Z Mają Ostaszewską spotkaliśmy się na planie drugiego sezonu serialu Diagnoza, by porozmawiać o nominacjach do Orłów, nowych projektach oraz tym, czym twórcy postarają się zaskoczyć widzów tym razem.
DAWID MUSZYŃSKI: Serial Diagnoza został nominowany do Orłów w tym roku. Było to dla ciebie zaskoczenie?„Maja: Jest to niebagatelne wyróżnienie dla całej ekipy. Jak byłam pewna wygranej w plebiscycie Telekamer, gdzie to telewidzowie wybierają serial, który przypadł im najbardziej do gustu, tak nominacja od akademii, która bardziej skupia się na filmach, była dużym zaskoczeniem. Zwłaszcza patrząc na inne seriale, które były nominowane, czyli Wataha kanału HBO i Belfer Canal+. To są przecież produkcje posiadające zupełnie inne środki na realizację i dłuższy czas. Ten luksus widać na ekranie. U nas jest dużo ciaśniej. Zobacz, jaka jest mała odległość produkcyjna pomiędzy pierwszym a drugim sezonem.
To co przykuło uwagę akademii?
Na pewno styl filmowy, w jakim Diagnoza jest realizowana oraz znakomici reżyserzy Xawery Żuławski, Łukasz Palkowski, Maciej Bochniak. To wszystko gwarantuje wysoką jakoś widowiska. Choć trzeba pamiętać, że pod koniec dnia i tak rozchodzi się o scenariusz. Jeśli historia jest ciekawa, to serial będzie doby. Sami reżyserzy, obsada czy operatorzy braku dobrego scenariusza nie przykryją.
Seriale konkurują teraz z kinem?
Oczywiście. Zobacz, jaką furorę robią na świecie produkcie, nie tylko amerykańskie. Świat oszalał na punkcie Dark, który jest pierwszą niemiecką produkcją Netflixa. Widzowie pokazali, że wolą dłuższe formy serialowe niż krótsze fabuły w kinie. Dlatego te seriale wyglądają ostatnio coraz lepiej, bo są realizowane jak kinowe produkcje. Te trzy przykłady seriali nominowanych do Orłów tylko to potwierdzają.
To jaka zmiana zajdzie w drugim sezonie Diagnozy, by ci widzowie nie uciekli z powrotem do kina?
Kontynuujemy przygodę Ani, która odzyskała część swojej pamięci, przynajmniej tę, która umożliwi jej wykonywanie zawodu lekarza. Dzięki temu w drugim sezonie nie tylko będzie się przyglądać kolegom po fachu, ale zacznie uczestniczyć w operacjach. Prywatnie mnie to bardzo ucieszyło, bo mogłam wziąć udział w przygotowaniach i ćwiczeniach, jakie przechodzą lekarze podczas nauki. Nabyłam nowe umiejętności, przez co, mam nadzieję, sceny kręcone przy stole operacyjnym będą wyglądały bardziej wiarygodnie.
To ile szwów już założyłaś?
Sporo. I wiem, jak to robić! Gdy mam do dyspozycji narzędzia, spokojnie mogę już sobie poradzić w szyciu ran. Niejedną operację na pomarańczy wykonałam. Mamy świetnych specjalistów od efektów specjalnych, którzy tworzą dla nas niezmiernie realistyczne fantomy, na których operujemy w serialu. Ostatnio nawet jako wegetarianka mocno się zdenerwowałam, bo dostałam do operacji coś, co wyglądało jak prawdziwe jelita. Myślałam, że ktoś się pomylił i przywiózł prawdziwe jelita z jakiejś rzeźni. Okazało się jednak, że to wersja dla wegan składająca się z bardzo cienkiej pończochy wypełnionej jakąś kaszą. Odlot.
Jak rozumiem, jako wegetarianka nawet nie ćwiczyłaś zakładania szwów na mięsie?
Nie. Tylko pomarańcze, a na wcześniejszym etapie to w ogóle tylko zszywanie serwet i gąbek (śmiech). Niektórzy oczywiście ćwiczyli na mięsie kurczaków, ale mnie nikt nawet takiej propozycji nie składał. Wszyscy wiedzą, jakie mam przekonania. Jestem w tym zawodzie już 20 lat i wszyscy już się nauczyli, że do mnie z takimi pomysłami się nie wyskakuje. Wiąże się to niekiedy z zabawnymi historiami, na przykład na planie najnowszego filmu Marka Koterskiego mieliśmy do nagrania taką scenę tradycyjnej domowej kolacji z lat 80.-90. z suto zastawionym stołem, na którym znajdował się pasztet i szynka. Oczywiście wszystko w wersji wegetariańskiej, ale tak zrobione, by wyglądało na ekranie, jak wyroby mięsne. Co było miłe, nawet nikt się mnie o to nie zapytał, tylko już z góry wszyscy wiedzieli, że trzeba to przygotować.
Powiększyła się też obsada serialu. Zdziwiłaś się, gdy dostałaś informację, że dołączył do was Jan Englert?
To była fantastyczna wiadomość, ale nie było jakiegoś zaskoczenia Jak już wspomnieliśmy, powstaje tyle znakomitych seriali, że aktorzy sami chcą w nich grać. Role nam proponowane nie raz są ciekawsze niż te proponowane w fabule. Wiadomo, że są różne seriale dedykowane do różnych odbiorów, są bardziej sitcomowe, są telenowele z większym lub mniejszym budżetem, które ciągną się po 20 lat. W obecnych czasach wydaje mi się, że każdy widz jest w stanie coś dla siebie znaleźć.
Mnie bardziej zdziwiło, że dyrektor Teatru Narodowego jest w stanie znaleźć czas na grę w serialu, który - jak powiedziałaś w naszej poprzedniej rozmowie rok temu - jest bardzo czasochłonny.
Da się to jednak pogodzić, jeśli scenariusz jest tego wart. Z Janem Englertem grałam chociażby w Czas honoru i wiem, że dla ciekawej roli jest on w stanie znaleźć czas w swoim grafiku. U nas też dostał świetną rolę do zagrania i cieszę się, że ją przyjął, bo nada jej ciekawego kolorytu.
To już wiemy, że w 2018 na pewno będziemy mogli cię oglądać w 13 odcinkach 2 sezonu Diagnozy. Gdzie jeszcze?
Czekam na dwie premiery filmowe, których jestem bardzo ciekawa. To są zupełnie różne od siebie projekty. Pierwszy to Siedem uczuć Marka Koterskiego z fantastycznym scenariuszem, który przypomina świetną sztukę teatralną. Jest to jeden z tych reżyserów, który nie znosi jakichkolwiek zmian, nawet przecinka, ale i tak praca z nim to czysta przyjemność. Drugi film to takie retro futuro, bardzo ciekawy wizualnie i plastycznie ze światem stworzonym na nowo przez reżyseria Pawła Borowskiego - Ja teraz kłamie. Więc jak widzisz, pomimo napiętego grafiku nie znikam z kina (śmiech).