„Awakenings” (1990)
Pewnie dziwicie się, co tu robią „Awakenings”, a nie wybuchowy dramat gangsterski Martina Scorsese pt. „Goodfellas”. Odpowiedź jest bardzo prosta: historia doktora Sayera, któremu udaje się wybudzić swoich pacjentów ze stanu katatonii, rozłożyła mnie na cząsteczki pierwsze. Pod koniec filmu zostałam zdegradowana do chlipiącej kupki nieszczęścia. A tak się składa, że filmy, które wzbudzają we mnie tak silne emocje, zostają we mnie na dłużej. Jest to jeden z tych, które sprawiają, że trzeba się na chwilę zatrzymać i podumać na tym, co tak naprawdę potrzebne jest nam, aby wieść szczęśliwe życie. Doskonałe kreacje Roberta De Niro i Robina Williamsa wynoszą „Przebudzenia” do miana arcydzieła. [video-browser playlist="751690" suggest=""]„Barton Fink” (1991)
Bardzo trudno było mi wybrać film z tego roku. Ostatecznie wygrał komediodramat braci Coen - ze względu na, jak zwykle u nich, wyśmienity scenariusz i galerię postaci, która spokojnie wystarczyłaby na trzy całkiem porządne produkcje. Kilka lat przed swoim pierwszym dużym sukcesem Ethan i Joel Coen zapraszają widza na jazdę bez trzymanki. Niby historia jest opowiedziana z przymrużeniem oka, ale potrafi przerazić do szpiku kości trafnością spostrzeżeń dotyczących artystów i bezlitosnej maszyny, jaką jest Hollywood. [video-browser playlist="751691" suggest=""]„A Few Good Men” (1992)
Uwaga, nastąpi osobista dygresja. Będąc małą dziewczynką, obejrzałam „A Few Good Men” po raz pierwszy. Po skończonym seansie zapragnęłam być jak Tom Cruise i Demi Moore walczący o prawdę i sprawiedliwość dla aresztowanych żołnierzy. Widziałam siebie na sali sądowej, z równym zapałem walczącą z przeciwnościami losu w obronie uciśnionych. Krótko rzecz ujmując, poszłam w zupełnie inną stronę, ale myślę, że moje odczucia dość dobrze obrazują siłę „Ludzi honoru”. Bo ten film to coś więcej niż tylko kultowa kwestia Jacka Nicholsona. „Ludzie honoru” trzymają w napięciu jak dobry thriller, a przemiana, jaką przechodzi Daniel Kaffee - od zarozumiałego pyszałka, którego mało obchodzi los dwóch młodych żołnierzy, po człowieka desperacko usiłującego zdemaskować prawdziwego sprawcę tragedii... Aż chce się razem z nim stanąć przed pułkownikiem Jessupem i zażądać prawdy. [video-browser playlist="751692" suggest=""]„Philadelphia” i „Schindler's List” (1993)
Małe oszustwo, ale nie można pisać o latach 90. bez tych dwóch tytułów. Szczerze powiedziawszy, nie przepadam za „Filadelfią”, jednak nie mogę odmówić jej jednego – przełomowości. Przede wszystkim, to tutaj Tom Hanks zagrał swoją pierwszą ważną rolę w dramacie. Do czasu „Filadelfii” w jego filmografii można znaleźć głównie komedie romantyczne (w parze z Meg Ryan tworzył jeden z sympatyczniejszych tandemów lat 90.). Nagle okazało się, że Hanks potrafi udźwignąć rolę dramatyczną. Ba, potrafi przejść fizyczną metamorfozę (stracił sporo na wadze, zanim stało się to modne) i dodatkowo dostać za to Oscara. „Filadelfia” to też jeden z pierwszych filmów, które zyskały ogólnoświatowy rozgłos, a traktowały o AIDS. Właściwie do dziś można policzyć takie produkcje na palcach jednej ręki. [video-browser playlist="751693" suggest=""] Natomiast mam nadzieję, że „Listy Schindlera” nikomu nie trzeba przedstawiać. Podobnie jak w przypadku Hanksa, jest to film wyjątkowy w dorobku Stevena Spielberga. Zaledwie druga jego „poważna” produkcja (do tej pory prócz „Koloru purpury” reżyser był znany głównie ze spektakularnych widowisk przygodowych, filmów o przyjaznych kosmitach, jak również był odpowiedzialny za zbiorową nienawiść do żarłaczy białych) i chyba najbardziej osobista, bo opowiadająca o tragedii Holokaustu. Niewyobrażalny film, chyba nie da się go obejrzeć dwa razy - niesie za sobą tak duży ładunek emocjonalny. Ale warto raz to przeżyć, żeby nigdy nie zapomnieć, co się wtedy wydarzyło. [video-browser playlist="751694" suggest=""]„The Shawshank Redemption” (1994)
Stephen King miewa pecha do ekranizacji swoich dzieł, ale Frank Darabont zawsze adaptował mistrza grozy po, cóż, mistrzowsku. Andy Dufrense, skazany za zabójstwo żony i jej kochanka (uparcie twierdzi, że jest niewinny), zostaje osadzony w więzieniu Shawshank. Jednak przebywanie wśród morderców i gwałcicieli wydaje się fraszką w porównaniu do bestialstwa, jakiego dopuszczają się strażnicy więzienia. Darabont niespiesznie plecie historię, na którą składa się nie tylko opowieść o Dufrensie, ale przede wszystkim o tytułowym więzieniu, które wydaje się być prawdziwym bohaterem tego filmu. Jeśli przegapiliście, zdecydowanie warto nadrobić, tym bardziej że pomimo niewesołego tematu "The Shawshank Redemption" kończą się optymistyczną nutą. [video-browser playlist="751695" suggest=""]
Strony:
- 1 (current)
- 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj