Można było pójść w klasykę i w tomie Deadpool, Vol. 6: Wedding of Deadpool pokazać samą ceremonię, którą przerwałby jakiś superzłoczyńca, co przerodziłoby się w walkę z udziałem wszystkich zaproszonych gości. Ale to już było. Czego zaś wcześniej raczej nie pokazywano? Wieczorku kawalerskiego, który rozrósł się do katastrofy iście apokaliptycznych rozmiarów. I przede wszystkim sentymentalnych wspomnień pana młodego, który opowiada przyjaciołom o wszystkich poprzednich razach, gdy stawał na ślubnym kobiercu – w przypadku Deadpoola miało to miejsce nie raz, nie dwa, nawet nie trzy razy. Album ten więc stanowi sekwencję kolejnych dłuższych i krótszych historii, z których większość poświęcona jest byłym narzeczonym i żonom Najemnika, z których tylko niektóre były prawdziwe, nie wszystkie przytomne, gdy się z nimi żenił, znalazła się wśród nich nawet przypominająca z wyglądu hipopotama kosmitka. Do tego dochodzi relacja z podróży poślubnej Deadpoola i Sikhlii oraz kilka innych przygód, jak choćby ta, w której Najemnik walczył z podróżującym w czasie Adolfem Hitlerem, uzbrojonym w mecha z przyszłości.
Źródło: Egmont
W skrócie: Deadpool się żeni to typowy przedstawiciel swojego gatunku, a więc niesamowicie pokręconych, pełnych akcji, przemocy, humoru i sprośnych żartów opowieści o Najemniku z nawijką. I akurat temu bohaterowi zaproponowana w tym komiksie fragmentaryczna forma opowieści, gdzie co kilka stron skaczemy między bohaterami, lokacjami, a nawet w czasie i w stylistyce (bo zmieniają się twórcy), jakoś pasuje, jest spójna, nie męczy też tą nieustającą karuzelą wątków. Pomaga rzecz jasna fakt, że wszystkie te historie, a przynajmniej większość z nich, ma wspólny mianownik w postaci motywu ślubu.
Źródło: Egmont
Kto więc zdążył polubić serię Deadpool za poprzedniej pięć tomów i tym razem się nie zawiedzie. Scenarzyści postawili tu na sprawdzoną mieszankę, w historiach o Madcapie i Hitlerze nawet zaskakując niektórymi chwytami, co stanowiło niezbędną dozę świeżości. I tylko intryguje mnie ilustracja okładkowa, która generalnie niewiele ma wspólnego ze ślubem Deadpoola, który odbył się w parku i wpadło na niego ledwie kilka-kilkanaście osób. No ale rekord Guinnessa padł? Padł.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj