Klapy filmowe się zdarzają i nie jest to nic dziwnego. To po prostu codzienność branży filmowe, gdzie nie zawsze się trafi i sprzeda dany produkt. Wpływa na to wiele czynników, które determinują zainteresowanie i potencjalny sukces.
Przyznać jednak trzeba, że tak kiepskiego sezonu letniego, jak ten w 2019 roku, nie było od dawna. Sytuacja robi się poważnie intrygująca, gdy mówimy o klapie co tydzień, a zachodnie media prześcigają się w tworzeniu artykułów o tym, co poszło nie tak. Co właściwie odniosło sukces od początku sezonu? Avengers: Koniec gry, John Wick 3 i Aladyn, czyli pewniaki, które od miesięcy w prognozach były okrzyknięte potencjalnymi hitami. Za nami dwa z czterech miesięcy i mówimy tylko o trzech udanych tytułach i jednej niespodziance w postaci Pokémon: Detektyw PikachuTen oparty na grze film był niewiadomą, choć prognozy miał całkiem solidne, a koniec końców do dziś zebrał 421,9 mln dolarów przy 150 mln budżecie (plus koszty promocji). Eksperci mówili, że ten film wyszedł na zero przy przekroczeniu 300 mln dolarów wpływów ze świata.
X-Men: Mroczna Phoenix, Godzilla II: Król Potworów i Men in Black International to trzy wielkie superprodukcje, które w czasie trzech tygodni (każda miała premierę 7 dni po poprzedniej) odniosły klapy. W każdym wypadku mówimy o fatalnych recenzjach krytyków i co najwyżej przeciętnych ocenach widzów, więc czy naprawdę możemy być zaskoczeni? Zwłaszcza że prognozy dla tych trzech tytułów od miesięcy były bardzo złe, więc prawda jest taka, że premiera jedynie potwierdziła brak zainteresowania tymi filmami. Dlaczego więc tak wiele osób zaczyna się martwić i zwiastować koniec Hollywood? Mówimy o trzech dużych tytułach i rzeczywiście, takie klapy pod rząd są rzadkim przypadkiem, ale to się zdarza. Mroczna Phoenix i Men In Black: International stały się posklejanym naprędce efektem ingerencji producentów w wizje reżyserów. Historia o zakulisowych zamieszaniach, zmianach są wręcz przerażające, bo pokazują, że choć może w tym wszystkim był jakiś pomysł, nie miał prawa pokazać swojej siły na ekranie. Co prawda, nie oznacza to, że oryginalna wizja byłaby lepsza i odniosłaby sukces, ale wpływ, o jakim czytamy, jest bardzo negatywny i kłopotliwy dla Hollywood w tym sezonie letnim. Godzilla2 natomiast to film, któremu brakuje więcej, niż sam bym chciał. W każdym przypadku dostajemy coś, co w jakiś sposób rozczarowuje, zniechęca, a te emocje udzielają się w wygłaszanych opiniach. A skoro atmosfera wokół filmu nie jest najlepsza, ten fakt udziela się widzom. Po co marnować czas na coś, co zasadniczo nie jest warte tych dwóch godzin?
Hollywood ma się dobrze i te porażki nie zwiastują żadnego problemu. Kwestia tworzenia sequeli, prequeli i tym podobnych towarzyszy nam od dekad i nie jest wcale wymysłem ostatnich lat. On towarzyszył Hollywood od samego początku, a zaczął nabierać na popularności na przełomie lat 70. i 80. Z czasem tworzono coraz więcej sequeli i prequeli, więc naprawdę tego typu klapy będące kontynuacją serii nie są spowodowane tym, że nie ma pomysłów na świeże tematy. Widzowie lubią tego typu tytuły, bo w ostatniej dekadzie sequele są najbardziej dochodowymi filmami roku. Przypadek tych trzech filmów pokazuje brak dobrej wizji na te określone historie i marki, by dać widzom produkt wysokiej jakości. Zamiast postawić na świeży pomysł, który potrafiłby daną serię rozruszać i dać widzom coś nawet relatywnie nowego, postawiono na odgrzewane motywy w kiepskiej formie. To tyczy się też filmu Godzilli 2, który pomimo mojej szczerej sympatii do Króla Potworów, za bardzo powiela błędy jedynki, tracąc jej największe zalety. Choć film oceniam raczej umiarkowanie pozytywnie (ma swoje momenty) to brakowało mu tego klimatu i walk potworów, które będą pomysłowe i ekscytujące. Te nie były, a ponownie skupienie na nudnym wątku ludzi z potworami w tle, odbiło się czkawką. Gdyby ten film postawił jeszcze mocniej na rozwałkę z sercem nie przerywaną co chwilę kiepską historią ludzi, przypuszczam, że opinie i wpływy byłyby inne. Serce i pasja do tworzenia danej historii też jest kluczem, którego w dwóch przypadkach na pewno brakowało i jest to nawet zrozumiałe. Nie jestem wielbicielem Kinberga, który w moim odczuciu, nie jest dobrym scenarzystą, ale dało się jedynie odczuć, że ma w sercu jakiś ogień dla mutantów. Coś, co on i F. Gary Gray z Men in Black: International szybko stracili przez ciągłe ukierunkowanie przez producentów. Nie odmówię tego jednak Mike'owi Dougherty'emu, który na pewno ma serce do Godzilli i dało się to odczuć podczas promocji. Być może po prostu projekt w dużej mierze go przerósł i nie miał on swobody, by zaprezentować w pełni to, co czuje, ponieważ był to jego pierwszy projekt o takim budżecie. Takie czynniki, plus co najwyżej przeciętna promocja nie angażująca za bardzo nikogo sprawiają, że nikt nie chce tego oglądać na dużym ekranie. Czy można temu się dziwić?
Żyjemy w czasach, kiedy jako widzowie i konsumenci popkultury mamy coraz większy wybór. Nie tylko w kinach, ale też w świecie seriali i filmów tworzonych na platformy VOD. Tutaj też dzieje się coraz więcej i są podejmowane próby, by film na VOD nie kojarzył się z czymś gorszej kategorii, jak powiedzmy akcyjniaki z Seagalem na DVD. Długa droga jeszcze, by taki status osiągnąć, ale to podkreśla jedynie problem nas wszystkich: na co poświęcić czas? W końcu nie każdy ma go tyle, jak chociażby skromnie piszący te słowa, który w ramach pracy ogląda różne produkcje, byście wiedzieli, co i jak. Często to jest wybór może jednego seansu w tygodniu. Jeśli wszędzie widzimy głosy, że coś jest złe, to nie będziemy marnować na to czasu, prawda? I tak też to się dzieje na całym świecie, gdzie ludzie sprawdzają i decydują, czy warto, bo chcą, aby ten czas był dobrze spędzony. Dlatego koniec końców te komercyjne porażki wcale mnie nie dziwią. To pokłosie wielu złych decyzji, które musiały się tak skończyć; tak wszyscy zapowiadali i tak też się stało.
Nie oznacza to, że mamy problem w kinie komercyjnym. To jest standard w branży, że są popełniane błędy, a potem producenci słono za nie płacą. Koniec końców to właśnie my, widzowie głosujemy portfelami, idąc do kina na to, co chcemy oglądać. Kłopot może być taki, że pomimo podobnych sytuacji w przeszłości, mocodawcy wciąż nie wyciągają dobrych wniosków. Nie podejmują tego, co jeszcze w latach 80. i 90. było o wiele popularniejsze... nie ryzykują, by trafić z czymś w dziesiątkę i stworzyć nową potencjalną serię. O, dziwo, Disney jedynie podejmuje takie próby w ostatnich latach i każda kończy się porażką, więc bez znaczenia na jakość takich filmów, to my wszyscy pokazaliśmy, że preferujemy sequele i komiksy w kinie rozrywkowym.
Nie da się jednak ukryć, że sezon letni 2019 jest kiepski. Nie ma żadnych niespodzianek, czy ekscytujących nowości, które miałyby zachwycać. Mamy wspomniane klapy oraz pewniaków na horyzoncie: Toy Story 4, Spider-Man: Daleko od domu, Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw oraz Król lew to będą hity, a obok nich są niewiadome lub tytuły, które przejdą bez echa. Są teorie, że Avengers: Koniec gry wyssał pieniądze z rynku i przez to jest, jak jest, ale nie wierzę w to. Wszyscy chcemy dobrego kina rozrywkowego i nie ma nic dziwnego, że te przeciętne lub złe kończą się porażką.