Burmistrz Kingstown to jeden z seriali, który debiutuje na platformie SkyShowtime. Oceniam pierwszy sezon.
Burmistrz Kingstown to amerykańsko-kanadyjski serial, który w USA debiutował w 2021 roku. Teraz produkcja wchodzi również do Polski, zasilając ofertę nowo powstałego SkyShowtime. Fabuła skupia się na rodzinie McLusky, która od pokoleń żyje w tytułowym miasteczku i pociąga za sznurki w polityce. Trzej bracia – Mitch (
Kyle Chandler), Mike (
Jeremy Renner) i Kyle (
Taylor Handley) – są mocno związani z wymiarem sprawiedliwości i zajmują się jedyną prosperującą gałęzią w Kingstown, czyli więziennictwem. W branży od lat tkwi również ich matka (
Dianne Wiest), która pracuje jako nauczycielka więźniarek. Ich codzienność nie jest łatwa. Bohaterowie znajdują się w samym centrum wszelkich konfliktów, pośrednicząc między kryminalistami, więźniami i skorumpowanymi agentami.
Nowy serial jest współtworzony przez
Taylora Sheridana, który jako scenarzysta ma już na koncie produkcje takie jak
Yellowstone,
Sicario czy
Aż do piekła. Sezon składa się z dziesięciu odcinków, które trwają średnio 45–50 minut. Jak na produkcję o szemranych interesach przystało, całość jest mocno utrzymana w odcieniach szarości – w każdym tego słowa znaczeniu. Mamy tu ponure kadry, które dopełnia ciężka i mroczna muzyka. Wszystko składa się na ogólne wrażenie przytłoczenia. Bohaterowie obracają się w świecie korupcji, beznadziei i nieustannego poczucia zagrożenia. Tutaj nie ma miękkiej gry, a emocje i wrażliwość trzeba schować do kieszeni, aby przetrwać. Twórcy bardzo wyraźnie uwypuklają aspekt przemocy. W każdym odcinku obserwujemy bójki, strzelaniny czy brutalne morderstwa, a ekran faktycznie spływa krwią. Momentami aż trudno się na to patrzy – sceny są naturalistyczne, a widz nie ma żadnej taryfy ulgowej i doświadcza absolutnie wszystkiego, bez łagodzących filtrów. Świat Kingstown jest naprawdę paskudny i zwyczajnie przerażający, co widać nie tylko w zachowaniu więźniów, ale także w skorumpowaniu policjantów czy strażników więziennych. Trudno jednoznacznie ocenić, kto jest "tym dobrym", a kto "tym złym". Wszyscy bez wyjątku posuwają się do czynów tak kontrowersyjnych, że widzom w zasadzie przez cały seans towarzyszą wątpliwości moralne. To jednak zaleta – dzięki temu wszystkie odcinki ogląda się w pełnym skupieniu.
O ile zarys fabularny w serialu jest dość czytelny, o tyle sama charakterystyka postaci zdaje się poprowadzona raczej oszczędnie. Niestety motywacje niektórych bohaterów pozostają niezrozumiałe. Wywołuje to pewną dezorientację, ponieważ widz już na początku zostaje wrzucony w gęstą akcję, zanim dobrze się rozezna, kto jest kim. Owszem, z biegiem czasu o braciach dowiadujemy się coraz więcej, natomiast trudno oprzeć się wrażeniu, że przybliżana jest nam tylko jedna z ich twarzy. Cała rodzina jest zimna, w zasadzie pozbawiona empatii czy wrażliwości. Jestem w stanie kupić wyjaśnienie, że to jedyna możliwość na przetrwanie w tym okrutnym świecie, ale jednak uważam, że tym wyrachowanym bohaterom brakuje podstawowych ludzkich zachowań. Trudno oprzeć się wrażeniu, że twórcy wyciągnęli z nich wyłącznie to, co najgorsze, aby dopasować kreacje do tematyki produkcji. Na razie faktycznie komponuje się to ze światem przedstawionym, ale poszczególne postacie zdają się przez to nienamacalne i odległe od rzeczywistości – a z tego punktu nietrudno już wejść w przerysowanie czy stereotypy, co jest faktycznym zagrożeniem dla tej produkcji.
Aktorsko serial stoi na wysokim poziomie. Głównym bohaterem staje się Mike, a wcielający się w niego Jeremy Renner robi naprawdę dobrą robotę – to chyba jedyny bohater, któremu naturalnie i bez wątpliwości chce się kibicować, choć nie jest kryształowy. Poza nim pozytywnie wyróżnia się
Emma Laird, która wciela się w młodą prostytutkę Iris, a także
Aidan Gillen, odtwórca roli jednego z niebezpiecznych więźniów, który z pewnością jeszcze namiesza w produkcji. Najtrudniej patrzy się na matkę, Miriam, w którą wciela się Dianne Wiest – kobieta zachowuje się jak maszyna, jest nieprzyjemna i rozstawia po kątach nie tylko niebezpieczne więźniarki, ale także członków swojej rodziny. Pozostaje tylko liczyć, że w drugim sezonie poznamy przynajmniej ogólne przyczyny jej toksycznych zachowań (a finał pierwszego sezonu i kulminacja emocji w nim przedstawiona faktycznie zostawiają ku temu otwartą furteczkę).
Burmistrz Kingstown to mroczny, ponury i pełen przemocy serial, który nie nadaje się dla wrażliwych widzów. Opowiada o świecie, w którym nikt z nas nie chciałby się znaleźć. Seans jest wymagający, a z ekranu nieustannie bije zło, na co trudno patrzeć. To raczej nie jest typ produkcji na luźny wieczór przy przekąskach – to, co dzieje się w fabule, zostaje w głowie na dłużej. Mimo paru zgrzytów czy nadmiernego skomplikowania relacji między bohaterami całość zapowiada się intrygująco. Pierwszy sezon zawiązuje kilka istotnych wątków, które mają potencjał na ciekawe i ważne dla fabuły rozwinięcie. Pozostaje tylko czekać na to, co wydarzy się dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h