Książę Kaladanu to najnowsza propozycja ze świata Diuny na naszym rynku. Przeczytajcie początek powieści.
Przez interkom dobiegł głos jego osobistego pilota.
— Mój panie, nasz statek jest teraz czwarty w kolejce. Wkrótce wylecimy.
Mężczyzna mówił z prowincjonalnym akcentem z Kaladanu. Leto zrobiło się cieplej na sercu, gdy uświadomił sobie, że dla niego i dla kilku innych członków załogi, wybranych spośród miejscowych, którzy nie mieli wielu okazji, żeby wychylić nos poza świat ojczysty, ta podróż była przygodą, wyprawą życia.
— Dziękuję, Arku — powiedział, demonstracyjnie zwracając się do niego po imieniu. Wyłączył interkom i usadowił się wygodnie na miękkim skórzanym siedzeniu.
Patrząc przez iluminator, pomyślał, że powinien był wziąć ze sobą Paula. Lady Jessika nie miała upodobania do podróży kosmicznych ani do dworskiej polityki, za to ich czternastoletni syn, jego duma, był inteligentny i ciekaw wszechświata. Mimo to książę postanowił nie zabierać rodziny na wydarzenie, które na pewno będzie nudną ceremonią, zorganizowaną tylko po to, by podnieść prestiż Imperatora.
Jednak niedługo nie będzie już mógł trzymać Paula z dala od imperialnej polityki. Leto cieszył się popularnością w Landsraadzie, a ród Atrydów, chociaż władał tylko jedną planetą, miał duże wpływy. Wiele rodów, których przedstawiciele zasiadali w Landsraadzie, chętnie spowinowaciłoby się z Atrydami przez małżeństwo, a czternastoletni Paul wchodził w odpowiedni wiek…
Leto przyglądał się, jak dwa statki przed nim odrywają się od stanowisk postojowych i wylatują przez wielkie wrota luku liniowca. Niektóre jednostki były nijakie, może nawet zostały wypożyczone na tę okazję przez biedniejsze rodziny czy niskie rody, inne natomiast pyszniły się barwami i herbami Mutellich, Ekazów, Bonnerów, Ouardów i pozostałych wielmożów.
Jeszcze jeden statek zanurzył się w rzadkich chmurach, po czym jacht Atrydów uwolnił się z zacisków dokujących. Zamruczały silniki dryfowe. Leto trzymał się mocno poręczy fotela, gdy jacht przelatywał przez orbitalne drogi podejścia, schodząc ku górnym warstwom atmosfery.
— Może trochę trząść, mój panie — zakomunikował Arko. — Na naszej drodze jest wiele przeszkód, porzuconych szaland i naczep do transportu materiałów budowlanych. Wieża kontrolna na Otorio stale zmienia nasz kurs.
Leto wyjrzał przez iluminator i zobaczył wraki dryfujące chaotycznie po orbitach wokół planety.
— Dziwię się, że Szaddam nie kazał ich usunąć — powiedział.
— Były opóźnienia w budowie, wasza wysokość. To naczepy do przewozu ciężkiego sprzętu i zaopatrzenia. Przypuszczam, że puste. Prawdopodobnie Imperator nie mógł się ich pozbyć przed uroczystościami ze względów finansowych.
— Szaddam za nic nie przełożyłby ceremonii na bardziej odpowiedni termin — mruknął do siebie Leto, a głośno rzekł do interkomu: — Polegam na twoich umiejętnościach.
— Dziękuję, mój panie.
Książęcy jacht kluczył między wolno obracającymi się obiektami, które zaśmiecały drogi podejścia.
Z wnętrza liniowca wyłaniały się kolejne statki z przedstawicielami wysokich rodów, którzy mieli podziwiać nowy kompleks muzealny Imperatora. Leto złoży mu należne uszanowanie i wyrazi uznanie dla długiej historii osiągnięć Corrinów. Pokaże się i spełni swój obowiązek jako wierny poddany.
— Tylko postaraj się o miękkie lądowanie, Arku — powiedział do interkomu — i trzymaj jacht w gotowości do odlotu. Chciałbym wrócić do domu, jak tylko uda mi się znaleźć jakąś rozsądną wymówkę.
Całym sercem był ze swym ludem na Kaladanie, jego sprawy były dla niego najważniejsze.
— Będę miał czas kupić podarunek dla mojej ukochanej, wasza wysokość? I upominki dla siostrzeńców? — W głosie pilota słychać było rozczarowanie.
Leto uśmiechnął się pobłażliwie. Był pewien, że pozostali członkowie załogi i służba czuli się tak samo.
— Oczywiście. Wątpię, by jakaś część tej ceremonii przebiegła szybko.
Podczas gdy statek sunął łagodnie ku powierzchni planety, książę patrzył na geometryczny kompleks nowego muzeum imperialnego, który obejmował wiele kilometrów kwadratowych wysokich budynków, szerokich bulwarów, placów i pomników. Wyglądało to tak, jakby przeniesiono tu przez galaktykę kawał kaitaińskiej metropolii.
Arko sprowadził jacht na priorytetowe lądowisko przylegające do nowego Monolitu Imperialnego. Niezwykła wieża miała kształt wąskiego klina, szerszego u góry, a dolnym końcem posadowionego w stanie delikatnej równowagi pośrodku centralnego placu. Niektórzy twierdzili, że z oddali wygląda jak kolec wbity w serce Otorio.
Pilot i załoga byli tak oszołomieni wspaniałością tego miejsca, że niewątpliwie przez resztę życia będą o nim opowiadali w kalijskich tawernach. Leto z lekkim uśmiechem dał im nieco funduszy do swobodnej dyspozycji, by mogli kupić pamiątkowe błyskotki, i pozwolił zwiedzić miasto. Przyjęli to z wdzięcznością i oddalili się, a on zabrał się do wypełniania swoich obowiązków.
Gdy wynurzył się z jachtu, musiał stawić czoło natłokowi wrażeń zmysłowych. Przybywająca na uroczystość szlachta, wystrojona w bajecznie kolorowe szaty i obwieszona błyszczącymi klejnotami, paradowała z wielkimi orszakami, starając się wyglądem podkreślić swoje dostojeństwo. By zwrócić na siebie uwagę, ambitni wielmoże nadymali się jak pawie, kroczyli dumnie i tylko nieliczni raczyli zaszczycić ponownym spojrzeniem księcia Kaladanu w nierzucającym się w oczy ubiorze. Świadom reputacji, jaką cieszył się ród Atrydów, Leto ignorował to lekceważenie. Nie musiał wykazywać swego znaczenia i bogactwa.
Mimo że był księciem, wtopił się w tłum. Często tak samo postępował u siebie i cieszył się kilkoma godzinami swobody, przechadzając się nierozpoznany między poddanymi. Teraz zanurzył się samotnie w rozległą plątaninę ulic, fontann, posągów, obelisków i muzealnych galerii.
Ulice patrolowali funkcjonariusze sił bezpieczeństwa w szkarłatnych i złotych barwach Corrinów. Towarzyszyli im groźni sardaukarzy, żołnierze budzących strach elitarnych oddziałów Imperatora. Ich obecność wydała się Leto interesująca. Sardaukarów używano tylko do zadań specjalnych, więc fakt, że Szaddam ich tutaj skierował, świadczył o wadze tej gali. Na Kaitainie od wieków obowiązywały ustalone procedury bezpieczeństwa, natomiast ta planeta była czystą tabliczką, więc pokaz siły nie był niczym dziwnym.
Leto ruszył pewnym krokiem szerokimi bulwarami, na których z wielopoziomowych fontann tryskała woda i buchały kłęby pary, a szklane pryzmaty rozszczepiały światło słoneczne na wielobarwne tęcze. Ogromne posągi dawnych imperatorów przedstawiały ich jako przystojnych i mężnych władców. Polerowane tablice na cokołach opisywały zasługi każdego z nich.
Corrinowie, którzy wzięli swe nazwisko od bitwy pod Corrinem, byli od końca Dżihadu Butlerowskiego, czyli od dziesięciu tysięcy lat, dominującą dynastią. Wprawdzie zdarzały się w tym czasie okresy interregnum, zamachy stanu i tymczasowe rządy innych rodów, ale zawsze powracali do władzy jacyś ich potomkowie, przejmując ją dzięki wżenieniu się w ród rządzący, w wyniku krwawej wojny domowej albo zrządzeniem losu. Budując to miasto, Szaddam chciał zapewnić sobie i swoim przodkom wieczną pamięć wszystkich poddanych.
Leto przystanął przed trzymetrową metalową statuą ojca Szaddama, „mądrego i dobrotliwego” Elrooda IX. Zmarszczył brwi na widok napisu na płytce, bo wiedział, że stary Elrood był drażliwym i mściwym człowiekiem i sam Szaddam go nienawidził. Ojciec Leto, książę Paulus Atryda, walczył podczas rebelii Ekazów po stronie Elrooda, ale zraziły go jego niegodziwe uczynki.
Leto szedł przez rozległy kompleks, na wpół oślepiony nadmiarem widoków i na wpół głuchy od panującej tam wrzawy świętującej ciżby. Tłum składał się całkowicie ze szlachty i wysokich urzędników, którzy dostali upragnione zaproszenia na tę wielką galę. Wyobrażał sobie, jak Paul rozkoszowałby się tymi wszystkimi nowymi doznaniami.
Po godzinie, znużony tym spektaklem, zaczął się rozglądać za jakimś spokojnym miejscem, gdzie mógłby odpocząć przed audiencją u Imperatora. Skręcił za największy posąg koło podstawy Monolitu Imperialnego — piękną, podobną do madonny postać Sereny Butler tulącej do piersi niemowlę, którego męczeńska śmierć wywołała straszną wojnę z myślącymi machinami. Spomiędzy kamiennych płyt przed posągiem wyrastało krzepkie drzewo oliwne o poskręcanych gałęziach. Umieszczona obok plakietka wyjaśniała, że jest ono ostatnią pozostałością gaju, który do niedawna porastał cały ten teren. Teraz wszystko pokrywał bruk.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h