Wiecie jak jest – niemożliwością jest oglądanie wszystkich seriali, a także pisanie recenzji każdej pozycji. Zawsze jakaś produkcja będzie poszkodowana. Aby nieco temu problemowi zaradzić, będziemy w tym miejscu zajmować się niektórymi tytułami, które umykały naszej uwadze. Wszystko będzie przebiegać bardzo płynnie, a z tygodnia na tydzień prezentowane zestawy będą się od siebie odróżniać. Jak to bowiem w ramówkach amerykańskich stacji bywa, do maja będzie nam towarzyszyć multum przerw w emisji. Przed nami również całkiem sporo nowości i być może o części z nich będziemy regularnie rozmawiać właśnie tutaj. W „Serialowym przeciążeniu” znajdziecie luźne spostrzeżenia o popularnych komediach, dramatach czy proceduralach – ich najnowszych odcinkach, ogólnym poziomie i przyszłości. Gdy natomiast nadarzy się okazja polecić jakiś ambitny serial niszowy, nie omieszkamy tego zrobić. Diamenty są „Forever”. Szkoda, że serial nie... Niemal co roku dochodzi do takiej sytuacji, że mamy do czynienia z serialem, którego trudno nie lubić, ale który pada ofiarą niskiej oglądalności i wylatuje z ramówki po zaledwie jednym sezonie. Niedawno mogliśmy zaliczyć do tego grona świetne "Rake", a tym razem wszystko wskazuje na to, że ten los spotka "Forever". Tylko cud może uratować tę produkcję. Jeśli on nastąpi, będziemy niezwykle miło zaskoczeni, ale na razie przed nami jeszcze 9 odcinków, którymi możemy się delektować. W mijającym tygodniu wyemitowano epizod 13. i tak jak poprzednich 12, ten również okazał się być fantastyczną zabawą. Mieliśmy zgrabnie poprowadzone śledztwo dotyczące morderstwa, które ściśle związane jest z kradzieżą diamentów, a to wszystko umiejętnie przeplatało się z kolejnym zabawnym incydentem z Abem w roli głównej, ciekawymi retrospekcjami i rozwojem postaci Jo. Oprócz tego, że było nieco przewidywalnie (ale przecież mało który procedural teraz taki nie jest) - przednia rozrywka. Wiemy dobrze, że niczego nadzwyczaj odkrywczego ta produkcja nie oferuje, bo przecież inspiracje "New Amsterdam", "Elementary" czy "Mentalistą" są nadto widoczne, ale "Forever" ma w sobie coś, co sprawia, że trudno nie czerpać z seansu czystej przyjemności. Fajne i nieźle zakręcone sprawy, interesujące flashbacki, chemia między aktorami, akcent Ioana Gruffudda – to wszystko komponuje się ze sobą rewelacyjnie. Czekamy na powrót głównego wątku i nieśmiertelnego Adama. Stał się on jeszcze bardziej interesujący, gdy okazało się, że do tej roli załapał się fantastyczny Burn Gorman ("Torchwood"). Następny w kolejce czeka już "Castle", który mimo 7 serii na karku nadal trzyma wysoki poziom i oferuje świeże oraz zaskakujące fabuły. Pomysłów twórcom nie brak i wygląda na to, że przedsezonowa zmiana głównego showrunnera tylko serialowi pomogła. Dzieje się tu tyle fajnych rzeczy, że nawet nie tęsknimy za głównym wątkiem sezonu i tajemniczą amnezja głównego bohatera. Ostatnio Rick narozrabiał i jego przywileje na posterunku zostały mu odebrane. Znajomości z mafią nie zawsze popłacają. Tym samym utrzymujące się od początku serialu status quo (nie licząc epizodu Beckett w FBI) zostało mocno naruszone. Ale scenarzyści wybrnęli z tego cudownie. Castle jako prywatny detektyw to strzał w dziesiątkę, a parodiowanie starych filmów noir i Kate jako femme fatale to już w ogóle kosmos! Śmiechu było co nie miara w 11. odcinku i wygląda na to, że motyw zawodowej rywalizacji Kate i Ricka będzie jeszcze przez jakiś czas kontynuowany. Natomiast zamówienie 8. sezonu to formalność, więc nic, tylko się cieszyć. Teraz wkraczamy w rejony o wiele poważniejsze. Przeczuwam, że pewnie zaledwie garstka z Was ogląda "Sekcję specjalną", ale ten spin-off „Prawa i porządku” naprawdę potrafi jeszcze dać widzowi popalić. Na palcach jednej ręki można policzyć seriale, które tak realistycznie i dojrzale poruszają ważne społeczne problemy. Bohaterowie zajmują się gwałtami, molestowaniem, przemocą domową – generalnie wszelkimi przestępstwami na tle seksualnym. Na przestrzeni 16 lat zaprezentowali wiele odważnych historii. Takich, które prędzej spodziewalibyśmy się zobaczyć na stacji kablowej niż na NBC. "Prawo i porządek: Sekcja specjalna" to oldschoolowy procedural, który nie ulega presji współczesnych technik robienia telewizji i wciąż prowadzi fabułę nieśpiesznie oraz rzetelnie, posługując się dłuższymi ujęciami. Aktorzy spisują się znakomicie, a sprawy, z którymi się mierzą, często inspirowane są prawdziwymi wydarzeniami. Pamiętajcie, co to za format – nie trzeba nadrabiać 350 odcinków, aby zacząć oglądać. Najnowszy epizod zaczyna się od jednej z lepszych sekwencji, jakie widziałem w tym telewizyjnym sezonie, w której nieprzytomna 15-latka zostaje wyrzucona na śmietnik w ciasnej walizce. Do tego dochodzi gwiazda filmowa jako główny podejrzany i interesująca zabawa scenarzystów z motywem wszędobylskich mediów oraz dziennikarską misją. Bardzo dobry odcinek weterana NBC. Sekcję dramatów kończymy rewelacyjną w swojej 6. serii "Żoną idealną", która zaserwowała nam w mijającym tygodniu odcinek wyraźnie inny niż dotychczas. Twórcy wzięli na warsztat problem rasizmu, nawiązując mocno do strzelaniny z Ferguson z zeszłego roku, w której funkcjonariusz policji zabił nieuzbrojonego czarnoskórego chłopaka. Do analogicznej sytuacji dochodzi w serialowym Chicago, a miastu grożą zamieszki. W nieco poszarpanym epizodzie znalazło się też miejsce dla prawniczej historii, której najjaśniejszym punktem była dawno niewidziana postać bezwzględnego Davida Lee. Fajnie, że będzie pojawiał się w serialu częściej. Zawsze mile widziane (i z reguły znacząco podnoszące rangę odcinka) jest odzwierciedlanie w seriach bieżących wydarzeń i dyskutowanie o trudnych tematach. "Żonie idealnej" udało się to według mnie połowicznie. Najbardziej odważna sekwencja epizodu, czyli Alicia i Prady debatujący w hotelowej kuchni, wypadła może i efektownie, ale merytorycznie kompletnie nie spełniła oczekiwań. Bo jak można ocenić pozytywnie scenę, w której dwójka białych bohaterów dyskutuje przy kanapkach o rzeczach, których nigdy nie doświadczyli: rasizmie i dyskryminacji ze względu na kolor skóry? Rzucają jedynie statystykami i emocjonalnie reagują, ale całość sprawia niestety wrażenie wydmuszki. Gromkie owacje hotelowego personelu ten fragment odcinka pogrążyły jeszcze bardziej. To tak, jakby scenarzyści bili sobie brawo, że rozegrali wszystko należycie, ale niestety nie tym razem. A co Wy myślicie? Sitcomowo z nutką powagi. Przechodzimy do komedii, ale temat rasizmu pozostaje. W "Black-ish" jednak potraktowano go w bardzo sprytny sposób – nieco prześmiewczo, ale nadal tak, aby inteligentnie zwrócić uwagę na problem. A wszystko dlatego, że odcinek powstał z okazji dnia Martina Luthera Kinga Jr. Rodzinka Johnsonów wybrała się z tej okazji na narty, co skutkowało wieloma zabawnymi sytuacjami. Najbardziej rozśmieszyły mnie sceny z Charliem, a twórcy naprawdę powinni się cieszyć, że świetny komik Deon Cole zalicza w serialu częste gościnne występy. „The Black Blacklist with James Spade” i jego przywitanie z małą Diane rozkładają na łopatki. "Black-ish" jeszcze trochę brakuje, aby być najlepszą komedią w telewizji ogólnodostępnej, ale nazwanie jej najlepszą nową komedią to określenie jak najbardziej trafne. Do korzeni w swoim finałowym sezonie wraca serial "Dwóch i pół". Nie dość, że znów mamy dzieciaka w obsadzie, to jeszcze jest całkiem śmiesznie. W pierwszych dwóch sezonach z Ashtonem Kutcherem bywało z tym różnie, ale poprzednia seria i ta obecna to naprawdę świetna zabawa. Wypalił nieco satyryczny pomysł z nabijaniem się z adopcyjnego systemu oraz połączenie Waldena i Alana związkiem małżeńskim. Również Edan Alexander to małe komediowe objawienie tego sezonu, a chłopak robi rewelacyjne wrażenie. Najnowszy odcinek był zaś chyba najlepszym w całej serii, a szwindel bohaterów wyszedł na jaw. Trzeba przyznać, że końcówka była iście dramatyczna, a nowo utworzona serialowa rodzina mogła się rozpaść. Na szczęście tak się nie stało, ale było blisko. "Dwóch i pół" nigdy nie było takie poważne. Całość wyszła jednak bardzo udanie i szczerze zaczynam powoli żałować, że do końca jeszcze tylko 6 epizodów. Nie mam natomiast do zaoferowania wielu pochwał, jeśli chodzi o obecna formę "Głowy rodziny". Od kiedy Seth McFarlane zabrał się za robienie filmów, jego sztandarowa animacja niesamowicie cierpi. Od czasu do czasu zaliczy jakiś lepszy odcinek (jak choćby ten przedostatni, o kolejnej podróży w czasie Briana i Stewiego), ale niestety prawda jest taka, że serial przestał być śmieszny już dobrych kilka lat temu. Jesteście podobnego zdania? A ktoś ogląda „Pępek świata”? Serial bardzo przyzwoicie radzi sobie w ramówce ABC, ale przez 6 lat na antenie zawsze pozostawał w cieniu „Współczesnej rodziny”. Nie jest zbyt efektowny, nie polega na ciętych ripostach, one-linerach i slapstickowym humorze – to chyba najbardziej realistyczny ze wszystkich telewizyjnych sitcomów. Wyobraźcie sobie, że do każdego odcinka tej komedii siadacie z przeświadczeniem, że w gruncie rzeczy życie rodziny Hecków powinno być przygnębiające i do kitu. Jednak, jak się okazuje, da się to pokazać z pewną dozą lekkości i zawsze napawając widzów nadzieją na lepsze jutro dla bohaterów, choć od czasu do czasu scen poważnych – mających pewnego rodzaju edukacyjną misję – nie brakuje. A im prościej się z Heckami zidentyfikować, tym łatwiej jest im kibicować. Każda z postaci ma swoja własną, unikalną tożsamość i komediowe walory, a razem tworzą naprawdę zabawną mieszankę. Polecam. naEKRANIE poleca… ..."Transparent"! Można by rzec: lepiej późno niż wcale. Nie mieliśmy do tej pory okazji napisać o tym fantastycznym serialu Amazonu. Teraz wręcz wypada, mając w pamięci niedawne Złote Globy dla tej produkcji, która dołącza do zacnego grona dramatów nagradzanych w kategoriach komediowych. Jednak mniejsza z tym, bo co jak co, ale te wyróżnienia są w pełni zasłużone. Jeffrey Tambor (fantastyczny również w "Arrested Development") gra rolę życia, a serial jako całość hipnotyzuje i stworzony jest pod popularny binge-watching. Po dekadach ukrywania swojego rzeczywistego ja Mort stał się Maurą. Przed nim jednak jeszcze bardzo trudne zadanie – powiedzieć o tym swoim dorosłym dzieciom. Telewizja się zmienia, a dzięki hitom platform streamingowych można już spokojnie używać terminu post-tv television w odniesieniu do współczesnego serialowego świata. "Transparent" jest natomiast pozycją, która pasuje jak ulał do tej nowej ery, bo przecież jej głównym motywem jest transformacja. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że wcale nie piszę tu wyłącznie o postaci, w którą wciela się rewelacyjny Tambor. To jest bowiem serial o rodzinie, która składa się osób żyjących w swoim własnym świecie. Każdy jest przede wszystkim zainteresowany samym sobą i wszyscy są bliżej lub dalej w wędrówce mającej na celu odnalezienie swojej prawdziwej tożsamości. Łączy ich jednak wzajemna miłość i to ona ma pomóc w osiągnięciu celu. Serdecznie polecam ten wyśmienity serial, który w bardzo dojrzały, przejmujący oraz niezwykle wiarygodny sposób dotyka tematyki LGBT i nie tylko.

Dzięki za lekturę i zapraszam za tydzień na kolejną edycję „Serialowego przeciążenia”. W tym tygodniu sporo tytułów udaje się na przerwę, więc przyszłotygodniowy zestaw będzie nieco inny. Mimo braku nowych odcinków przyjrzymy się na pewno "Współczesnej rodzinie" oraz "New Girl". Zajrzymy także do świata "Zabójczych umysłów" i "Mentalisty" i sprawdzimy  w jakiej formie w nowy rok weszło "Saturday Night Live".

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj