Czarna Kompania Glena Cooka, to jedna z bardziej rozpoznawalnych serii fantasy, w której tytułowa kompania najemników jest zmuszona walczyć z potężnymi siłami. Nie brakuje w tym cyklu realizmu, ale i czarnego humoru.  Cook po latach zdecydował się napisać kolejną, już jedenastą część tej sagi, zatytułowaną Port cieni. Akcja powieści ma się toczyć pomiędzy wydarzeniami z wcześniejszych tomów serii. Dom Wydawniczy Rebis zapowiedział wydanie Portu cieni na 1 października. Przeczytajcie początek Portu Cieni w przekładzie Tomasza Nowaka:

Prolog

Pozwolono mi zapisać, co następuje. Nie ulega wszak wątpliwości, że niniejsze Kroniki przepadną i nie zostaną przez nikogo przeczytane. Tymczasem ci z nas, którzy to przeżyli, zapomną już wszelkie porywy miłości i powiewy grozy. Wszystko zaczęło się w najczarniejszej godzinie ludzkości, gdy Dominacja poczęła chylić się ku upadkowi. Dowiedziałem się o tym tylko szczęśliwym trafem: zbiegli Wskrzesiciele, którzy umknęli zawczasu z Honnoh, zabrali ze sobą ważne dokumenty jedynie po to, żeby pozbyć się ich po drodze. Niezdolny odczytać ich samodzielnie, przesłałem je do Uroku. Jakiś łaskawy duch stamtąd odesłał mi przekład. Został on z całą pewnością zredagowany, ocenzurowany i ubarwiony. Jednak mimo to stał się dla mnie szkieletem, który mogłem oblec ciałem, pragmatyczną ułudą prawdy.
Źródło: Rebis

1

Pewnego razu, w Zmierzchu

Ciszę nocy przerywał jedynie stukot kopyt na mokrym bruku. Skrawek księżyca prześwitywał na świat zza snujących się z wolna kłębów chmur, rozświetlając strzeliste wieże Gren dirftu. W fortecy nie jaśniało żadne światło. Powietrze było nieruchome, niemal zimne po minionym deszczu. Atmosferę imperialnego Zmierzchu mąciła delikatna woń gnijącego mięsa. O tej porze roku dla wielu owadów nie było jeszcze zbyt późno. Czarny powóz przystanął prawymi kołami metr od niestrzeżonego zsypu do kanału imitującego fosę. Istniał bardziej dla upłynniania nieczystości, niż by stanowić barierę obronną. Rynna na odpady sięgała kanału ledwie kilka metrów w górę od stojącego pojazdu. Stangret ściągnął lejce i zszedł z kozła. Stanął sztywno na skraju kanału w postawie „spocznij”, ale po krótkim oczekiwaniu obrócił się, otworzył drzwi powozu i wydobył zeń bosak. Trzymał go teraz niczym kopię. Zwłoki wpadły do wody z cichym pluskiem. Wypłynęły na powierzchnię w miejscu, gdzie czekał woźnica. Nie musiał korzystać z bosaka. Ostrożnie wyciągnął dziewczynę z wody. Była śliska. Deszcz mącił powierzchnię kanału, więc po krótkim zanurzeniu nie nabrała zapachu ścieku, którym mogłaby przesiąknąć jakiejś innej nocy. Nie miała na sobie nic. Krzywdy, jakich zaznała, nie pozostawiły śladu. Miała najwyżej piętnaście lat. Nie ważyła dużo. Woźnica nie miał kłopotu z przeniesieniem jej do pojazdu. Zawinął ją w pledy i wcisnął w kąt. Gdy skończył, wyglądała na chorą albo pijaną bądź śpiącą. – Ty, tam, na dole! Co robisz? Pytanie dobiegło z odległości dwudziestu pięciu metrów powyżej. Serce woźnicy, już rozkołatane, załomotało teraz gwałtownie, choć wiedział, że nikt nie byłby w stanie dostać się na dół dość szybko, aby go rozpoznać lub zatrzymać. Przećwiczył to na sucho dobrych parę razy. Po raz pierwszy został zauważony. Ruszył z wolna, opuszczając nabrzeże. Niepodobna, żeby ktokolwiek sprawdzał, po co jakiś powóz staje przy kanale ściekowym. Nawet mimo tego, że była to pora, w której przydupasy Dominatora pozbywały się wykorzystanej tej nocy dziewicy. Bram Zmierzchu nigdy nie zamykano. Jakiż głupiec napadłby na stolicę Dominacji, zwłaszcza wtedy, gdy straszliwy władca imperium przebywał na miejscu? Żaden człowiek nie miał aż tyle tupetu. Śmiałość, jaką okazywał stangret, była czymś niezwykłym. Strażnicy przy Bramie Nefrytowej nie mieli powodu, by powstrzymywać jego odjazd. Niewielka donacja przeszła wszak z rąk do rąk. Taki był zwyczaj. W zamian żołnierze stawali się nadzwyczaj pobieżni podczas kontroli. – To moja córka – wyjaśnił woźnica. – Czternaście lat i pijana w sztok, mnie na wstyd. Ale nie sposób nie kochać dzieci, cokolwiek nabroją. Młodszy z żołnierzy zachichotał. – Widzisz, co cię czeka, Kiwka? – zwrócił się do swego towarzysza. – Kiwka ma trzy dorastające córki. – Będą mieć po jedenaście lat, to pójdą do klatki aż do ślubu – oznajmił Kiwka. – Ty chyba powinieneś trzymać swoją na łańcuchu – doradził stangretowi. – Jedź już. Ten wspiął się z powrotem na kozła, trzasnął batem i z westchnieniem ulgi wprawił swój zaprzęg w ruch. Ścigał się z czasem. Dziewczyna długo nie pociągnie.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj