Zerknijmy także na kilka przykładów tytułów oryginalnych bądź międzynarodowych.

The Birth of a Nation

Mój ulubiony i przy okazji najświeższy przykład. Tutaj tytuł nie jest żadnym przypadkiem. Założycielski film amerykańskiej kinematografii, jedno z największych osiągnięć wczesnego kina, czyli Narodziny narodu Davida Warka Griffitha, to film na wskroś rasistowski i bezczelny w swojej treści, lecz z pewnością był kamieniem milowym dla narracji i tworzenia filmów w ogóle. Po 100 latach powstał obraz o jakże przewrotnym tytule, który skupia się na buncie niewolników w 1831 roku. Ten pierwszy to niezaprzeczalne arcydzieło kina, drugi może okazać się ważnym oscarowym uczestnikiem – w końcu zdobył dwie główne nagrody na tegorocznym festiwalu w Sundance.
Źródło: materiały prasowe

Crash

Tytuł ten dzielą ze sobą dwa filmy. Pierwszy z nich wyreżyserował jeden z najważniejszych współczesnych twórców, drugi zaś - mało znany autor, bez większych sukcesów ani przed, ani po premierze. To pierwsze dzieło nie zdobyło zbyt wielu nagród, ale na pewno uznanie krytyków, drugie zaś z czasem przestało być chwalone przez publiczność, ale za to dostało Oscara w 2006 roku (i to zdecydowanie niesłusznie). W Polsce oba filmy występowały pod mniej lub bardziej zmienioną nazwą – dzieło Cronenberga pod tytułem Crash: Niebezpieczne pożądanie, obraz Haggisa to Miasto gniewu.
Źródło: materiały prasowe

Red

Nazywanie filmów kolorami nie jest zbyt popularne. Pewnie najsłynniejszym przykładem takiego dzieła jest Blue Dereka Jarmana, lecz tam tytuł był jak najbardziej usprawiedliwiony - w końcu to, co oglądali widzowie, to po prostu niebieski obraz z komentarzem reżysera i jego aktorów. Dwa filmy dzielą jednak nazwę tego samego koloru: Red Krzysztofa Kieślowskiego i RED Roberta Schwentke. Pierwszy jest zwieńczeniem trylogii polskiego reżysera, jego ostatnim filmem, w którym po raz kolejny bawi w Boga, splatając losy swoich bohaterów. Ten drugi opowiada o emerytowanych agentach CIA i niewiele wspólnego ma ze wspomnianym kolorem – tytuł jest skrótem od Retired, Extremly Dangerous.
Źródło: materiały prasowe

Fair Game

Najntisowy klasyk (w Polsce pod tytułem Czysta gra) kontra współczesne kino polityczne. W pierwszym z nich duet Baldwin-Crawford, w drugim Penn-Watts. Każda para idealna na swoje czasy. Oba filmy w swoich gatunkach są pozycjami przyzwoitymi, choć niełatwo dzisiaj się nie uśmiechnąć podczas oglądania filmu Spiesa oraz podziwiania naiwności i prostoty jego dzieła. Poza tytułem i elektryzującym duetem aktorskim trudno jednak doszukiwać się innych podobieństw.
Źródło: materiały prasowe

The Avengers

Zaskoczeni? Pewnie trochę, bo tytuł telewizyjnego klasyka z lat 60. oraz pełnometrażowego filmu powstałego później został przetłumaczony w Polsce na Rewolwer i melonik. Brytyjski serial był niezwykle popularny i liczył w sumie 161 odcinków, nic więc dziwnego, że doczekaliśmy się także kinowej wersji przygód agentów Johna Steeda i Emmy Peel. Niestety pomimo znakomitej obsady (Fiennes, Turman, Connery) film był kompletną klapą i zgarnął 9 nominacji do Złotych Malin. Kilka lat później powstał odrobinę mniej znany film o kilku postaciach ubranych w dziwne stroje i walczących z nordyckim bogiem, który pragnie zapanować nad światem. O ile The Avengers z 1998 roku zarobiło niecałe 50 milionów, to film z 2012 ma na koncie równie śmieszne 1,5 miliarda dolarów.
Źródło: materiały prasowe

Aviator

W 1985 roku George Miller nakręcił Aviatora. Ale nie… to nie jest ten George Miller, który stworzył Mad Maxa, i nie, to nie jest Aviator z Leonardo DiCaprio. Ale w filmie zagrała inna popularna gwiazda, czyli Christopher Reeve, który już wtedy znany był ze swojej roli Supermana. Ten drugi Aviator, który powstał 20 lat później, to już dokonanie królów Hollywoodu, czyli Martina Scorsese i DiCaprio, choć wydaje się że, to jeden z najbardziej przecenianych projektów tych panów - 11 nominacji do Oscara (z czego aż 5 statuetek powędrowało dla twórców tego filmu) to zdecydowanie za dużo…
Źródło: materiały prasowe

Bad Boys

Film z 1983 roku wart jest uwagi prawdopodobnie tylko z jednego powodu: gra w nim młody Sean Penn, co zdecydowanie musi być ciekawym doświadczeniem. Film Michaela Baya to szalona i zabawna komedia sensacyjna, która doczekała się równie udanej kontynuacji. Teraz Will Smith i Martin Lawrence robią wszystko, by powstała również część trzecia.
Źródło: materiały prasowe
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj