W drodze losowania Caleb (Domnhall Gleeson), pracujący w firmie obsługującej 94% zapytań wyszukiwarek, zostaje wybrany, aby spędzić tydzień w domu swojego szefa – Nathana (Oscar Isaac), będącego geniuszem programowania niestroniącym od alkoholu oraz ćwiczeń siłowych. Jego położona poza granicami cywilizacji willa jest mekką minimalistycznego designu sprzyjającego ważnym dywagacjom toczonym przy sushi oraz kolejnych butelkach piwa. A jest o czym dyskutować, bowiem dom Nathana to także placówka badawcza, w której stworzył w pełni funkcjonalną sztuczną inteligencję – Avę (Alicia Vikander), zaś Caleb ma mu pomóc rozstrzygnąć, czy maszyna dysponuje świadomością. Debiut reżyserski Alexa Garlanda jest w zasadzie spektaklem trzech aktorów, wygranym na chłodnych i momentami majestatycznych subtelnościach. W połączeniu z dość surową i na swój sposób hermetyczną przestrzenią tworzy się aura obfitująca w obrazy natury, która ze wszystkich stron pochłania dom na pustkowiu. Dlatego też oglądanie „Ex Machina” przypomina nieco powolne zajadanie się brązowym ryżem i popijanie wodą mineralną – jest bezpłciowym przeżyciem. Dzieło Garlanda jest obrazem jednostronnym i w gruncie rzeczy płytkim, który w naiwny sposób wymusza na widzu współczucie wobec sztucznej inteligencji o powabnej buzi. Paradoksalnie najsłabszymi momentami produkcji są właśnie rozmowy Avy z Calebem, balansujące na granicy dennych flirtów i protokołów odpowiedzi konsultanta w call center. Na szczęście znacznie krwiściej przedstawiona jest relacja Nathana z Calebem, która obfituje w wiele wątków technicznych, filozoficznych, a także ciekawie ujęte niedopowiedzenia, które z czasem zaczynają nabierać na mocy. [video-browser playlist="673779" suggest=""] Wszyscy aktorzy stanęli na wysokości zadania: Alicia Vikander za pomocą powściągliwej mimiki oraz odpowiednich efektów komputerowych sprawdza się w roli „pokrzywdzonego robota” co najmniej dobrze. Gleesonowi przypadła rola odpowiednia dla jego dotychczasowego doświadczenia, czyli niezdary niepanującego nad swoim losem, posiadającego najmniej świadomości wobec przeżywanych zdarzeń. Doskonale sprawdza się rola Isaaca, który kreuje najbardziej przekonującą postać – człowieka czynu, ale także filozofii, nieco wycofanego, ale także bardziej świadomego, niż można by się tego spodziewać. Całość doskonale dopełnia postać Sonoya Mizuny, która tajemniczo snuje się pomiędzy kolejnymi kadrami, będąc niejako obserwatorem wszystkich zdarzeń. Czytaj również: Sztuczna inteligencja na ekranie Jednym z niewielu zalet tej wtórnej produkcji, jaką jest "Ex Machina", jest minimalistyczna, wręcz symptomatyczna muzyka rewelacyjnie budująca napięcie, którego bardzo często w scenach jest po prostu brak. A szkoda, ponieważ scenarzyści zdają się po drodze rozrzucać bardzo wiele wątków i tropów. Niestety moment ich wybrzmienia odbywa się bez oczekiwanego echa, a znudzony widz zostaje z pustymi rękami. Trochę jak główni bohaterowie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj