Z czasem zrozumiała przyczynę tego mrocznego daru. Zdała sobie sprawę, że jest jakby przejściem, sekretnym dostępem do innego wymiaru, zbudowanego z mroku i okrucieństwa. Gdy raz otworzyło się tę bramę, nie można już było jej zamknąć. Wyłoniłam się z ciemności i co jakiś czas muszę do niej wrócić… Jako policjantka uznała swoją przypadłość za cenną sojuszniczkę, ponieważ pozwalała jej z przytomnym dystansem traktować sprawy, które prowadziła. Było to szczególnie przydatne przy zaginięciach małoletnich, kiedy wysoki stopień zaangażowania emocjonalnego stanowił przeszkodę dla obiektywności śledczych: jej koledzy mieli często pokusę, by porzucić sprawę w obawie przed odkryciem straszliwej rzeczywistości, jaka niemal zawsze ujawniała się pod koniec śledztwa. Mila o tym wiedziała: poszukiwanie zaginionego dziecka to jak śledzenie czarnej tęczy. Na koniec nie ma co się spodziewać złotego garnca, lecz tylko milczącego potwora, złaknionego krwi i niewinności. Aleksytymia była jej przekleństwem, ale też pancerzem. Mila musiała jednak za to płacić. Brak empatii niebezpiecznie zbliżał ją do bestii, które żywią się cierpieniem swoich ofiar, nie będąc w stanie odczuwać wobec nich litości. Aby się od nich odróżnić, Mila często uciekała się w sekrecie do pomocy żyletki. Małe akty samookaleczania służyły jej do przywołania w sobie poczucia cudzego bólu. W gruncie rzeczy blizny pokrywające jej ciało zaświadczały o tym, w jaki sposób próbowała utożsamić się z zaginionymi, w sprawie których prowadziła śledztwo – w ten sposób wchodziła z nimi w empatyczny kontakt. Ból fizyczny zastępował cierpienie duszy, powodując, że czuła się mniej winna z powodu swojej obojętności. Jedynym okresem, kiedy czuła coś nowego – coś ludzkiego – był czas ciąży, gdy oczekiwała Alice. Było to emocjonalne doświadczenie, które niestety, dla obu z nich zakończyło się porodem. Potem Mila nigdy nie była zdolna być matką, ani dobrą, ani złą. Po prostu brakowało jej do tego narzędzi. Jej troska o Alice nie różniła się niczym od troski, jaką można otaczać roślinę. A jednak zajmowała się córką najlepiej, jak to możliwe – możliwe oczywiście dla niej. To wszystko należało już jednak do przeszłości. Mniej więcej przed rokiem Mila uznała, że nadszedł moment, by jakoś zaradzić temu odrętwieniu serca i duszy. Wynajęła dom nad jeziorem i uciekła z Alice od świata. Nie było łatwo. Każda z nich musiała przywyknąć do obecności drugiej. Stopniowo jednak odkrywały, że nie są sobie całkowicie obce. Choć Mila nadal musiała się często mierzyć z pokusą, by zaszyć się w łazience na piętrze, wyjąć jedną z żyletek schowanych w pudełeczku za lustrem i zranić się w naznaczonym już miejscu ciała. Byłby to sposób, aby wraz z krwią wytrysnęła z niej też udręka, co pozwoliłoby jej poczuć, że wciąż jest człowiekiem. Bo czasem w to wątpiła. Teraz, w ten mroźny wieczór pod koniec lutego, obserwowała córkę bawiącą się samotnie na łące i nie mogła powstrzymać się od myśli, jak wiele z niej jest w Alice. Dziewczynka skończyła dziesięć lat. Już wkrótce hormony zrewolucjonizują jej życie. Niewinne zabawy zostaną bez żalu, świadomie i bezlitośnie, porzucone. Także ona, jak zresztą wszyscy, zapomni nagle, co to znaczy być dzieckiem. A przecież, o czym dobrze wiedzą dorośli, przez resztę życia będzie tęskniła za tymi dniami. Niepokój jej matki dotyczył jednak czegoś zupełnie innego. Mila obawiała się, że wraz z dojrzewaniem mróz skuje również duszę jej córki. Nie istniały naukowe dowody na to, że aleksytymia jest dziedziczna, jednak statystyki wykazywały taką możliwość. Alternatywą było to, że Alice będzie przypominała ojca, a tego też Mila nie mogła zaakceptować. Nie ten człowiek. Nie on, pomyślała, przypominając sobie list z kliniki. Nigdy nie wypowiadała jego imienia. Nie zasługiwało nawet na to, by o nim pomyśleć. Alice też nigdy go nie wymawiała. Jakby przywołana spojrzeniem matki, odwróciła się do niej twarzą. Mila dała jej przez szybę znak, by wracała do domu. – Na drzewie jest dziupla wiewiórek – oznajmiła zziębnięta Alice, przechodząc przez próg. Mila okryła ją pledem, bo ubranie dziewczynki przesiąkło wilgocią. Inna matka ogrzałaby córkę ciepłem ramion. Ale Alice nie miała innej matki, miała ją. – Żadnego śladu Finz? – zapytała Mila. Dziewczynka wzruszyła ramionami. Brak zainteresowania niedawnym zniknięciem kotki niepokoił Milę. Czy mogła to być oznaka aleksytymii? – Co na kolację? – zapytała Alice, zmieniając temat. – Duszone warzywa, a potem szarlotka. Alice przyjrzała się jej z zaciekawieniem. – Czy jeśli zjem warzywa, będę mogła zabrać ciasto do kryjówki? Nazywała w ten sposób szałas z koców, który zbudowała sobie u szczytu schodów. Spędzała tam mnóstwo czasu, czytając przy świetle latarki albo słuchając muzyki ze starego iPoda; ostatnio miała fioła na punkcie Elvisa Presleya. – Zobaczymy – powiedziała Mila, która nigdy nie wypowiadała się pochopnie, gdy chodziło o odstępstwa od panujących w domu zasad. – Myślisz, że on przyjedzie w ten weekend? To pytanie ją zmyliło. W przeszłości zdarzało się to rzadko, ale w ostatnim miesiącu już trzeci raz o niego pytała. Ciekawe, dlaczego wbiła sobie do głowy, że ojciec do niej przyjedzie. Mila wyjaśniła jej, że to się nie stanie, że ten człowiek jest od lat w śpiączce i już się nie obudzi. Przynajmniej nie w tym życiu. Jeśli już, to w piekle. Mimo to Alice stworzyła sobie tę fantazję: że on prędzej czy później się pojawi i że spędzą jakiś czas razem jak prawdziwa rodzina. – To się nie zdarzy – powiedziała Mila po raz kolejny, widząc, jak w oczach dziewczynki gaśnie małe światełko. Alice skuliła się pod pledem i usiadła w starym fotelu przy kominku. Nigdy nie nalegała. Mila wiedziała rzeczy, o których wolałaby nie wiedzieć, rzeczy, których nikt nie powinien poznać. Niewiarygodne rzeczy na temat ludzi, dotyczące zła, jakie wyrządzają bliźnim. A jej córka nie powinna odkryć, że do tych sadystów należał też jej ojciec; na to było jeszcze za wcześnie. Była policjantka postanowiła, że córka możliwie jak najpóźniej dowie się o zbrodni, jaka kryła się za jej narodzinami, ale też o okrucieństwie świata. Musiała ją chronić. Nie mogąc zamknąć przejścia do mrocznego wymiaru, zerwała z przeszłością. Choć wciąż trzymała pistolet w szufladzie obok łóżka, na nikogo nie musiała już polować. Przekonała się, że jeśli sama nie będzie już szukała ciemności, to ciemność nie przyjdzie szukać jej. Lecz dokładnie w chwili, gdy formułowała w głowie te myśli, jej spojrzenie uchwyciło lekką zmianę w pejzażu za oknem. Słońce prawie już zaszło, ale Mila dostrzegła jego słabe odbicie w przedniej szybie anonimowej ciemnej limuzyny jadącej wzdłuż brzegu jeziora. Poczuła znajome łaskotanie u nasady czaszki. Intuicja podpowiadała jej, że ta nieoczekiwana wizyta przyniesie coś nieprzyjemnego.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj