Ikona kina – bardzo często szafujemy takim określeniem, nie wiedząc do końca, co ono oznacza. Czy chodzi tutaj o powalający na kolana talent aktorski? A może o wręcz nieograniczoną rozpoznawalność? Część artystów ekranu jest przecież niczym Beatlesi, którzy swojego czasu podobno byli popularniejsi od samego Jezusa Chrystusa. Znamy ich twarze i nazwiska, ale co możemy powiedzieć o umiejętnościach? Nie zawsze idzie to w parze. Doskonałym przykładem jest tu Marilyn Monroe mająca wciąż niezwykle silny popkulturowy status. Marilyn nigdy nie była wybitną aktorką, a przynajmniej nie miała szansy wykazać się talentem w znaczących rolach. Współcześnie takich wykonawców mamy na pęczki. Kochani przez miliony, być może mają szansę na życie wieczne w świadomości miłośników kina. Warto zastanowić się nad rzeczami, które wpływają na taki stan rzeczy. Kto z dzisiejszych aktorów i aktorek jest na dobrej drodze do uzyskania ponadczasowego statusu, równego posiadanemu przez gwiazdy Złotej Ery Hollywood? Jakie atrybuty powinien mieć odtwórca, którego celem jest bycie ikoną kina? Nie odkryjemy Ameryki, gdy napiszemy, że aktorska maestria nie gwarantuje ponadczasowości. Wybitny aktor koncentrujący się na swojej pracy tworzy wielkie kreacje, ale w świadomości fanów popkultury jest bardzo często „tym aktorem z takiego filmu”. Niewielu zwykłych widzów kojarzy przecież zdobywczynię dwóch Oscarów Maggie Smith, która w swojej karierze osiągnęła praktycznie wszystko. John Turturro, Toni Collette, Paul Giamatti czy Willem Dafoe to przecież wybitni wykonawcy, ale czy naprawdę widzielibyśmy ich wizerunki obok portretów Clarka Gable’a, Marlona Brando czy Grety Garbo? Genialny artysta Daniel Day-Lewis z pewnością zostanie zapamiętany przez pasjonatów sztuki filmowej, ale czy za kilkadziesiąt lat szeroka widownia wciąż będzie kojarzyć nazwisko aktora? Co prawda jego Daniel Planiview (Aż poleje się krew) to już kultowa postać, ale sam odtwórca nigdy nie zasmakował w hollywoodzkim blichtrze, z którym niezwykle do twarzy gwiazdom filmowym. Ikona kina musi mieć bowiem coś z celebryty. Jej życie osobiste ma fascynować, tak jak ekranowe role (a może nawet bardziej). W ten sposób powstaje kult jednostki, od którego już tylko jeden krok do legendarności.
fot. materiały prasowe
Joaquin Phoenix, który zachwycił świat swoją interpretacją Jokera, od lat nie pozostawia wątpliwości co do tego, że jest jednym z najlepszych aktorów na świecie. Niewiele jednak wiemy o jego życiu osobistym, a role, które wybiera, oscylują bardziej wokół kina artystycznego, niż wielkich blockbusterów. Brad Pitt dla odmiany, popularność wyrobił sobie dużymi filmami, choć nigdy nie stronił od produkcji odważnych i kameralnych. Dał się poznać również jako amant i celebryta, uwielbiający rozrywkowe życie. Przyjmując styl gwiazdy rocka, stał się symbolem swoich czasów. Później nieco się uspokoił, ale prasa bulwarowa do dziś nie daje mu spokoju. Obaj panowie w tym roku powalczą o Oscara. Zarówno Pitt, jak i Phoenix są aktorami kompletnymi, ale to ten pierwszy ma już zapewnione miejsce wśród legend kina. Nie ulega wątpliwości, że Brad zostanie zapamiętany, nawet jeśli teraz, po zdobyciu Oscara za Pewnego razu... w Hollywood (bo że zwycięży w kategorii drugoplanowej, nie ulega przecież wątpliwości) zdecyduje się zakończyć karierę. Podobny status posiada również jego kolega z ostatniego filmu Quentina TarantinoLeonardo DiCaprio. Aktor swojego czasu był prawdziwym zjawiskiem. Po Titanicu Jamesa Camerona wszyscy oszaleli na punkcie młodego wykonawcy. DiCaprio kreował mody, stając się jednym z najbardziej pożądanych hollywoodzkich gwiazdorów. Również Johnny Depp posiada niezaprzeczalną renomę, choć jego artystyczne dokonania nie zostały jeszcze odpowiednio docenione. Obserwując ostatnie poczynania aktora, można dojść do wniosku, że znajduje się on u schyłku swojej kariery. Jego przypadek jest jednak nietypowy. Depp zdobył olbrzymią popularność nieco wbrew rolom, które wybierał. Zanim został Jackiem Sparrowem z Piratów z Karaibów gustował głównie w artystycznym kinie. Grał w małych produkcjach lub portretował dziwaczne postacie w filmach Tima Burtona. Trafił jednak w dobry czas, ponieważ jego styl stał się symbolem ery grunge. Był również niezwykle przystojnym mężczyzną, co skrzętnie wykorzystano w celach marketingowych. Johnny Depp stał się marką, dzięki czemu jego kariera nabrała rozpędu. Powyższe wydaje się mieć kluczowe znaczenie przy kreowaniu największych gwiazd filmowych.
fot. Paramount
Współczesne Hollywood to zupełnie inny świat niż ten sprzed 70 lat. W latach 1920-1950 wykształcał się dopiero tak zwany system gwiazdorski. Była to Złota Era Hollywood, a zarazem okres, gdy powstawały mechanizmy, które dziś są podstawą funkcjonowania przemysłu filmowego. To wówczas pojawili się pierwsi specjaliści od public relations. Dzięki ich pracy renoma aktorów wzrastała, aż do momentu, gdy stawali się prawdziwymi gwiazdami. Wcześniej producenci nie podawali nawet nazwisk wykonawców, w obawie przed roszczeniami wysokich gaż. Później odkryli, że to dzięki gwiazdom ich obrazy mają szansę na podwojenie wyniku finansowego. To, co wówczas raczkowało i stanowiło dopełnienie pracy aktorów, dziś jest domeną przemysłu rozrywkowego. Media społecznościowe, reklamy, marketing, wielkie eventy – wszystko to buduje renomę artystów. Doszło do tego, że aktorzy często angażują się w akcje charytatywne tylko po to, żeby zapewnić odpowiednią promocję swojemu filmowi lub po prostu zdobyć kilka punktów u miłośników kina. Na dalszy plan schodzą ekranowe dokonania, a na pierwszym pojawia się czerwony dywan i wszystko, co wokół danego filmu się dzieje. Czy tego typu mechanizmy mają szansę wykreować ikonę kina? Trudno powiedzieć, ponieważ wśród młodego pokolenia na tę chwilę nie ma kandydatów na takową. Depp, Pitt i Dicaprio rozkwitli w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to system aktorski działał na nieco innych zasadach. Historia kinematografii zna przypadki, gdy to jedna wiekopomna rola windowała aktora na sam szczyt. Współcześnie to chyba marketing wiedzie prym w procesach tworzenia marki supergwiazdy. Czas pokaże, czy ta tendencja nie okaże się szkodliwa dla przemysłu filmowego. 
fot. materiał prasowe /AP Photo/
Jeszcze wcześniej wielką renomę zdobyli inni artyści, których bez problemu można nazwać już ikonami. Co ciekawe każdy z nich posiada pewien atrybut, który okazał się niezwykle pomocny w karierze. Robert De Niro i Al Pacino wstrzelili się doskonale w nową falę kina gangsterskiego. Szybko stali się symbolami pewnej estetyki, co wciąż udowadniają, chociażby w netflixowym Irlandczyku. Jack Nicholson zaszokował światową widownię swoją osobliwą charyzmą. Hollywood nie znało wcześniej wykonawcy, którego gra aktorska balansowała na skraju improwizacji i szaleństwa. Nicholson był swojego czasu również symbolem seksu, a jak wiemy, namiętność jest doskonałym produktem dla zmyślnych marketingowców. Ikonami z pewnością są Dustin Hoffman i nieodżałowany Robin Williams. Ten pierwszy, podobnie jak Jack Nicholson pokazał coś nowego pod względem aktorskim i szybko stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych wykonawców w Hollywood. Williams natomiast wypełnił nisze po wielkich amerykańskich komikach. Aktorowi udało się połączyć swoje sceniczne występy z filmowymi, wprowadzając autorski, nieco dziwaczny żart na salony. Osiągnął to, do czego przez całe życie dążył Andy Kaufman. Stał się ikoną komedii, nie idąc na kompromisy w swoich żartach. Będąc przy komikach i Andy Kaufmanie, warto też wspomnieć Jima Carrey’a, który w latach dziewięćdziesiątych był jednym z najpopularniejszych aktorów na świecie. Mimo że teraz słyszymy o nim nieco mniej, koniec XX wieku należał absolutnie do niego. Również on zasmakował w wolności artystycznej Andy’ego Kaufmana, którego zresztą portretował w filmie Człowiek z księżyca. Zarówno na ekranie, jak i poza nim przyjął pewną pozę. Stała się ona jego cechą rozpoznawczą i nawet, teraz gdy Carrey zmienił się artystycznie, w świadomości widzów na zawsze pozostanie szalonym Ace’em Venturą. Symbolem jest również Woody Allen, który idąc śladami Orsona Wellesa, wprowadził na hollywoodzkie salony autorskie podejście do tworzenia kinematografii. Udowodnił też, że najseksowniejszą częścią ciała człowieka jest mózg. Również kino akcji ma swoje ikony. Największą z nich jest z pewnością Arnold Schwarzenegger. Aktor w danym gatunku osiągnął chyba wszystko. Jego wizerunek stał się tak rozpoznawalny, że Arnie bez problemu mógłby konkurować pod tym względem z Michaelem Jacksonem czy Marilyn Monroe. Z Arnoldem próbowało stawać w szranki wielu, ale chyba tylko Sylvester Stallone wspiął się równie wysoko. Współcześnie Dwayne Johnson stara się zmierzyć z renomą tych wielkich bohaterów kina akcji, ale do legendarności jeszcze mu daleko.
fot. materiały promocyjne
+22 więcej
Marilyn to nie jedyna kobieta, która zyskała niezaprzeczalną renomę. W przeszłości było ich wiele. Od Audrey Hepburn, przez Sophię Loren, aż pod Elizabeth Taylor. W dzisiejszych czasach najjaśniej lśni gwiazda Meryl Streep, choć nie ma ona tak mocnego popkulturowego statusu, jak jej wielkie poprzedniczki. To bardziej aktorskie zwierzę pokroju Daniela Day-Lewisa, bez znaczących aspiracji do zostania kulturowym symbolem naszych czasów. Dużo mocniej w popkulturze ugruntowana jest Julia Roberts, która w latach dziewięćdziesiątych była dla wielu najpiękniejszą kobietą świata. Oszaleli na jej punkcie zarówno młodzi, jak i starsi. Nic więc dziwnego, że współcześni dojrzali widzowie mają do niej tak wielki sentyment. Obok Julii Roberts można postawić również Angelinę Jolie. Aktorka dała się poznać jako zaangażowana społeczniczka i bezkompromisowa działaczka na rzecz potrzebujących. To jedna z najbardziej opiniotwórczych osób w Ameryce. Miliony kobiet liczą się z jej zdaniem. Media bardziej interesuje jej życie osobiste, niż ekranowe dokonania, co też wpływa na rozpoznawalność. Hollywoodzcy aktorzy aż dwoją się i troją, aby osiągnąć status supergwiazdy. Inni, skupiają się jedynie na graniu, mając blichtr i sławę w głębokim poważaniu. Przedstawiciele obu grup mogą zyskać ponadczasowy status, ale w rzeczywistości jedynie garstka z nich stanie się ikonami kina. Obok Marilyn Monroe w białej sukni czy Humphreya Bogarta w znoszonym kapeluszu swoje miejsce mają już zagwarantowane wiecznie młody Johnny Depp, obłąkańczo roześmiany Jack Nicholson czy Julia Roberts w stylizacji z Pretty Woman. Mimo wielu wspaniałych ról tylko pojedynczy wykonawcy staną się legendarni i będą pamiętani przez następne pokolenia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj