W filmach o bokserach trudno wymyślić coś nowego, ale w końcu czasem idziemy do kina nie po to, by ktoś nas zaskoczył, ale by zobaczyć świetne wykonanie zgranych schematów. Oceniamy "Do utraty sił".
„
Southpaw” to przede wszystkim popis aktorski. I to nie tylko Jake'a Gyllenhaala, który po raz kolejny porusza się na granicy oscarowej nominacji, ale także reszty obsady. Świetna i bardzo przekonująca jest Rachel McAdams, a Forest Whitaker po raz pierwszy od kilkunastu filmów ma wreszcie coś do zagrania poza staniem i łypaniem okiem. Nawet ten pan, co podpisuje się
50 Cent, dostał do zagrania coś idealnie dobranego do jego możliwości. I właśnie dlatego ten film należy zobaczyć.
Poza tym to klasyczna kinowa sportowa jazda obowiązkowa. Pierwszy kinowy scenariusz Kurta Suttera, który jest twórcą kultowym dla fanów seriali („
Sons of Anarchy”, „
The Shield”), nie zachwyca niczym oryginalnym. To opowieść niczym zabawa w łączenie ponumerowanych punktów na kartce. Wszystko jest całkowicie przewidywalne. Mamy bohatera, któremu się wiedzie, a potem przestaje. Zaczyna mu być gorzej, gorzej, gorzej, stacza się na absolutne dno, gdzie spotyka mentora i dzięki ciężkiej pracy wraca na szczyt. To schemat tak zgrany, że twórcy „
Southpaw”, nie próbując nic ukryć, już w oryginalnym tytule („Southpaw”) zdradzają puentę filmu. Oglądaliśmy takie fabuły (przy wykorzystaniu różnych dyscyplin sportowych) dziesiątki razy. Zaletą tej są (jak już wspomniałem) aktorzy i świetne wykonanie techniczne.
[video-browser playlist="723526" suggest=""]
W kwestii bokserskich emocji dochodzimy tym razem do ściany. Trudno mi sobie wyobrazić film lepiej i mocniej pokazujący walkę na ringu. Oczywiście to jakość, którą znamy od dekad – od niektórych sekwencji w różnych częściach „
Rocky”, od niezapomnianego „
Raging Bull”, ale miło, że znowu komuś w Hollywood chciało się pokazać, jak ostro i krwawo to naprawdę wygląda. W czasach, gdy w różnego rodzaju blockbusterach setki giną od jednej salwy, ale widok krwi jest czymś wyjątkowym, tu mamy autentyczną jatkę, gdy dwóch dorosłych facetów robi sobie z własnej i nieprzymuszonej woli nawzajem z twarzy tatara.
A potem przychodzi żona, by otrzeć krew i spróbować jakoś poskładać fizycznie oraz psychicznie swego „zwycięzcę”. I zastanowić się, czy cena, jaką ponoszą za wielki luksusowy dom, nie jest zbyt wysoka...
Czytaj również: Najlepsi filmowi bokserzy
W pierwszej wersji scenariusza "
Southpaw" miało być kontynuacją „
8 Mile”, w której Eminem powraca do swej roli sprzed lat. Ten pomysł gdzieś po drodze zniknął, Eminem uznał, że jego muzyczna kariera jest ważniejsza niż filmowa (acz zajął się w tym filmie ścieżką dźwiękową), a rolę Billy'ego Hope'a przejął Jake Gyllenhaal. Zakończmy więc tę recenzję ćwiczeniem na wyobraźnię – czy ta fabuła z Eminemem w roli głównej miałaby szansę być równie dobra? Jak sądzicie?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h