The Fantastic Four - ten film od samego początku budził kontrowersje. Ba, nie tylko ten – cała historia ekranizacji tego konkretnego komiksu Marvela miała jakoś pod górkę - od przerażająco złego pierwszego filmu, który powstał tylko po to, by producent nie stracił praw do licencji, przez dwa filmy słabsze niż większość innych ówczesnych komiksowych superprodukcji, po ten najnowszy, o którym też trudno powiedzieć coś dobrego. Już kiedy wiele miesięcy temu usłyszeliśmy, że Johnny Storm (czyli Człowiek-Pochodnia) będzie tu grany przez czarnoskórego Michaela B. Jordana, zrobiło się dziwnie. Część widzów i fanów protestowała, część spokojnie czekała, by dać filmowi szansę - może ten pomysł będzie miał jakiś powód, jakiś sens. Dziś (pomijając kwestię, że to świetny aktor, któremu ostatecznie w tym filmie nie dano szansy na dobrą kreację) widać, że tego sensu nie było, a jedynym powodem tej zmiany było "żeby było inaczej". I tak samo z wieloma kolejnymi fabularnymi twistami w tej opowieści - jakby jej reżyser, Josh Trank, zdecydował się zmienić mnóstwo rzeczy w fabule komiksu tylko po to, by na ekranie wykazać się oryginalnością: inny kolor skóry jednego z bohaterów, inna geneza supermocy, inaczej wymyślona i poprowadzona postać głównego antagonisty, Doktora Dooma. Acz też do końca trudno to stwierdzić, bo mocno nagłośniony konflikt między nim a producentami dał nam – jak rozumiem – w efekcie film, który nie jest właściwie niczyją wizją do końca. Trank chciał jeszcze dalej i mocniej, producenci odebrali mu projekt i zrobili go ostatecznie po swojemu, ale przecież mnóstwo tu musi być efektami jego pracy. No url Tak czy owak - dostajemy film średni, pozbawiony pasji, emocji i mocno, zbyt mocno próbujący za wszelką cenę oderwać się od pierwowzoru. Ze świetnymi aktorami, którzy nie dostali nic ciekawego do zagrania, z prościutką fabułą i nieprzesadnie efektowną realizacją. Historia młodego geniusza Reeda Richardsa, który wpada na pomysł technologii przenoszącej na inną planetę, jakoś nie zachwyca. Tak samo jak mocno zmieniona opowieść o tym, jak tytułowa Fantastyczna Czwórka nabywa swoje moce i co się potem z nimi dzieje. Ale najsłabiej wypada wątek ich przeciwnika, czyli Doktora Dooma. Gdzieś gubi się tu oryginalna komiksowa charyzma tej postaci, a dostajemy słabą podróbkę Dartha Vadera (który, żeby było zabawniej, był w jakiejś mierze wzorowany na oryginalnym komiksowym Doktorze Doomie, więc koło się domyka). W wersji Blu-ray oglądamy to wszystko w świetnej jakości, a potem możemy zajrzeć do dodatków, których jest zaledwie kilka nieciekawych – to szkice koncepcyjne i krótkie materiały making of o tym, jak to wszyscy byli zaangażowani i jak bardzo się starali, zwłaszcza tworząc efekty specjalne, by wyszło super. Szkoda, że nie wyszło.
źródło: materiały prasowe
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj