Godzinę wcześniej – Ogień dotarł prawie do hipergolicznych ogniw paliwowych, doktorze Corbeau. Nie mamy wiele czasu. – Wręcz przeciwnie, Cyclops – odparł Corbeau. – Mamy całą wieczność. Jean przyglądała się uważnie obu mężczyznom. Scott Summers – Cyclops – stał nad fotelem pilota z dłońmi zaciśniętymi mocno na oparciu. Niebiesko-żółty mundur miał poszarpany i umorusany po niedawnej walce. W jego oczach, ukrytych za soczewkami z kwarcu rubinowego, które utrzymywały śmiercionośne siły wewnątrz, pulsowała energia. Corbeau obrócił fotel, przechylając głowę, i rzucił Summersowi ponury uśmiech. Obdarzony błyskotliwym umysłem i nietuzinkową osobowością Corbeau, wykorzystując obie te cechy, zbudował prywatne imperium podróży międzygwiezdnych. Nawet teraz, w obliczu śmierci na pokładzie wahadłowca, trzymał fason. Jedyną oznaką jego niepokoju była ręka obsesyjnie przeczesująca gęste, starannie ułożone włosy. – Nigdzie się nie wybieramy – wyjaśnił Corbeau, wskazując na konsole wahadłowca. – Komputer kontroli lotów zmienił się w garść popiołu podczas naszej awantury z Sentinelami. Bez niego ten ptaszek nie poleci. Cyclops z grymasem na twarzy zwrócił się do Nightcrawlera: – Jakieś wieści od Logana i Storm? Smukły mutant o niebieskiej sierści podniósł krótkofalówkę, niespokojnie wymachując spiczastym ogonem. – Znaleźli profesora – powiedział z ciężkim niemieckim akcentem. – Są w drodze. Cyclops przytaknął. Kiedy spojrzenia jego i Jean spotkały się na krótką chwilę, posłał jej wymuszony uśmiech. Ledwo mnie zauważają – pomyślała. – Oni wszyscy. Nawet Scott zakłada, że prostu podporządkowuję się wszystkiemu, cokolwiek zdecyduje. A dlaczego miałby myśleć inaczej? Zawsze tak robiłam. Kręciła się niespokojnie. Roboty Sentineli porwały ją z eleganckiego balu. Nadal miała na sobie strzępki bardzo drogiej czarnej sukni. Cyclops zasiadł w fotelu drugiego pilota. – A co z ręcznie sterowaną kapsułą powrotną? – spytał. Uśmiech Corbeau stał się sardoniczny. – Na wypadek gdybyś nie zauważył – powiedział – pobliską stację kosmiczną pochłania ogień. Co więcej, nie mamy kombinezonów ciśnieniowych, ale wierz lub nie, to najmniejsze z naszych problemów. Nightcrawler wydał z siebie syczący dźwięk. – Rozbłysk – powiedział. – Rozbłysk słoneczny! – Corbeau rozpostarł ramiona w teatralnym geście. – Najgorsza erupcja od 1859 roku, która już niedługo dotrze do Ziemi. Komputer miał nas przez to przeprowadzić, siedzących bezpiecznie w osłoniętej komorze przetrwania wahadłowca. Cyclops spojrzał ze złością na tablicę rozdzielczą. – Ale nie mamy komputera. – Racja – Corbeau znów przejechał dłonią po włosach, tym razem szybciej. – Mogę pilotować kapsułę powrotną jedną ręką. I w tym czasie wymyślić nowy biznes. – Nagle zmienił się wyraz jego twarzy. – Hmm… może nadszedł wreszcie czas, żeby, że tak powiem, poderwać do góry tę stację monitorowania Słońca. Założę się, że mógłbym przygotować trochę słodkich funduszy kapitału podwyższonego ryzyka dla… – Doktorze! – Tak, tak. – Corbeau spojrzał na Cyclopsa i Nightcrawlera, jakby widział ich po raz pierwszy. – Mówiłem, że mogę pilotować statek z zamkniętymi oczami, ale nigdy nie przeżyję pożaru, siedząc w tej nieosłoniętej kabinie. Jednak mógłby ktoś z was, z umiejętnościami mutanta, mógłby. Może Wolverine… Z wahadłowca dobiegł przenikliwy hałas, po którym nastąpił głośny łomot. Powietrze stawało się coraz cieplejsze. Stację od rozpadnięcia się dzieliły ostatnie minuty, wszystkie pomieszczenia były wystawione na chłód kosmicznej próżni. – Właściwie – ciągnął Corbeau – wysoki poziom naładowanych cząsteczek mógłby teoretycznie wywoływać mutacje w DNA. Coś takiego jak ten rozbłysk byłoby w stanie spowodować powstanie waszego własnego homo superior… – Dostrzegł spojrzenia, które mu posłali. – Ach, przepraszam. Nieważne. Chodzi o to, że nikt z was nie potrafi pilotować promu. Potrzebujemy kogoś, kto może przetrwać promieniowanie i bezpiecznie pokierować tym maluchem, a nie ma nikogo, kto byłby do tego zdolny. – Ja mogę to zrobić – powiedziała Jean. Wszystkie głowy zwróciły się w jej kierunku. Corbeau zmarszczył brwi. Usta Cyclopsa były zacięte, ponure. Jego oczy jak zwykle skrywał ochronny wizjer. – Fräulein – zwrócił się do niej Nightcrawler – jesteś moją zaufaną przyjaciółką i nieocenioną koleżanką z drużyny, ale kiedy zostałaś wyszkoloną astronautką? – Teraz. Zrobiła krok naprzód, unosząc dłoń. Corbeau lekko się wzdrygnął, ale nie wykonał żadnego ruchu, by wstać z fotela. – Jestem telepatą, doktorze – wyjaśniła. – Mogę uzyskać dostęp do wszystkiego, co wiesz o lataniu tym promem kosmicznym. Nie będę Johnem Glennem, ale mogę nas bezpiecznie zawieźć na Ziemię. Corbeau spojrzał na nią. W jego zazwyczaj spokojnych oczach pojawił się cień strachu. Potem prawie niedostrzegalnie kiwnął głową. Kiedy dotknęła jego czoła, opadło ją kłębowisko myśli. Ostatnie wspomnienia X-Menów – Cyclopsa i Nightcrawlera – którzy przyszli do biura Corbeau w Houston, błagając, aby pomógł im uratować schwytanych członków drużyny. Lot wahadłowcem do tej stacji, opuszczona szpiegowska instalacja T.A.R.C.Z.A., gdzie Jean, Storm, Wolverine i profesor X byli przetrzymywani w niewoli. Walka z Sentinelami, ucieczka przez zadymione korytarze do promu. Z głębi umysłu Corbeau zaczęło podnosić się więcej. Dzieciństwo, obrazy kochającej matki, ojca, który nigdy nie był usatysfakcjonowany. Dreszczyk emocji towarzyszący założeniu pierwszej firmy, start-upu telekomunikacyjnego, który zrewolucjonizował komunikację satelitarną. Dwa, a potem trzy nieudane małżeństwa, odsunięte w cień przez sukcesy Corbeau w branży prywatnych podróży międzygwiezdnych. Kiedyś taka fala wrażeń byłaby dla niej nie do zniesienia, ale przez lata profesor X uczył ją techniki ścisłego skupienia myśli. Techniki, którą tylko Xavier – sam będąc niezwykle potężnym telepatą – mógł doprowadzić do perfekcji. Uświadomiła sobie, że Corbeau to człowiek szczególny – czarujący, arogancki, przyzwyczajony do tego, że wszystko idzie po jego myśli. Zwykle postrzegała go jako mężczyznę innego rodzaju. Ta niespodziewana, nieprzyjemna intymność wywołała u niej dyskomfort. Odłożyła te myśli na bok i zaczęła przeglądać jego wspomnienia. Kiedy znalazła potrzebną wiedzę, skopiowała ją do mentalnego schowka i szybko się wycofała. Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. – Wszystko gotowe. Corbeau nie odpowiedział uśmiechem. W jego oczach był strach. – Nie wiedziałem – powiedział i zawahał się. – Nie wiem, kim jesteś. Arogancja go opuściła. Z jakiegoś powodu wstrząsnęło to Jean nawet bardziej niż dotknięcie jego umysłu. Zadrżała, odwróciła się – i prawie zderzyła z Cyclopsem. Jego szczupła, muskularna postać zablokowała jej drogę, trzymając sztywno ramiona po bokach. Usta wykrzywił mu grymas, a oczy za soczewkami pulsowały gniewną czerwienią. – Nie zrobisz tego – powiedział.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj