– Proszę bardzo. Otworzę fiolkę. Tylko kilka kropel pod język. Ale nie więcej niż cztery.
Wyciągnął zza pasa nóż i rozciął wosk, którym zapieczętowana była fiolka. Ręce miał śliskie, więc chwilę to zajęło. Drugą fiolkę trzymał w zębach. Kiedy podawał lek mężczyźnie w płaszczu i czapce, bardzo się starał, żeby ich dłonie się nie dotknęły.
Następnie otworzył drugą fiolkę i przycisnął do swoich suchych warg. Odchylił głowę do tyłu, udając, że wytrząsa z buteleczki kilka kropel. Nie poczuł nic w ustach.
Mężczyzna patrzył na to, a potem otworzył usta i wlał sobie płyn pod język. Eddy odniósł wrażenie, że napił się głównie dla rozrywki i tak naprawdę nic mu nie dolega. Starucha patrzyła na nich obu, poruszając szczęką na boki i zgrzytając zębami.
Mała stała nieruchomo. Bose stopy na ziemi, palce skierowane do środka. Piórka małych ptaków na wietrze.
Eddy nie był pewien, jak rozwinie się sytuacja. Kiedy wysoki mężczyzna przewrócił oczami i zgiął się raptownie wpół, Eddy wyciągnął maczetę i ruszył ku kobiecie. Patrzył, jak promienie słońca tańczą na ostrzach u jej pasa, gdy zaczęła się trząść ze strachu.
Zwykle właśnie takie starsze kobiety parały się cięciem dziewczynek, które były zbyt małe, żeby z nimi walczyć. Mężczyźni zajmowali się handlem, sprzedawaniem ich i kupowaniem. Ale w każdym obozie była taka starucha o wystarczającej znajomości anatomii, żeby móc okaleczyć dziewczynkę w taki sposób, by jej zupełnie nie zniszczyć. Eddy rozumiał, kim są ci mężczyźni, rozumiał, że żyją z handlowania takimi dziewczynkami. Ale nie pojmował, nie potrafił pojąć tych starych kobiet, które im pomagały. Uniósł maczetę gotów rozłupać jej czaszkę.
W ostatniej chwili kobieta zerwała się nagle do biegu i zaskakująco żwawo popędziła zygzakiem między drzewami.
Ostatnia dziewczynka na ziemi nie obróciła się, żeby zobaczyć, jak tamta ucieka.
Nie zareagowała, kiedy Eddy podszedł i klnąc, kopnął bezwładne ciało mężczyzny w płaszczu. Nie odezwała się, kiedy Eddy bezceremonialnie przeszukał jego kieszenie. Znalazł tandetny nóż i kompas.
Słyszał oddech mężczyzny, powolny i spokojny. Facet po prostu usnął, nie sprawiając już nikomu kłopotu. Eddy pożałował nagle, że dziewczynka nie zobaczyła, jak on zabija oboje jej oprawców. To by jej dobrze zrobiło. Stara była jednak teraz zdana na siebie, a noże i zdolności przekupki wiele jej nie pomogą. Długo nie pożyje.
Eddy’emu to nie przeszkadzało.
Nie dotknął dziewczynki. Nie próbował jej spojrzeć w oczy ani ująć dłoni. Usiadł, otworzył manierkę i postawił przed dzieckiem. Pojemnik był pełen wody, krople spływały po ściankach, lśniły w słońcu.
Gdy tylko Eddy się wycofał, dziewczynka chwyciła naczynie i zaczęła łapczywie pić. Upuściła na ziemię pustą manierkę. Nie zakręciła jej i nic nie powiedziała.
Eddy też się do niej nie odzywał. Uśmiechnął się tylko najmilej, jak potrafił, a potem wrócił do skubania ptaków. Kiedy były już upieczone, odczekał, aż dziewczynka sama podejdzie skuszona zapachem. Gdy zbliżyła się na tyle, że widział, jak drży, oderwał gorącą nogę ptaka i zaczął na nią dmuchać.
Parujące kostki były tak drobne, że trzymał je dwoma palcami.
– Mam na imię Eddy – powiedział cicho. – Chciałbym poznać twoje imię. Nie musisz mi mówić. I tak podzielę się z tobą jedzeniem, nawet jeśli mi nie powiesz, jak masz na imię. Ale pewnie milej by nam było razem jeść kolację, gdybyś mi powiedziała, jak mam się do ciebie zwracać.
Siedział, czekał i starał się zachęcić ją spojrzeniem, ale nie zdominować.
– Ch… Chloe – powiedziała bardzo cichutko, po czym wyciągnęła obie ręce, żeby chwycić nogę kuropatwy. Zacisnęła na niej drobne dłonie i podniosła ją do ust.
– Uwaga, gorą…
Dziewczynka pochłonęła każdy, nawet najmniejszy skrawek mięsa i zaczęła ssać kość.
– Smacznego, Chloe. – Ściągnął całego ptaka z rożna i położył sobie na metalowym talerzu. Manipulując przy pieczeni dwoma nożami, przeciął ją na pół. Podsunął talerz dziewczynce, kciukiem przytrzymując swoją połowę.
Chwyciła połówkę ptaka, siadła na ziemi i wbiła zęby w mięso.
– Smacznego – powtórzył Eddy z uśmiechem.
Chloe stanowiła idealną wymówkę, żeby nie iść do miasta. Eddy mówił ludziom ze swojej osady, że co roku szabruje w mieście z Łukiem, na dowód czego przynosił im wiele różnych przydatnych przedmiotów.
Prawda była jednak taka, że po raz ostatni Eddy był w Estiel, kiedy miał siedemnaście lat i był jeszcze zupełnie zielony po ledwie dwóch latach pracy w tym fachu. Jako piętnastolatek podczas swojej pierwszej samodzielnej wyprawy zapędził się w głąb miasta. Pewny siebie, niezwyciężony. Wrócił z cennymi, wręcz niezastąpionymi łupami.
Stał się bohaterem.
Jako szesnastolatek wyszedł z Nowhere jako bohater, nieco wyższy i silniejszy, ale niewiele mądrzejszy. Wyruszył w drogę takiego samego ciepłego wiosennego dnia, pewien, że wróci pod koniec lata. Poszedł tą samą trasą i szabrował tę samą część miasta.
Do Nowhere wrócił w środku zimy. Miał ze sobą tylko swój rewolwer. Stracił każdy zbędny gram masy ciała, ogolił głowę. Nie odzywał się do nikogo przez całe trzy cykle Księżyca.
Kiedy odzyskał głos i już nie umierał z głodu, powiedział im, że się zgubił. Kiedy znów wyszedł z osady następnego lata, podążył tymi samymi drogami, które zawsze prowadziły w stronę Estiel aż do jego martwej tęczy. Nie dotarł jednak do miasta. Szabrował w innych miejscach, znalazł ludzi, z którymi mógł handlować, i znowu wrócił do domu jako bohater.
Jego reputacja się nie zmieniła. Żeby o nią dbać, ratował dziewczęta i kobiety. To uciszało też wszelkie pytania, kiedy się wreszcie ustatkuje.
Chloe była pierwszą dziewczynką, którą znalazł w tym roku. Uznał to za dobry omen. W końcu uratował ją tak szybko.
Zmierzał do bram Nowhere, trzymając dziewczynkę za rękę. Czuł, że dziecko jest śpiące i zmęczone drogą. Nie narzekało jednak.
Gwizdnął i na ten sygnał z wieży strażniczej wyłoniła się na wpół zasłonięta twarz.
– Imię?
Eddy podniósł dziecko i posadził je sobie na biodrze. Był zbyt zmęczony, żeby cieszyć się z powrotu do domu, ale miał nadzieję, że Chloe będzie tu szczęśliwa.
Zdjął kaptur, żeby ukazać strażnikowi swoją ogoloną głowę. W popołudniowym świetle strażnik rozpoznał jego twarz.
– Etta, córka Iny. A to jest Chloe, córka Drogi.
Brama się otworzyła i weszły do środka. Etta odwróciła się do małej i powiedziała jej cicho do ucha:
– Nie wiem, co ci dotąd mówiono. Ale na pewno nie jesteś ostatnią dziewczynką na ziemi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj