Chuck Lorre, którego potrafiłem już nazwać geniuszem, stara się jak może. Próbuje odświeżyć formułę Dwóch i pół i nawet mu to wychodzi. Próbuje też sił w nowym sitcomie - Mom - ale tam idzie mu już gorzej, choć na pewno powoli podnosi poziom. Niezmiennie jednak potrafi sprawić, że Teoria wielkiego podrywu jest jedną z najśmieszniejszych komedii emitowanych w telewizji. Obecnie to chyba jego ulubiony projekt.
Opowieść o przyjaciołach-geniuszach jest świetna, a postać Sheldona to oprócz Barneya jedna z najlepiej rozpisanych postaci wśród seriali. Trzeci odcinek przynosi niby stabilizację, bo Leonard zdążył już wrócić i wszystko zaczyna się normować, ale jest to stabilizacja złudna. Rajeh wpada na genialny pomysł - podchody! Jako że przyjaciele stwierdzają, iż to niezły koncept, zaczyna się zabawa. Kilka zagadek, mających zbliżyć do wygranej, czyli złotej monety. Po losowaniu mieszają się w pary: Sheldon z Penny, Howard z Amy, a Leonard z Bernadette. I zaczyna się jazda bez trzymanki.
[video-browser playlist="634781" suggest=""]
Dzięki tak prostemu zabiegowi twórcy mogli uwypuklić najlepsze i najgorsze cechy bohaterów. Tym sposobem dowiadujemy się, że pod malutką i szczuplutką powłoką Bernadette kryje się prawdziwa kobieta z ikrą. Twórcy wiele razy pokazywali jej zaborczy charakter, ale chęć zwycięstwa i dryg do rywalizacji został pokazany świetnie. Amy, jak się okazuje, uwielbia to samo co Howard - Neilla Diamonda. Penny potrafi niektóre zagadki rozwiązać szybciej niż Sheldon, zaś on sam jest po prostu sobą.
Cały serial jest oparty tak naprawdę na postaciach - żarty sytuacyjne czy słowne są bardzo dobre, ale nie byłyby nawet w połowie tak zabawne, gdyby nie grupka nerdów, która żyje w swoim specyficznym świecie. Geniusze, nieprzystosowani do życia pomimo tego, że zaczęli się zmieniać (odnaleźli swoje drugie połówki, wiele się nauczyli o relacjach międzyludzkich), nadal bawią tak samo. Duża w tym zasługa umiejętnie wprowadzanych zmian, które za każdym razem otwierają nowe możliwości. Pomysł na tasowanie składem i łączenia w przeróżne kombinacje par jest niezwykle prosty, a jednocześnie wprowadza lekki powiew świeżości. Trzeci odcinek dowodzi, że nawet siódmy sezon może być śmieszny, jeżeli tylko odpowiednio się go skonstruuje.