Na odcinek zatytułowany Bizarro większość z oglądających przygody Supergirl czekała od dawna. Twórcy serialu już jakiś czas temu zasugerowali, że w czeluściach laboratorium Maxwella Lorda jego właściciel zabawia się we Frankensteina i stworzył postać łudząco podobną do przybyszki z Kryptona. Zaznajomieni z komiksową historią Supermana szybko rozwikłali zagadkę i zamiary magnata, ciekawość laików świata powieści graficznych została z kolei rozpalona przez pojawiające się w ostatnim czasie plotki, że w walce Batmana i Człowieka ze Stali namiesza właśnie Bizarro. Dla niewtajemniczonych: jest to powołany do życia przez Lexa Luthora (w serialu robi za niego Lord) niedoskonały klon Supermana, naiwnie podążający za rozkazami swojego twórcy; choć obdarzony podobną siłą i mocami, to jednak ze znacznie mniej sprawnym umysłem. Postać ta pojawiła się już w serialu Smallville, jednak została potraktowana po macoszemu i dawała scenarzystom Supergirl spore pole do popisu przy kreowaniu jej żeńskiej wersji. Melissa Benoist, najjaśniejszy punkt serialu, musiała więc sprawdzić się – przynajmniej początkowo – w podwójnej roli. Wychodzi to jej nadspodziewanie dobrze, a sympatię widza do Bizarro wzmacnia jeszcze subtelna Hope Lauren, która wciela się w tę postać tuż po przemianie, spowodowanej obrażeniami po walce z Supergirl. Uwagę przykuwa zwłaszcza scena, w której wizerunek antybohaterki przemienia się z łagodnego oblicza Benoist w pokiereszowaną twarz Lauren. Można przypuszczać, że na tę właśnie sekwencję poszedł cały budżet efektów specjalnych w tym odcinku – jest ich w nim jak na lekarstwo. Obu aktorkom udało się dość dobrze oddać osobliwą relację między Supergirl a jej niedoskonałym klonem, przechodzącą z początkowej wrogości we współczucie i empatię. Rozczarowuje sama geneza postaci Bizarro, która oparta jest na zasadzie wiernej kopii tego samego schematu ukazanego w komiksowych przygodach Supermana. Dochodzi tu jeszcze kwestia tego, że Maxwell Lord ma z każdym odcinkiem coraz więcej wspólnego z Lexem Luthorem, a portretujący go Peter Facinelli wydaje się naśladować mniej lub bardziej nieudolnie zachowanie Jessego Eisenberga ze zwiastunów Batman v Superman: Dawn of Justice. Twórcy zostawili jednak furtkę dla rozwoju tego bohatera przyznającego w końcu, że zna prawdziwą tożsamość Supergirl. Oczywiście jest to zupełnie nie po drodze Alex, która bez ogródek postanawia rozprawić się z Lordem na własną rękę. Na ile to tylko prywatna wendeta, a na ile zachowanie kobiety, która źle ulokowała swoje uczucia - przekonamy się w kolejnych odcinkach. No url Na tym tle tym razem gorzej prezentują się wątki obyczajowe. W wielokącie miłosnym (Kara, Winn, James, Lucy, Adam) robi się już ciaśniej niż na imprezie Snoop Dogga, a Adam jak szybko pojawił się w życiu Kary, tak szybko się z niego ulotnił. To największy błąd w telewizyjnym uniwersum DC od… zeszłego wtorku, kiedy w podobnych okolicznościach we The Flash wysłano w bezpowrotną(?) drogę Patty. Główna bohaterka znów więc uśmiecha się zalotnie do Jamesa, lecz ten w ramach rewanżu nie omieszkał podzielić się z nią opowieścią o Lucy. Nic jednak na tym polu nie przebije zachowania Winna, który ledwie dwa tygodnie temu wyznawał Karze swoje uczucia, a teraz – jak gdyby nigdy nic – znów jest jej bezinteresownym przyjacielem. Młodość rządzi się swoimi prawami miłości. Nutę optymizmu w to emocjonalne rozedrganie wprowadza powrót do status quo w relacjach między Cat a Karą, która znów będzie oparta na ich pracowniczej zależności (przynajmniej taka padła deklaracja). To o tyle pożądane przez widza, że rozwój wątku miłosnego Adama i podwładnej jego matki pod okiem szefowej CatCo mógł nas wprawić w pewną konsternację. Największą niespodziankę twórcy serialu przyszykowali jednak dla nas w samej końcówce odcinka. Powracająca do domu Kara zastaje na stole tajemniczą roślinę i nie jest to bynajmniej róża od cichego wielbiciela. Złowrogi przedstawiciel flory rzuca się w ostatniej scenie na Supergirl… Wszystko wskazuje na to, że to pasożyt zwany Czarną Litością, który otumania umysły swoich ofiar i wprowadza je w świat tajemniczych marzeń. Stąd nie dziwi już opis kolejnego odcinka, w którym Kara miałaby się znaleźć na nadal istniejącym Kryptonie. Taki bieg zdarzeń nawiązuje do jednego z komiksów Alana Moore’a z 1985 roku, przedstawiającego historię obezwładnionego przez roślinę-pasożyta Supermana – Człowiek ze Stali znalazł się w śpiączce i śnił zgodnie z pragnieniami swojego serca. To naprawdę interesująca wolta w przygodach Supergirl, zostawiająca wiele furtek w prowadzeniu historii. Dajcie znać w komentarzach o Waszych odczuciach odnośnie odcinka Bizarro. Co Was poruszyło, czego Wam brakowało (może kolejnego kroku w rozwoju postaci Marsjańskiego Łowcy Ludzi?) i co jeszcze chcielibyście zobaczyć? Czy zgadzacie się z oceną, że po początkowych bolączkach Supergirl zaczyna systematycznie przewyższać poziomem dość monotonny w ostatnim czasie Arrow?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj