Tym razem dostaliśmy jedną, dłuższą opowieść, w której Olivier Queen po niedawnych, niesamowitych wyczynach powraca do Seattle, by głównie zajmować się codzienną, superbohaterską robotą. Co na jej temat sądzą mieszkańcy miasta dowiadujemy się ze sprawnie rozpisanego początku historii. Zawiązanie akcji obraca sie bowiem wokół reportażu dziennikarki na temat kontrowersyjnej działalności Green Arrowa. Okazuje się, że ilu ludzi, tyle opinii - są tacy, którzy chwalą, są tacy, którzy potępiają, ale z pewnością nikt nie pozostaje obojętny. Olivier dalej robi swoje, dalej jest prawy i szlachetny i dalej swoją działalnością wywołuje nieprzewidziane konsekwencje a przede wszystkim - co najistotniejsze w niniejszym tomie, wyzwala tkwiące w ludziach demony. Twórcom udało się w tym przypadku przepchnąć klasyczny motyw opowieści superbohaterskich o narodzinach złoczyńcy. Tym razem staje się nim upokorzony przez Green Arrowa, nadużywający władzy policjant. Motyw tej przemiany i późniejszych konfrontacji można było z pewnością pociągnąć dłużej i wnikliwiej, ale w rzeczywistości to tylko jeden z wątków Green Arrow #03: Szmaragdowy banita. Ten główny natomiast nawiązuje do tytułu zbiorku, w którym to Green Arrow staje się nagle wrogiem publicznym numer jeden w mieście, którego miał być obrońcą. Jak do tego doszło? To właśnie jest najlepsze w najnowszym tomie opowieści o przygodach Oliviera Queena. Pierwszy zeszyt Szmaragdowego banity to jedna z najlepiej zawiązanych fabuł superbohaterskich, jakie miałem okazję czytać ostatnimi czasy. Klasyczny zwrot akcji pod koniec, wzorowe budowanie napięcia i przeplatanie kilku wątków wyszło tu koncertowo i nawet późniejsze popadanie w sztampę przy fabularnych rozwiązaniach nie jest w stanie przysłonić pozytywnego wrażenia. A wszystko dzięki prostocie pomysłów wyjściowych, dzięki którym powstało solidne, miejskie superhero.
Źródło: Świat Komiksu
Ta  prostota to w zasadzie recykling dobrze znanych motywów. Wspomniałem już ten o przemianie policjanta w złoczyńcę. Drugim jest podszywanie się innego łucznika pod Green Arrowa.  Ponadto autorzy nie zapominają o konsekwencjach działań Dziewiątego Kręgu, na skutek których Olivier pozbawiony jest majątku, wprowadzając postać burmistrza Dominiego, będącego istotnym ogniwem w tej rozgrywce. Przeplatanie się tych wątków wzmacnia jeszcze czytelny, społeczny przekaz wraz z rozważaniami na temat granic władzy. A w centrum tego wszystkiego jest miejscami nieco przytłoczony wydarzeniami nasz bohater.
Na szczęście - od czego są przyjaciele! Cóż, czasami od tego, by popsuć wydźwięk dobrej historii. Wśród kompanów, którymi otacza się Ollie, najlepiej w Szmaragdowym banicie wypada nad wyraz skuteczna w otwartych konfrontacjach Dinah. Natomiast i Diggle i powracająca do Seatle Emiko wywołują nieoczekiwane uczucie zbędności w tej historii - jak na razie twórcy nie mają dobrego pomysłu na te postacie, a ich wspólne poczynania lub pogaduszki na łonie przyrody czasami sięgają poziomu dramy z serialowego Arrow. Podsumowując - dostaliśmy jak na razie najlepszy tom przygód szmaragdowego łucznika. To cieszy, szczególnie w porównaniu ze słabym, poprzednim tomem. Jednak to wciąż za mało, by historia Oliviera Queena na dłużej zapadła w pamięć czytelnikom. Nie pomaga w tym też zbytnio szata graficzna - owszem, patrząc na rysunki Otto Schmidt i Ferreyry nie ma się do czego przyczepić, ale z kolei można odnieść wrażenie, że nie do końca korespondują z tonem opowiadanej historii. Sytuację ratuje kilka splashy, w których czujemy autentyczną, graficzną pasję i możemy sobie wyobrażać tę historię inaczej i chyba lepiej narysowaną. Na razie jednak mamy takiego Green Arrowa jakiego mamy, ale nie ma co zbytnio narzekać, skoro jest dużo lepiej, niż ostatnio.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj