No dobra, ale co Edgar Wright w takim razie nakręcił?

"Spaced" (1999-2001)

Od tego powinniście zacząć. Wright już wcześniej pisał i reżyserował dla telewizji, ale to ten serial wywindował go od razu na półkę z napisem „twórca kultowy”. Jego i dwóch kolegów, z którymi ten serial stworzył i którzy później zagrali w większości jego filmów – Simona Pegga i Nicka Frosta. "Spaced" to sympatyczna opowieść o parze londyńskich współlokatorów i rozmaitych ich perypetiach. Brzmi jak fabuła jednego z dziesiątków angielskich sitcomów, tymczasem mamy do czynienia z obfitą i niebanalną popkulturową ucztą. Każdy odcinek aż ocieka od nawiązań do klasycznych filmów, seriali, książek czy komiksów, często cały jego pomysł, konstrukcja jest już parodią klasycznych dzieł rozrywki. Tyle że nie są to parodię w stylu amerykańskich dzieł ZAZ czy Wayansów (że wymienię te lepsze), a znacznie subtelniejsze i podawane z brytyjskim dystansem anegdoty. Wright idealnie wiedział, jak kręcić pomysły, które w swoich scenariuszach dostarczali mu grający główną parę bohaterów Jessica Hynes i Simon Pegg. [video-browser playlist="683313" suggest=""]

"Shaun of the Dead" (2004)

Trzy lata później doczekaliśmy się kinowego debiutu Wrighta. To film będący wyraźną kontynuacją tego, co robił w „Spaced”, acz gdy filmowiec usiadł wraz z Simonem Peggiem do pisania scenariusza, stało się jeszcze ostrzej i zabawniej. Do dziś to zdecydowanie najlepsza komedia o zombie, jaka powstała. [video-browser playlist="683314" suggest=""]

"Hot Fuzz" (2007)

Kolejne trzy lata później panowie w tym samym teamie (Wright-Pegg-Frost) wrócili do roboty i nakręcili jedną z najlepszych komedii sensacyjnych XXI wieku. To równocześnie parodia i hołd złożony temu gatunkowi. Twardy policjant ląduje na angielskiej prowincji i tam rozpracowuje bardzo skomplikowaną sprawę. Mnóstwo gwiazd w malutkich epizodach, mnóstwo śmiechu, makabry i inteligentnych żartów. [video-browser playlist="683315" suggest=""]

„Don't” (2007)

Nic dziwnego, że po takich filmach Wright zwrócił na siebie uwagę Quentina Tarantino. Ten zaprosił go do projektu „Grindhouse”, gdzie pomiędzy dwoma filmami pastiszującymi stare złe amerykańskie filmy („Death Proof” i „Planet Terror”) włożono zwiastuny nieistniejących dzieł równie dyskusyjnej jakości. I to właśnie Wright nakręcił jeden z tych zwiastunów. O taki, świetnie parodiujący stare brytyjskie kino grozy: [video-browser playlist="683317" suggest=""]

Scott Pilgrim vs. the World” (2010)

I znowu trzy lata (taki Wright ma widać rytm pracy). Tym razem dostaliśmy od niego coś trochę innego. To ekranizacja słynnego niezależnego amerykańskiego komiksu o nastolatku walczącym o dziewczynę. Ale jak! Wright rewelacyjnie opisał wyobraźnię współczesnych młodych ludzi, wziął w wielki nawias całą opowieść i na poziomie nieomal magicznym pokazał, jak tytułowy Scott zmaga się kolejno z siedmioma złymi ekschłopakami swojej wybranki. Tego nie sposób opisać – zobaczcie. [video-browser playlist="683318" suggest=""]

The Adventures of Tintin” (2011)

To mała, acz wielka praca na boku (i znowu przy ekranizacji komiksu). W tym potężnym projekcie Stevena Spielberga i Petera Jacksona nasz dzisiejszy bohater był tylko jednym ze współscenarzystów, ale to przecież najlepiej pokazuje, jak największe tuzy dzisiejszego kina popularnego szanują jego filmy i pragną z nim współpracować. [video-browser playlist="683319" suggest=""]

The World's End” (2013)

I jak na razie (bo to przecież wcale nie koniec) ostatni film Wrighta. Powrót do współpracy z Peggiem i Frostem oraz dopełnienie ich trylogii Cornetto (to taki żart z trylogii Kieślowskiego – tam były trzy kolory tworzące francuską flagę, tu są trzy kolory charakterystyczne dla lodów pewnej marki). O czym jest ten film? To mieszanka gatunków, w której nostalgiczna opowieść o spotkaniu z kumplami po latach miesza się z ostrym horrorem SF. Jak zwykle u Wrighta jest mocno, zabawnie i z niejednym zaskoczeniem. Oby takich filmów było jak najwięcej. [video-browser playlist="683320" suggest=""]
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj