Teraz W JEDNEJ CHWILI rozbłysk minął. Silniki wahadłowca zakaszlały; instrumenty zaczęły klikać i uruchamiać się ponownie; ekrany jaśniej zamigotały. System komunikacyjny ożywił się – mrugały setki nakładających się komunikatów. – Wracam teraz… – Tower One, czy mnie słyszysz… – …ryjny system nadawczy ponownie działa… Jean pokręciła głową, usiłując uporządkować myśli. Ogień tańczący po jej skórze ustąpił, powietrze było chłodniejsze. Ale promieniowanie wciąż wrzało w ciele. – Rozbłysk się cofnął… – …szę, trzymaj wszystkie kanały czyste. Wyłączyła system łączności, korzystając z telekinezy. Jej dłonie nadal zaciskały się na sterze. Testowała je, szarpiąc lekko, a na najbliższym ekranie pojawił się komunikat. URUCHAMIANIE SILNIKÓW Słowa profesora odbijały się echem w jej głowie: nadchodzi czas. Środkowy ekran obudził się do życia. Z czerwonożółtej mgiełki zaczęły wyłaniać się kształty. Setki jesiennych liści na gałęziach drzew w zagajniku. Dokładnie pod nią, na ścieżce promu. I jeszcze jeden głos z głębi jej pamięci: Kiedy wszystko zaczyna umierać. Sygnał z konsoli lotu. Na mniejszym ekranie pojawił się nowy tekst. SILNIKI WŁĄCZONE Mocno odciągnęła ster. Prom zakołysał się, siła grawitacji wcisnęła ją z powrotem w fotel. Chrząknęła, ponownie szarpnęła ster i westchnęła, gdy obraz z przodu przesuwał się w górę z prędkością przyprawiającą o zawrót głowy. Jasne niebo, niebieskie i czyste, wypełniło ekran. Wydała z siebie okrzyk radości. Skorzystała ze wspomnień Corbeau i przywołała mapę GPS. Obszar pod drzewami, który widziała, nazywał się Rockaway Community Park. Rozpościerał się wzdłuż Jamaica Bay, po południowej stronie Long Island – w Nowym Jorku, na skraju Brooklynu i Queens. I tuż po drugiej stronie zatoki. Mały ekran zapłonął na czerwono. NIEBEZPIECZEŃSTWO AWARIA SILNIKA Prom zacharczał, ucichł i zaczął spadać. Żołądek podszedł Jean do gardła. Pochyliła się i pociągnęła za ster. Żadnej reakcji. Głos wrócił. Starożytna obecność, która była nią, a jednak kimś innym. – Czas umrzeć – powiedział. Jean zanurkowała we wspomnienia Corbeau, pośpiesznie przerzucając kolejne opcje. Główne silniki: nie działają. Pakiet ratunkowy: brak czasu, a Scott i pozostali nadal pozostaną uwięzieni w komorze przetrwania. Podwozie: przy tej prędkości zostanie zmiażdżone przy uderzeniu. – Wszystko w porządku – powiedział głos. – Zamknij się – odparła.  – Zamknij się, zamknij się, ZAMKNIJ SIĘ! Była jedna szansa: sterolotki. Corbeau zaprojektował prom tak, by mógł działać w trybie ślizgowym, bez silników. Uświadomiła sobie, że zrobił to pewnie tylko po to, żeby się popisać. Teraz jego próżność może ocalić wszystkim życie. Szybko i fachowo rozłożyła skrzydła na pełną długość. Wahadłowiec szarpnął i zwolnił, gdy uderzyło w nie powietrze. Jean zatrzęsła się w fotelu. Nadal szybko opadali, ale udało się jej uzyskać pewien stopień kontroli nad kursem. Teraz muszę tylko gdzieś wylądować! Wkładając wszystkie siły w poruszanie sterolotkami w dół i w górę, skierowała pikującego ptaka w kierunku lotniska JFK. Mijała niskie i ciemne budynki, prowadzące do masywnej wieży kontrolnej najeżonej reflektorami. W dole cienki zielono-szary pas lądowania przypominał wyciągnięty palec, dotykający połyskującej na niebiesko zatoki. Włączyła system komunikacyjny. – Trzymaj kurs… – Niezidentyfikowane wezwanie… – Mayday! – zawołała. – Kontrola lotu JFK, schodzę ostro. Zatrzymaj cały ruch, proszę! Lawina nakładających się komunikatów. – Niezidentyfikowany promie, tu wieża kontrolna. Jesteś za nisko. Powtórz… Sprawdziła wysokość: 210 metrów. Kontroler miał rację. Przy tak szybkim zejściu nigdy nie ominie budynków. Jean wyciągnęła telekinetyczne macki, żeby objąć swoją siłą cały wahadłowiec. Chwyciła go, usiłując powstrzymać gwałtowny spadek. Potem zacisnęła zęby i uniosła go. Prom wzniósł się, ledwie omijając główną wieżę, i runął na asfalt. Jean przeżyła krótką chwilę triumfu – zanim uderzenie strzaskało jej kręgosłup. Wahadłowiec przeorał pas startowy, a potem odbił się w stronę rosnącej obok trawy. Gdy cofnął się, znowu mocno uderzając o podłoże, z podwozia poleciały iskry. Siłą rozpędu pojechał do przodu, ryjąc gorącą bruzdę w asfalcie. Jean czuła pieczenie, gdy ogień obejmował jej potrzaskane ciało. Umysły przyjaciół, kochanka, nauczyciela – wszystkie krzyczały z więzienia z tyłu promu. Nie miała siły, by je wyłączyć. To już koniec – pomyślała. Nie – odpowiedział głos, który nie był nią. – To jest początek. Gdy wahadłowiec z hukiem ruszył do przodu, świadomość Jean eksplodowała. Obrazy zalały jej umysł. Płomienie tańczące na skórze; eksplodujące światy, umierające w paroksyzmie ognia. Okrutna kobieta w skórzanym kombinezonie i wysokich butach, z włosami jak lód. Jean ujrzała skulonego Cyclopsa z twarzą pokrytą szkarłatnym metalem i ustami otwartymi w niemym krzyku. Prom podskoczył raz jeszcze, a jego kadłub pękł na pół. Dwa kawałki zawisły na chwilę w powietrzu i zanurzyły się w zatoce. Silniki zawyły i zabulgotały pod wodą. Jean Grey nie złapała za ster ani nie wykorzystała swoich mocy, by zapobiec zatonięciu statku. Była martwa. CYCLOPS WYNURZYŁ SIĘ na powierzchnię, wypluwając brudną słoną wodę. Wstrzymał oddech, gdy przelatywała nad nim fala, potem napiął potężne ramiona, odpychając się do góry, aby utrzymać głowę nad powierzchnią wody. Rozejrzał się wokół, starając się zobaczyć jak najwięcej przez szkarłatne soczewki wizjera. Na płycie lotniska błysnęły światła awaryjne. Postrzępiona krawędź pasa startowego zanurzała się w zatoce. Spadający prom narobił wiele szkód. Niektórzy z pozostałych X-Menów wychynęli na powierzchnię i oszołomieni pływali zaledwie kilka metrów dalej. Logan, Storm i Nightcrawler byli najbliżej. Tuż obok nich dr Corbeau utrzymywał oszołomionego profesora X nad wodą przy pomocy bojki ratowniczej. Co zaskakujące, profesor zdawał się odzyskiwać przytomność. To byli wszyscy. Prawie. Brakowało tylko jednego. – Storm, Kurt! – zawołał Cyclops. – Zabierzcie Corbeau i profesora w bezpieczne miejsce. – Chwileczkę, Scott – Storm zaczęła odpowiadać, a potem zakasłała. – Ja – odezwał się Nightcrawler. – Nie spiesz się. – Corbeau strząsnął wodę z gęstych włosów. – Na studiach należałem do olimpijskiej drużyny pływackiej. Z góry dobiegł ich głuchy warkot helikoptera. Bez wątpienia NYPD reaguje na wypadek. Mam nadzieję, że profesor wkrótce dojdzie do siebie – oczywiście troszczę się o jego zdrowie, ale dzięki siłom jego umysłu ekipy ratownicze może nie zauważą grupy dziwnie ubranych mutantów w zatoce. Nie, nie mogę się teraz o to martwić, pomyślał Cyclops. Spuścił wzrok na powierzchnię wody, tam, gdzie prom zanurzył się w mroku. Potem podniósł głowę i zaczął łapczywie nabierać powietrza. Woda zaczęła się burzyć. Spojrzał na Wolverine’a sunącego w jego stronę z zaciśniętymi zębami. – Schodzę po nią, Logan – powiedział Cyclops. – Nie próbuj mnie zatrzymać, bo przysięgam, że cię zabiję. – Nie będę cię powstrzymywał, Cyke. Idę z tobą. Nie – pomyślał Cyclops. – To moja miłość, moja odpowiedzialność. Muszę uratować Jean! Jednak wytrzymałość dawała Wolverine’owi przewagę. Z nich dwóch to raczej on miał większe szanse na jej uratowanie. Cyclops niechętnie kiwnął głową. Kiedy przygotowali się do zanurkowania, Wolverine zamarł. Jego oczy rozszerzyły się, gdy wciągnął nosem powietrze. Cyclops rzucił mu spojrzenie, a potem dostrzegli, że woda wokół nich bulgocze. Nawet przez szczelny kombinezon czuł wzrost temperatury. Nagle powierzchnia eksplodowała wzbijającym się w górę blaskiem opalizującego ognia. Cyclops poleciał w jedną stronę, zachłystując się wodą z zatoki, Logana wyrzuciło w drugą. Pomiędzy nimi wystrzeliła w niebo lśniąca postać. Cyclops wstrzymał oddech, ścierając wodę z wizjera. Jean Grey wisiała w powietrzu z zamkniętymi oczami i rękami wzniesionymi ku niebu. Powoli uniosła powieki i spojrzała w dół jak monarcha lustrujący poddanych. Kiedy przemówiła, jej głos zdawał się wypełniać całą przestrzeń. – SŁUCHAJCIE MNIE, X-MENI – powiedziała. – NIE JESTEM JUŻ KOBIETĄ, KTÓRĄ ZNALIŚCIE. Cyclops zmarszczył brwi. Jean miała na sobie nowy kostium. Połyskiwał zielenią i złotem, a jego długa szarfa powiewała na wietrze. – JESTEM OGNIEM – kontynuowała – I WCIELONYM ŻYCIEM. To była ona, a jednak nie ona. Wszystko w niej się zmieniło. Skąd się to wzięło? Jean nigdy wcześniej nie wykazywała takiego poziomu zdolności telekinetycznych… – TERAZ I NA ZAWSZE: JESTEM PHOENIX! – Jean! – zawołał. Na dźwięk jego głosu spojrzała w dół. Przez chwilę jakby walczyła, żeby się na nim skupić, a potem napięcie na jej twarzy ustąpiło przerażeniu. Złapała się za skronie i krzyknęła. – Jean! Przez długą chwilę jaśniała. Ogniste skrzydła błyskawicznie wyrosły z jej ramion, zasłaniając słońce. Helikopter policyjny zatrzymał się i zawrócił, zachowując dystans. Potem energia się rozproszyła. Jean wstrzymała oddech, pociemniała i spadła z nieba. Kiedy uderzyła w powierzchnię wody, pierwszy dotarł do niej Cyclops. Powstrzymał Logana i podniósł ją, trzymając jej głowę nad powierzchnią. – Jean? – zapytał. – Jean! Nie było odpowiedzi. – Oddycha – zauważył Wolverine. Cyclops oparł głowę na piersi Jean i odetchnął z ulgą. Jej serce mocno biło. Unosił się w wodzie, trzymając ją w oczekiwaniu na powrót helikoptera. Nagle uświadomił sobie, że profesor odzyskał siły na tyle, by dotrzeć do zespołów ratowniczych i wyjaśnić im sytuację. Kiedy droga była czysta, Xavier wysłał mentalny sygnał. Cyclops zawahał się, rzucając ostatnie spojrzenie w głąb zatoki. – Scott?! – zawołała Storm. Odwrócił się i podążył za pozostałymi, płynąc powoli w kierunku brzegu. Trzymał mocno Jean Grey, kobietę, którą kochał. Kobietę, którą zawsze będzie kochał, wiedział z całą mocą – w każdej chwili, każdego dnia, do końca życia. (…)  
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj