Pierwsza Now You See Me była zaskakująca dobra - pełna energii, nowych, fajnych pomysłów, oglądało się ją z prawdziwą przyjemnością. No i obejrzały ją miliony, więc nic dziwnego, że powstał sequel. Niestety dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, co bardzo mocno widać w Now You See Me: The Second Act. Jej twórcy spróbowali przenieść absolutnie wszystko, co się da, z pierwszej części i dołożyć jeszcze trochę. Z obsady nie dało się tylko ponownie zaprosić Isli Fisher – zastąpiła ją z dużą werwą i humorem Lizzy Caplan. Poza tym są wszyscy oraz gracze dodatkowi wprowadzeni w miejsce tych, którzy wcześniej mieli inną rolę. No url Skoro wiadomo już, że Dylan jest szefem grupy, a nie ścigającym ich agentem FBI, to wprowadzono nowych agentów; skoro na początku fabuły dawni źli zdają się pokonani, to wprowadzono nowych (uroczy Daniel Radcliffe jako socjopata, a do tego jeszcze fajna niespodzianka, chyba dobrze schowana w trailerach, bo ja jej tam przynajmniej nie zauważyłem); skoro wiadomo już, kto był ich tajnym wsparciem za pierwszym razem... Można by tak długo. Rzecz w tym, że widzimy ponownie te same sztuczki, a przynajmniej podobne. Niektóre pięknie wykonane i z pewnością robiące wrażenie; niektóre przedstawione z charyzmą, której zazdrościć tym postaciom powinni wszyscy politycy świata. Ale nie składa się to w nową ciekawą opowieść, a jedynie w permutację tego, co widzieliśmy poprzednio. Czy to wystarcza? Musicie sami ocenić. Nie mówię, że to zły film. Ba, uważam, że wręcz należy go zobaczyć, choćby dla sceny z przekazywaniem sobie karty – tu raz przydały się wcześniejsze doświadczenia reżyserskie Jona M. Chu w kinie tanecznym. Ale w sumie po prostu poprzeczka po pierwszym filmie była tak wysoko zawieszona, że mimo najszczerszych chęci nie udało się jej przeskoczyć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj