W serialu Mroczne materie Lyra i Will opracowują plan włamania się do domu Boreala, aby odzyskać aletheiometr. W tym czasie Boreal łączy siły z Marisą, która pragnie odzyskać córkę. Jednak wcześniej Coulter postanawia udać się do Mary, aby poznać szczegóły wiedzy o Pyle pani naukowiec. W końcu dochodzi do ponownej konfrontacji Lyry i Marisy w domu Boreala. Cały plan odzyskania aletheiometru nie idzie do końca po myśli bohaterów. Mary zatem zostaje namówiona przez Pył, aby porzucić swój dotychczasowy świat i ruszyć do innego.
Wątek Marisy Coulter powrócił na odpowiednie tory i od razu to podniosło poziom całego epizodu. Ruth Wilson bardzo dobrze odnalazła się na drodze, którą wyznaczyli jej scenarzyści. Przede wszystkim można było zobaczyć tę emocjonalną stronę antagonistki i to zadziałało naprawdę świetnie. W łagodniejszym obliczu Wilson sprawdza się równie dobrze, co w demonicznej odsłonie swojej bohaterki. Bardzo dobrze za pomocą ponownego spotkania z Lyrą ograno zderzenie Coulter z emocjami, których zapewne sama postać nie spodziewała się odkryć w sobie. Ruth Wilson potrafiła je wszystkie pokazać. Jestem naprawdę ciekawy, jak rozwinie się jej wątek po udaniu się do świata widm, ponieważ to, co nakreślili twórcy w nowym epizodzie, było najwyższej próby, a z Borealem tworzą interesujący duet, który może być mieszanką wybuchową. W tym momencie to dla mnie najlepsza postać w serialu.
Nie do końca za to przekonałem się do wątku głównych bohaterów, czyli Lyry i Willa. Tak naprawdę za wiele nie mieli do pokazania, ponieważ większość odcinka skupiła się na Marisie. Z ich udziałem dostaliśmy początkowo proste, lekko napisane sceny, które jednak nie dawały jakiegoś emocjonalnego ładunku, humoru czy grozy, były mi po prostu obojętne. Za bardzo mam wrażenie wrzucono te postacie w odcinku na drugi plan, chociaż nie zmienia to faktu, że bardzo sprawnie funkcjonują jako duet. Jednak, gdy już przyszło do finałowej sekwencji w epizodzie, to Dafne Keen zaprezentowała się naprawdę znakomicie z całym swoim gniewem. Zaszła ciekawa zmiana, ponieważ to Lyra miała okazję pokazać się w odcinku z bardziej demonicznej strony, a Marisa z tej czułej. I muszę przyznać, że Keen dobrze wywiązała się ze swojego zadania. Niestety nie mogę tego powiedzieć o Willu, który gdzieś tam trzymał się z boku, ale pewnie to się niedługo zmieni.
Cały czas gdzieś tam w tle serialu majaczy wątek konfliktu czarownic z Magisterium, jednak do tej pory twórcy nie za bardzo dali mu się rozwinąć. Teraz ograniczono go do zaledwie jednej sceny, tak jak w poprzednim odcinku. Mimo że sekwencja rozmowy członków Magisterium jest dobrze rozwiązana aktorsko i dialogowo, to jednak za mało, biorąc pod uwagę, że do końca sezonu zostały tak naprawdę dwa odcinki, a sam wątek znajduje się jeszcze w powijakach. Mam nadzieję, że szykowany jest w pozostałych epizodach jakiś ciekawy kierunek. W przeciwnym narożniku znajduje się natomiast wątek Mary i jej podróży do krainy widm. Tutaj zarysowano odpowiednio ten element i wydaje mi się, że będzie on bardzo ważny w kolejnej części sezonu.
Nowy odcinek Mrocznych materii trzyma poziom, chociaż niektóre elementy nie są tak dobrze rozwijane jak w poprzednich epizodach lub w ogóle nie mogą się przebić przez narracyjną barierę. Mimo wszystko seans udany. Polecam.