To efekt filmu bardzo wyrazistego, acz przy tym w wielu miejscach mocno niekonsekwentnego i niespójnego. Filmu, który w równie dużym stopniu jest kontynuacją, co remakiem Star Wars: Episode IV - A New Hope. Przed laty Robert Rodriguez po El Mariachi nakręcił Desperado, a Sam Raimi po Evil Dead stworzył Evil Dead II i dokładnie tak samo jest przy Star Wars: The Force Awakens – to niby kontynuacja, a tak naprawdę opowiedziana na nowo ta sama historia, tylko ciut inaczej, ciut szybciej, za ciut większe pieniądze. Ot, sceny są w innej kolejności, kto inny mówi te same kwestie, wybucha co innego, ale tak samo jak przed laty. To wciąż te same klocki, tylko trochę inaczej ułożone. Nestor musi zginąć, ktoś się musi okazać czyimś ojcem, wielka zła konstrukcja musi zostać zniszczona w spektakularnym wybuchu, a na początku szturmowcy muszą szukać robota na pustynnej planecie. Czytaj także: Recenzja bezspoilerowa Przebudzenia Mocy Nie widzę w tym nic złego - przecież dzięki temu świetnie się bawiliśmy na tym filmie. Problem li tylko w braku czegoś nowego, oryginalnego, świeżego. Dlaczego? Bo tak pewnie zadecydowali hollywoodzcy księgowi – że Gwiezdne Wojny to za droga zabawka, by teraz z nią eksperymentować, wprowadzać od razu w pierwszym filmie coś nowego. Może w drugim, trzecim, czwartym w kolejnych latach, ale na pewno nie tym razem. Znaczne ważniejsze było, by dać ludziom dokładnie to, co lubią, i ewentualnie pokazać kilka nowych pomysłów na przyszłość, dać mnóstwo znajomych pomysłów, by przysłoniły resztę. A jaka jest reszta? Niestety taka sobie (i dlatego ci wszyscy, którzy nie czekali na dużo tego samego co dawniej, są dziś rozczarowani). Podczas gdy wszyscy nowi bohaterowie po stronie dobra są ciekawi, fajni, charyzmatyczni i już zdobyli naszą sympatię (ależ super ta Rey), to ci niedobrzy są jacyś tacy mizerni – słaba hipsterska podróba Vadera, rozkrzyczany rudzielec szujka (acz z zerową charyzmą) i hologram jakiegoś niedopracowanego kosmity. Co to ma być? Gdzie jest Ciemna Strona? Bieda. Twórcy wyraźnie też poskąpili na jakąkolwiek konsultację naukową. Co to za wysysanie gwiazdy? Ta wielka Gwiazda Śmierci do kwadratu nie ma jakoś większego sensu w normalnej rzeczywistości. Jak toto się przemieszcza? Jak działa? O co chodzi z Republiką, która w tym filmie istniała raptem kilkadziesiąt sekund? Takie rozgrywanie wątków to jakieś kpiny. Ja rozumiem, że w najbliższych miesiącach zostaniemy zasypani książkami, komiksami i grami, które nam będą to wszystko tłumaczyć, wyjaśniać i dopowiadać, ale na razie oceniamy film jako osobne, autonomiczne dzieło. Liczba zbiegów okoliczności jest po prostu żenująca. To ma być wielki wszechświat, wielkie planety, wielka konstrukcja i akurat wszyscy na niej co chwila na siebie wpadają – Han na Kylo Rena, Finn na Rey, która uciekła z celi (swoją drogą – jedna z najlepszych i najzabawniejszych scen w filmie, i to jeszcze z Bondem). Czterdzieści lat temu to było do przyjęcia, ale w dzisiejszym kinie? No jednak trochę się pozmieniało i mamy wyższe wymagania. No url Długo bym mógł ciągnąć taką listę narzekań, ale to, że je zauważyłem, nie zmienia faktu, że jestem całkowicie po stronie tej grupy na tak. Jestem zachwycony, że saga wróciła, i świetnie się bawiłem tym, jak wróciła. Wybaczam wszystkie niedociągnięcia, bo mimo wszystko było super – z mnóstwem humoru; ze świetnie wizualnie wykreowanym (wszech)światem, o kilka nieb lepszym od tych z trylogii prequeli; z dobrymi dialogami; z postaciami i zarazem aktorami, którzy się świetnie odnaleźli w tej fabule i już po jednym filmie zdobyli naszą sympatię na lata. Po prostu jest świetnie. Czytaj także: Recenzja książki "Star Wars: Koniec i Początek" wprowadzającej do filmu I to mi wystarcza. I to mnie cieszy. Co jakiś czas pomyślę sobie, że mogło być jeszcze lepiej, że tegoroczny Mad Max: Fury Road udowodnił, że można w takiej sytuacji stworzyć dzieło jeszcze lepsze, mocniejsze i wiekopomniejsze, ale nie narzekam. Gdy kilkanaście lat temu George Lucas ruszał z trylogią prequeli, stwierdził, że fani i tak pójdą, więc zrobił film dla dzieci. Dziś J.J. Abrams wynagrodził to fanom z nawiązką. Być może trochę w ten sposób zawiódł tych, którzy chcieli czegoś nowego i świeżego, ale wiedział, że po nim przyjdą kolejni reżyserzy i kolejne filmy. Teraz co roku dostaniemy następne Gwiezdne Wojny. Pozostaje nam wiara, że któreś z nich będą nie tylko fajne, wciągające i dobre, ale również po prostu wybitne. Niech Moc będzie z ich twórcami. PS. Na koniec mała sympatyczna spoilerowa anegdotka. Współscenarzysta Imperium kontratakuje i Powrotu Jedi, Lawrence Kasdan, wrócił w tym roku po ponad trzydziestu latach do wymyślania gwiezdnowojennych fabuł. Od lat znana jest historia, jak to proponował Lucasowi znacznie mroczniejsze zakończenie Powrotu Jedi - Han Solo ginie, a Luke Skywalker nie potrafi udźwignąć brzemienia bycia Jedi i udaje się na wygnanie, by żyć jak pustelnik. Lucas się nie zgodził. Jak widać, co się odwlecze...
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj