Łysa i wciąż rozpalona pod świeżymi ubraniami Etta ruszyła w stronę świątyni Bezimiennej.
Bezimienna Akuszerka była jedną z założycielek Nowhere. Pochodziła ze starego świata, była pielęgniarką i położną, która przeżyła wielkie umieranie i była świadkiem końca tamtej epoki. Zostawiła po sobie dzienniki, w których opowiedziała całą historię – swoją i świata. W Nowhere znał ją każdy, czy to mężczyzna, kobieta czy dziecko. Żeby kontynuować jej pracę, ludzie też pisali dzienniki.
Z zapisków akuszerki i książek, które czasem udawało im się znaleźć, czerpali całą swoją wiedzę o świecie przed plagą. Dawno temu istniał bowiem świat, w którym żyło tyle samo kobiet co mężczyzn. Kobiety były wolne, a poród nieskomplikowany – prawie nigdy nie prowadził do śmierci. Bezimienna żyła w tamtym świecie i nauczyła się żyć w tym, w którym w każdym mieście jedna kobieta przypadała na mniej więcej dziesięciu mężczyzn. Opisała, jak to było z osoby wolnej stać się ofiarą, na którą zawsze ktoś poluje, jak to jest, gdy jeden świat zmienia się w inny. Była zmianą i siłą, by ją przetrwać.
Bezimienna była dla Etty prawdziwą bohaterką. Nie tyle jako akuszerka, ile jako ta, która przetrwała – osoba gotowa stać się czymkolwiek, czym będzie trzeba się stać, żeby przeżyć.
Jej opowieści przepisywane były co roku ręcznie przez młodych skrybów. Kopie leżały teraz na drewnianym stole. Skóra okładek błyszczała w miejscach, gdzie trzymano je tysiące razy. Złote świece z pszczelego wosku paliły się tu dzień i noc, pachniało lekko miodem. Na podłodze wyryty był podwójny kaduceusz. Ludzie z Nowhere mówili, że Bezimienna miała ten dziwny znak wytatuowany na piersi, ale Etta w to nie wierzyła. Kaduceusz nie pojawiał się w jej księgach, a poza tym wydawał się zbyt marzycielski jak na kobietę, która praktycznie zbudowała Nowhere własnymi rękoma i jeszcze spisała historię tej osady.
Na ścianie za stołem z książkami nie wisiał żaden portret Bezimiennej. Zamiast tego znajdowało się tu uratowane ze starego świata lustro, które otaczały ciemne zasłony. Jeśli ktoś szukał tu Bezimiennej, musiał ją znaleźć w sobie. Etta spojrzała na swoje odbicie i westchnęła, po czym spuściła wzrok na podłogę. Przyklęknęła i pochyliła głowę. Przysnęła w łagodnym blasku świec.
– Przyniosłaś jej ofiarę?
Etta poderwała się z podłogi szybko, ale niepewnie. Wiedziała, że głos należy do jej matki, ale w pierwszej chwili
przestraszyła się tak, jakby była to zupełnie obca osoba. Stała tak minutę z rękoma na biodrach i spuszczoną głową.
– Matko.
– Etto, moja żyjąca córko. – Ina podeszła do niej i objęła ją chudymi rękoma. Etta nie zaprotestowała, ale drgnęła skrępowana. Matka wypuściła ją z objęć. – Wróciłaś wcześniej do domu! Niemal o cały cykl Księżyca! – Oczy Iny były pogodne i jasne, a zęby zdrowe i mocne. Kiedy urodziła Ettę, miała niemal czterdzieści lat. Nie była może najstarszą kobietą w Nowhere, ale prawie.
Etta pokiwała głową.
– To prawda. Niedaleko stąd znalazłam dziewczynkę zbyt małą, żeby zabrać ją ze sobą w podróż. Więc wróciłam.
– Gdzie to dziecko? – Twarz Iny rozpromieniła się z radości. Nie miała teraz na sobie swojego drewnianego brzucha, symbolu jej statusu jako matki żyjącego dziecka; widocznie się spieszyła, gdy usłyszała o powrocie Etty.
– Sylvia ją właśnie myje. Mała zamieszka z Ani i Belle.
– Rozumiem.
Etta nie podniosła wzroku, żeby nie widzieć rozczarowanej miny matki. Nie musiała jej widzieć, i tak znała już zarówno tę minę, jak i ten ton.
– Cóż, nieważne, chodź teraz do domu. Pokój już na ciebie czeka. Chłopcy nazbierali mi jabłek w lesie, więc ususzyłam ci ich trochę. Mam też dla ciebie prezent. – Ina uniosła rękę, żeby objąć Ettę w talii i poprowadzić ze sobą.
Etta wahała się sekundę, ale potem pozwoliła matce się przytulić i wyszły razem ze świątyni.
Dom Iny znajdował się w byłych kwaterach oficerskich, które istniały jeszcze przed powstaniem Nowhere. Miał szerokie frontowe okno i granitowe blaty w kuchni. Cała szyba w oknie była szczególnie godna pozazdroszczenia; w Nowhere nie było przecież szklarzy. Ina bardzo dbała o swój dom i uparcie mieszkała w nim sama, po kilku latach spędzonych uprzednio w Domu Matek. Jej kochankowie pojawiali się i znikali, ale ona wolała mieszkać bez mężczyzn.
Wstawiła wodę na herbatę i wsypała do sitka własną mieszankę liści mięty i suszonych kawałków brzoskwini.
Etta usiadła przy kuchennym stole i rozwinęła długi pas skóry.
– Mam coś dla ciebie.
– Tak?
Z kieszonek w skórzanym pasie Etta wyciągnęła kilkanaście stalówek i ułożyła na blacie.
– Czysty metal. Jeszcze nigdy tylu nie znalazłam. – Etta była z siebie dość zadowolona. Czekała.
Ina spojrzała na nią przez ramię i pokiwała głową. Sięgała właśnie do szafki po foremkę z chlebkiem z mąki kukurydzianej.
– Chleb jest zimny, ale za to mam dużo masła. Wydaje mi się, że w wędzarni jest trochę bekonu. Mogę pójść sprawdzić.
– Ja pójdę, matko.
– Dobrze. – Ina patrzyła, jak jej żyjące dziecko wychodzi. Potem siedziały długo w milczeniu. Etta jadła powoli, me
todycznie, jakby spokojne tempo jedzenia pozwalało jej więcej w siebie wpakować. Ina skubała wszystkiego po trochu.
– To gdzie znalazłaś tę dziewczynkę? Jak ma na imię?
– Chloe. Tuż pod Estiel, kilka dni temu.
Ina sączyła herbatę.
– Bardzo szybko wróciłaś.
– No i?
– W tym samym miejscu znalazłaś bliźniaczki, tak?
– Tak. – Etta żuła kolejny kęs bekonu, rozkoszując się solą. Nie patrzyła na matkę. – No i?
– No i nic. Tak tylko o tym myślę.
Etta siorbała gorącą herbatę z miodem. Przez kilka minut był to jedyny dźwięk.
– Mogłaś zachować Chloe dla siebie. Mogłaś ją wziąć tutaj. Etta nic na to nie powiedziała.
– W końcu mnie zabraknie. Czas, żebyś zaczęła myśleć o własnym roju. Ustatkowała się.
Wiele kobiet w Nowhere miało swoje roje, czyli grupki mężczyzn, którzy dzielili się obowiązkami i radościami związku z kobietą. Kobiety były jak królowe w ulu. Nikt właściwie nie wiedział, jak narodziła się ta tradycja, ale opisywała ją już Bezimienna, opowiadając w swoich dziennikach o różnych kobietach, które tak żyły. Biorąc pod uwagę, że jedna kobieta przypadała na dziesięciu mężczyzn, takie rozwiązanie wydawało się bardzo rozsądne.
– Nie chcę roju, matko.
– Ale dzieci? Mogłabyś już mieć córkę albo i dwie. Nie musiałabyś mieć synów. Przecież i tak zawsze znajdujesz dziewczynki.
Ina już nawet nie udawała, że je.
Etta odłożyła widelec. Wpatrywała się w stół.
– Matko, posłuchaj mnie. Nie chcę zachodzić w ciążę. Nie chcę żadnego mężczyzny, a tym bardziej kilku. Przecież wiesz, kim jestem. Ne chcę być ani matką, ani akuszerką. Jestem szabrowniczką. Tym właśnie się zajmuję.
– Nawet Bezimienna miała w życiu cel, Etto. Jeśli chcesz być taka jak ona, możesz…
– Jestem jak ona. Jestem. O to właśnie chodzi.
– Wcale nie. Chodzi o to, że nie masz nic, co mogłabyś złożyć jej w ofierze. Nigdy nie przynosisz jej krwi, nawet złej.
Etta odwróciła głowę.
– A jednak podążam jej drogą. – Odczekała chwilę, wpatrując się w podłogę. – I wierz mi, że o krwi wiem aż nadto.
Ina wstała i podeszła do córki. Sięgnęła do jej plecaka i wyciągnęła z niego dziennik, fioletowa skóra z wzorem w kwiaty. Prezent od Iny, który Etta dostała z okazji pierwszej krwi. To właśnie miała ofiarować Bezimiennej – nie krew handlarzy niewolników, których zabijała, tylko krew, którą oddaje kobieta w niekończących się, skazanych na nieustanne porażki próbach urodzenia dzieci.
Ina jedną ręką otworzyła zeszyt, po czym trzepnęła nim o stół. Kartki w środku były zupełnie puste. Żadnych historii dziewczynek, które Etta uratowała na drodze. Żadnych historii o tym, jak żyła, ani o starym świecie, w którym zdobywała wszystkie te skarby. Żadnej Księgi Etty.
– Gówno nie podążanie drogą.
Etta zerwała się od stołu, chwyciła zeszyt, wrzuciła go z powrotem do plecaka i spakowała się w okamgnieniu. Włożyła skórzaną kurtkę. Gorący, szybki oddech przez rozszerzone nozdrza.
Ina próbowała położyć rękę na jej ramieniu, ale Etta się wyrwała.
– Dziecko, przecież ja tylko chcę, żeby twoje życie miało jakieś znaczenie. Jaki sens ma życie, po którym nic nie zostaje? Ani dziecko, ani książka? To jak podążanie ślepą uliczką. – Sękate dłonie Iny zacisnęły się na pustce, a potem spoczęły na podbrzuszu.
Etta spojrzała na ręce matki. Walczyła z wściekłością, z poczuciem winy. Trzymała się kurczowo plecaka.
Zostanie po mnie sześć kobiet i dwie dziewczynki. Wolne. Póki co.
– Dziękuję, matko.
– Dokąd idziesz?
– Znowu w drogę.
– Tak? Dokąd tym razem? Jak daleko musisz dotrzeć, żeby zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi w życiu? – Ina uniosła wysoko brew.
Etta zacisnęła szczęki i otworzyła drzwi.
– Całe życie przeżyłaś, nie wyściubiając nosa z naszej osady, matko. Nie masz pojęcia, o czym mówisz. Wracaj do swojej kuchni.
Zatrzasnęła za sobą drzwi i spojrzała na ciemniejące, pomarańczowe niebo. Nie chciała ruszać w drogę, póki się dobrze nie wyśpi. Rozejrzała się i podjęła decyzję.
Pójdzie do Alice.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj