Emmy zwane są też potocznie telewizyjnymi Oscarami. Amerykańska Akademia Telewizyjna co roku docenia, co najlepszego mogliśmy zobaczyć na małym ekranie. Wczoraj ogłoszono nominacje do 66. edycji nagród, a przez Internet przetoczyły się kolejne dyskusje dotyczące ich wszystkich aspektów – od polityki zgłaszania przez stacje swoich produkcji, przez dobór nominowanych w poszczególnych kategoriach, aż po sensowność samych kategorii. Jeśli jednak odłożymy emocje na bok (lub przynajmniej postaramy się to zrobić), dojdziemy do wniosku, że Emmy nie są takie złe, a tegoroczne nominacje wcale nie są jakoś szczególnie niesprawiedliwe. Z 90% wyborów Akademii trudno się nie zgodzić – niektóre seriale po prostu są fantastyczne i choć osobiście możemy mieć innych ulubieńców, trudno zanegować ich jakość. To powiedziawszy, poszukajmy przysłowiowej dziury w całym i zajmijmy się tymi 10 procentami.

Czytaj także: Ogłoszono nominacje do nagród Emmy

Gdy ogłoszono, że w kategorii dla najlepszego serialu dramatycznego nominowane są Breaking Bad, Game of Thrones, Downton Abbey, House of Cards, Mad Men i True Detective, składająca się z widzów, jak i krytyków społeczność twittera była zgodna – The Good Wife została okradziona. Piąty sezon serialu był najlepszym z dotychczasowych, a cała produkcja jest najbardziej docenianą spośród wszystkich emitowanych w stacjach ogólnodostępnych (znalazła się nawet w naszym rankingu seriali sezonu 2013/2014). Tymczasem od roku 2012, kiedy to wśród nominowanych znalazły się produkcje samych stacji kablowych (wyjątkiem jest jedynie Downton Abbey, brytyjski serial emitowany w Stanach na publicznym kanale PBS), Akademia zdaje się zapominać, że stacje ogólnodostępne wciąż dysponują świetnymi tytułami. Jak na ironię, kiedyś kolejne statuetki zbierał The West Wing z NBC, podczas gdy powszechnie doceniana Rodzina Soprano z HBO wracała z niczym.

Ale to nie tylko Żonę idealną okradziono z nominacji. Prawie takim samym poparciem cieszy się Person of Interest, serial CBS stworzony przez Jonathana Nolana. Wielu widzów na liście nominowanych widziałoby też Czarną listę stacji NBC. Czy jest jeszcze na to szansa? Chciałoby się wierzyć, że tak, ale wydaje się, że produkcje z kanałów ogólnodostępnych cierpią na ten sam syndrom pomijania jak kino gatunkowe na gali Oscarów. Jeśli coś nie jest szerokopojętym dramatem, lecz jawnym science fiction lub komedią szanse na nominację (a na nagrodę już na pewno) są raczej nikłe. Podobnie jest na Emmy – nieważne, jak dobra jest produkcja, jeśli emitowana jest na CBS, ABC, FOX i NBC ma dziś znacznie, znacznie trudniej. Nie wspominając już o The CW, które na swoją pierwszą nominację (w kategoriach poza tymi technicznymi) wciąż czeka.

Akademia uwielbia przede wszystkim to, co już zna. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć obecność na liście nominacji Współczesnej rodziny, Teorii wielkiego podrywu i Downton Abbey, seriali, które kiedyś zgodnie były uznawane za rewelacyjne, teraz - choć wciąż niezłe – zdecydowanie nie powinny nawet konkurować o statuetki. Również podobnie jak na Oscarach, widzimy swego rodzaju przesadne docenianie tytułów, które nominowane są jako najlepszy dramat i najlepsza komedia. Jeśli tam dany serial znajdzie swoje miejsce, ma niemal zagwarantowane miejsce w we wszystkich pomniejszych kategoriach. Cała lista nominacji w ten sposób ogranicza się do piętnastu tytułów, a szereg innych produkcji, na przykład takich z wybitnymi kreacjami aktorskimi zostało pominiętych.

Czytaj także: "Fargo" - faworyt do zdobycia nagrody Emmy powróci z 2. sezonem?

Kto wie, być może kontrowersje towarzyszące nominacjom zostaną zapomniane, kiedy Akademia rozda statuetki i nagrodzi "nie tych, co trzeba". Tu jednak o powszechną zgodę będzie jeszcze trudniej, o czym przekonamy się 25 sierpnia.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj