Mroczne materie oferują emocjonujący koniec serialu. Oceniam.
Mroczne materie w finałowych odcinkach potrafią utrzymać emocjonalną stawkę opowieści. Podniosła atmosfera jest odczuwalna, ale twórcy rozładowują ją kilkoma kameralnymi sekwencjami. Wszystko zostało podane bardzo naturalnie. Dzięki temu najważniejsze sekwencje, takie jak poświęcenie Asriela i Marisy czy rozstanie Willa i Lyry, działały ze zdwojoną mocą. Szczególnie ta druga z wymienionych potrafiła mocno wzruszyć. Rozstanie głównych bohaterów było rozczulające i piękne, mimo całego smutku emanującego z postaci – w końcu wiemy, że już nigdy się nie spotkają. To znakomicie zrealizowana scena pod względem aktorskim. Na pochwałę zasługuje też montaż. Chodzi mi o ujęcie z ławką, które podzielono na dwa światy, Willa i Lyry.
Niekoniecznie jestem przekonany do czarnych charakterów, które pojawiły się w dwóch finałowych odcinkach. Zwierzchność zapowiadano na wielkiego złego całej historii, a jego pojawienie się, które powinno budzić grozę, było dla mnie po prostu obojętne. Zapomniałem o nim zaraz po zakończeniu odcinka. Spodziewałem się czegoś innego. To samo tyczy się postaci ojca Gomeza (zaznaczę, że nie czytałem literackiego oryginału). Na początku sezonu zapowiadał się na o wiele lepszego antagonistę. Niestety w finałowym epizodzie nie stanowił praktycznie żadnego zagrożenia dla głównych bohaterów. Był raczej tłem, a nie pełnoprawnym uczestnikiem wydarzeń. Rozumiem, że w ostatnich odcinkach wiele czasu poświęcono głównym bohaterom, ale warto było nieco zadbać o odpowiednie przedstawienie antagonistów.
Rolę nieoczywistego złoczyńcy pełnił Asriel. Podobało mi się, jak ewoluowała jego postać w finałowym sezonie. Przemianę tę świetnie zaprezentowano w ostatnich odcinkach. Tak naprawdę nie wiedziałem do końca, jak zachowa się w danej scenie.
James McAvoy doskonale łączył w swojej postaci demoniczność i brak skrupułów z ogromną dozą charyzmy i troską o losy ludzkości. Z drugiej strony otrzymaliśmy Marisę Coulter, której przemiana w serialu podobała mi się jeszcze bardziej.
Ruth Wilson znakomicie pokazała emocjonalną stronę bohaterki. Jej miłość do Lyry dało się wręcz odczuć. W ani jednym momencie nie trąciła fałszem. Scena poświęcenia, aby zniszczyć Zwierzchność, miała w sobie spory ładunek emocjonalny i była naprawdę dobrze rozegrana pod względem stopniowania napięcia.
W końcu również zobaczyliśmy bardziej intymną relację Willa i Lyry. Dało się ją odczuć już w poprzednich epizodach, jednak tak naprawdę w finałowych w końcu przeszła do ostatecznego etapu. A że
Dafne Keen i
Amir Wilson mają doskonałą ekranową chemię, to świetnie zbudowali tę więź. To wszystko zostało okraszone przez twórców pewną epickością. Trzeba przyznać, że pod względem wizualnym i realizacyjnym wszystko było na najwyższym poziomie. Znakomite efekty mogliśmy podziwiać szczególnie w 7. odcinku. Starcie Asriela i czarownic z wysłannikami Zwierzchności robiło wrażenie. Pięknie zbalansowano aspekt wizualny i scenopisarski.
Mroczne materie trzymały bardzo dobry poziom na przestrzeni wszystkich trzech sezonów. A na koniec dostaliśmy świetną kulminację – pełną emocji i wzruszeń. Jak najbardziej polecam.
Zobacz ten serial w Playerze
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h