I tak... O oscarowych kandydatach w przyszłorocznym rozdaniu powinno się pisać raczej dopiero po Cannes, bo tam pojawi się sporo potencjalnych silnych kandydatów. Jeszcze lepszym wyznacznikiem oscarowych typów jest wrześniowy festiwal w Toronto oraz odbywający się w tym samym okresie festiwal w Wenecji. Im bliżej będzie końca przyszłego roku, tym więcej będzie głosów dotyczących kandydatów do Oscarów 2015. I jak byśmy się nie starali, to na pewno pojawi się wtedy taki mały, ale świetny film jak Ona, który wszystkich zaskoczy, rzuci na kolana i zamiesza w oscarowym rozdaniu.

A co wiemy na dzień dzisiejszy? Dobiegły końca dwa bardzo liczące się festiwale filmowe światowej klasy. Dla Amerykańskiej Akademii Filmowej i oscarowych prognoz na pewno ważniejszy jest festiwal Sundance, ale i na Berlinale trafił się tytuł, który może mieć spore szanse na Oscary. Szukając analogii do zeszłego roku: do Oscarów 2014 przebił się scenariusz Przed północą, spore szanse przez cały rok miało też "Fruitvale Station" (zwycięzca Sundance) – koniec końców, niesprawiedliwie przy Oscarach pominięte całkowicie.

Tegoroczne Sundance i Berlinale przyniosły premiery kilku poważnych oscarowych graczy. Imponującą formą popisał się Wes Anderson, który zaprezentował The Grand Budapest Hotel. Gdyby tylko film trafił do kin pod koniec tego roku, zapewne zachwiałby Oscarami. Dziś o jego szansach trudno przesądzać, a przez te kilka miesięcy niezwykła opowieść Andersona może wyparować z głowy członkom Akademii i skończy się zapewne jakimiś nielicznymi nominacjami za scenariusz czy drugoplanową rolę dla Tildy Swinton (!). Tak sprawa miała się z poprzednim filmem tego twórcy, Moonrise Kingdom. Na razie The Grand Budapest Hotel szaleje jak burza w amerykańskich kinach i po pierwszym weekendzie zanotował imponujące otwarcie tylko z czterech placówek (800 tysięcy dolarów wpływów).

Drugim z filmów, który na wspomnianych festiwalach bardzo się spodobał, było niezwykłe "Boyhood" Richarda Linklatera. Reżyser przez 12 lat filmował pojedyncze sceny do tego obrazu, a teraz zmontował wszystko w całość i wyszedł mu film znakomity – jak donoszą bywalcy Berlinale. Inny tytuł, o którym dziś mówi się dużo w kontekście Oscarów, ale któremu niełatwo będzie się się przebić, jest Whiplash. Jeszcze kilka miesięcy temu oscarowym graczem byłby film George'a Clooneya zatytułowany Obrońcy skarbów, ale dziś już wiadomo, że nie jest to tak dobry obraz, jak tego wszyscy oczekiwali.

W Sundance miał swoją premierę Bardzo poszukiwany człowiek, a jeżeli sama produkcja o tytuł filmu roku nie powalczy, to spore oscarowe szanse na aktorską nominację ma na pewno nieżyjący Philip Seymour Hoffman.

I to by było na tyle, jeżeli chodzi o filmy już zaprezentowane. Najlepsze przed nami, a prawdziwe oscarowe żniwa to jesień tego roku. To trochę wróżenie z fusów, ale i ono często jest trafne, bo pewne tytuły i uznani twórcy mają otwartą drogę do Oscarów. Po pierwsze, trzeba nakręcić udany film (pan Clooney odpada); po drugie, przekonać studio, by uwierzyło w jego oscarowy potencjał; potem zaś to już tylko czysty marketing i kasa na promocję. Na kogo dziś stawia się najwięcej?

Popatrzmy na nazwiska reżyserów przygotowujących nowe filmy. Powraca David Fincher, który po The Social Network, Dziewczynie z tatuażem i serialu House of Cards cieszy się niesłabnącym uznaniem widzów, krytyków oraz amerykańskiej branży. W tym roku zobaczymy jego Zaginioną dziewczynę, której scenariusz powstał na podstawie bardzo popularnej książki Gillian Flynn. Na chwilę przed rolą Batmana na ekranie będzie nas próbował zachwycić Ben Affleck, a że ma już Oscara za produkcję Operacji Argo, to kto wie, czy tym razem Akademia nie dostrzeże jego aktorskich umiejętności.

Bennett Miller nakręcił tylko dwa filmy i oba ubiegały się o najważniejszego Oscara. Pamiętne Capote oraz Moneyball uczyniły z niego twórcę o sporym oscarowym potencjale. Najnowszy obraz tego reżysera to Foxcatcher, który do kin miał wejść w zeszłym roku, ale produkcja nie została ukończona na czas. Takie przesunięcia zazwyczaj zwiastują kłopoty, ale po tym, jak Grawitacja powstawała przez cztery i pół roku, nie można już mieć pewności co do takiego podejścia. Foxcatcher zapowiada się bardzo interesująco, oparty jest na faktach, a te są dość kontrowersyjne. Wszystko to razem tworzy dość dobry materiał na oscarowy tytuł.

Kolejny ważny powrót do kina to Paul Thomas Anderson. Opromieniony sławą po Aż poleje się krew, nieco rozczarowujący w Mistrzu, tym razem nakręcił "Inherent Vice" o prywatnym detektywie nadużywającym marihuany i ponownie do współpracy zaprosił Joaquina Pheonixa. W tym roku doczekamy się też premiery nowego filmu Michela Hazanaviciusa, autora oscarowego Artysty. Nie wierzę w potencjał jego "The Search", które opowiadać ma o szczególnym związku łączącym pewną kobietę pracującą dla organizacji pozarządowej z chłopcem z rozdartej wojną Czeczeni. W obsadzie Bérénice Bejo i Annette Bening. Taki skrojony pod Oscary tytuł, ale oczywiście poczekajmy do premiery.

Ileż to już razy Rob Marshall podpierał się sukcesem Chicago i próbował oczarować Akademię? Nie udało się z Nine, ale kto wie, czy tym razem nie będzie lepiej. Musical Into the Woods powstał dla Disneya, a w jego obsadzie znaleźli się Meryl Streep i Johnny Depp. Nowe metamorfozy aktorskich sław mogą im przynieść kolejne nominacje (Streep za rolę drugoplanową ewentualnie). Takim oscarowym reżyserem jest też Stephen Daldry kręcący w tym roku "Trash", a wsławiony Billym Elliotem, Godzinami, Lektorem, Strasznie głośno, niesamowicie blisko (wszystkie jego filmy były nominowane do najważniejszego Oscara i/lub za reżyserię). To historia trzech chłopców z trzeciego świata, którzy w śmieciach znajdują szansę na przeżycie niezwykłej przygody. Scenariusz bazuje na książce Andy'ego Mulligana, a w obsadzie znajdują się Rooney Mara i Martin Sheen.

Ciekawe, czy do Oscarów przebije się Tim Burton. Po serii kolorowych (i czarno-białych) nieco lżejszych propozycji dla szerokiej widowni reżyser tym razem powraca do poważniejszych tematów. Kilka takich prób Burtona zakończyło się sukcesami, że wspomnę Eda Wooda czy Dużą rybę. Jego tegoroczne Big Eyes to film biograficzny o słynnej malarce i jej mężu, który przypisywał sobie jej sukcesy. W głównych rolach Amy Adams (czas na Oscara!) i Christoph Waltz.

W minionym sezonie jego All is Lost zostało zlekceważone przez Akademię, która teraz będzie miała szansę na rehabilitację. JC Chandor pracuje nad A Most Violent Year. Akcja rozgrywa się w latach 80. ubiegłego wieku, bohaterami jest rodzina, a tematem - zbrodnia. W obsadzie Oscar Isaac, Albert Brooks i Jessica Chastain. "Suffragette" opowiada o początkach ruchu feministycznego. Spokojnie... film kręcą kobiety. Sarah Gavron reżyseruje, Abi Morgan napisała scenariusz, a w obsadzie jest Carey Mulligan, Helena Bonham Carter i Meryl Streep (i kolejna szansa na nominację nr 19). Angelina Jolie też reżyseruje. Po zwiastunie można wnioskować, że jej Unbroken to film skrojony pod Oscary. Scenariusz napisali bracia Coen, a opowiadają oni o słynnym olimpijczyku i więźniu japońskiego obozu jenieckiego z czasów II wojny światowej - Louisie Zamperinim. Coenowie i Jolie to nie może być coś błahego. Skoro zaś jesteśmy przy II wojnie światowej, to bracia Weinstein szykują obiecujące The Imitation Game z Benedictem Cumberbatchem, który łamać będzie kod Enigmy (zobaczymy tutaj wzmiankę o polskich matematykach, którzy rozpracowali słynną maszynę szyfrującą Hitlera?). Główny bohater będzie homoseksualistą, i to zapewne wyróżnia ten projekt spośród wielu innych. Ciekawie zaś wygląda Fury z Bradem Pittem o grupie amerykańskich czołgistów.

Amerykańska Akademia Filmowa z coraz większą przychylnością przygląda się kinu science fiction. W tym roku czeka nas premiera Interstellar Christophera Nolana - dla mnie nr 1 wśród najbardziej oczekiwanych filmów sezonu. Nazwisko reżysera gwarantuje nietuzinkowe podejście do gatunku, podróży w czasie, filmowej opowieści. Udział w filmie Matthew McConaugheya – jakby nie patrzeć, miłościwie nam panującego laureata Oscara – to tylko wisienka na tym torcie.

Już niedługo przekonamy się, czy Darren Aronofsky stanął na wysokości zadania i czy hollywoodzkie studio nie zepsuło mu opowieści o Noe i jego arce. Jeśli zaś ta biblijna opowieść zawiedzie (nie życzę), to pod koniec roku Ridley Scott opowie o Mojżeszu w filmie Exodus: Gods and Kings. Z tych dwóch tytułów dziś większe szanse daję Aronofsky'emu, mając w pamięci jego poprzednie dokonania i odwagę w opowiadaniu dość oczywistych historii w liczącym tylko na zysk Hollywood. Scott ostatnio zawodzi i na nic zdadzą się porównania Exodusu do Gladiatora.

Jakby tego było mało, w tym roku nowe filmy przygotowują także: Woody Allen (Magic in the Moonlight), Todd Haynes ("Carol" z Cate Blanchett), Alejandro Gonzalez Inarritu ("Birdman" z Michaelem Keatonem), Mike Leigh ("Mr. Turner"), autor "Służących" Tate Taylor kręcący Get On Up – filmową biografię Jamesa Browna. Kiedyś dużą szansę na Oscara dawałbym Clintowi Eastwoodowi, ale zawiódł on mocno kilkoma ostatnimi filmami i dlatego nie mam wielkich oczekiwań co do Jersey Boys. Bardzo chciałbym wspomnieć tutaj o nowym filmie Terrence'a Malicka, ale twórca ten pracuje długo nad swoimi projektami i nie wiadomo, czy w ogóle zdąży na ten rok (może Cannes, może Wenecja?). Ten najnowszy film zatytułowany jest "Knight of Cups".

Tegoroczny festiwal w Cannes zainauguruje Grace księżna Monako. Na razie można mówić o tym, że Nicole Kidman ma szansę powalczyć o aktorską nominację, ale i samego filmu nie przekreślajmy. Podobnie sprawa ma się z Jennifer Lawrence, która może kontynuować znakomitą passę dzięki roli w filmie "Serena". Zobaczymy, co pokaże Natalie Portman, jeżeli skończy prace nad "Jane Got a Gun". "Miss Julie" to klasyka literatury i szansa na stworzenie wybitnej kreacji, a przed nominacją stoi Jessica Chastain.

Nie wiadomo, jak ocenić The Man from U.N.C.L.E. Guya Ritchiego i czy to będzie tylko rozrywka. Wśród filmowych premier 2014 roku nie powinniśmy zapominać o takich tytułach, jak m.in.: Cesar Chavez, Kill the Messenger, "MacBeth", The Double, "Theory of Everything", "The Homesman", "Ride", Dark Places, "Gucci", Transcendence i zapewne jeszcze wielu innych. Kto przebije się do walki o głównego Oscara? Kto zachwyci aktorsko? Jeszcze wiele miesięcy będziemy obserwować wydarzenia wokół tych tytułów.

Spoglądając na filmowe superprodukcje, często możemy docenić ich techniczną stronę, a ta zazwyczaj walczy o Oscary za efekty wizualne. Kto w tym roku ma szansę zachwycić? Takim kandydatem jest zapewne film Marvela Strażnicy galaktyki. O klasę lepiej od poprzedniej części mogą wyglądać efekty w Ewolucji planety małp. Strona wizualna to zawsze mocny atut filmów Michaela Baya, a w tym roku zobaczymy Transformers: Wiek zagłady. Efekty to też: Niesamowity Spider-Man 2, Godzilla, X-Men: Przeszłość, która nadejdzie, Maleficent, Na skraju jutra, Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz, Sin City: Damulka warta grzechu, wspomniane Interstellar oraz kończący trylogię {{f|Hobbit: Tam i z powrotem}}. Zagadką pozostaje, czy finał opowieści Petera Jacksona będzie stać na powalczenie o inne nagrody niż techniczne.

Nie odmówię sobie okazji, by spojrzeć na polskie kino i spróbować tutaj poszukać kandydata do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny. Czy nasi oficjele postawią na wystawne, spektakularne, historyczne kino? A może poszukiwany będzie obraz skromniejszy? Wokół jakich tytułów toczy się gra? Numer jeden na liście dzisiaj należy do Miasta 44 Jana Komasy, już nie pierwszego nakręconego w ostatnich latach polskiego filmu o Powstaniu Warszawskim. Wiele wskazuje na to, że będzie to najbardziej spektakularne przedsięwzięcie wojenne ostatnich lat w polskim kinie. Czy odpowiednie dla Amerykańskiej Akademii Filmowej? Nie wnikając w jakość filmu, warto popatrzeć na to, co się wydarzyło przy Oscarach 2014 z Wałęsą. Człowiekiem z nadziei oraz rosyjskim Stalingradem. Jeśli więc nie wystawne i imponujące polskie kino, to może coś skromniejszego? Nowe filmy szykują m.in.: Magdalena Piekorz ("Zbliżenia"), Jerzy Stuhr ("Obywatel"), Marcin Krzyształowicz ("Pani z przedszkola"). Trzymam też kciuki za film "Bogowie" o Zbigniewie Relidze, czekam zaś na "Czerwonego pająka" Marcina Koszałki. A może odważnie wysłać Jacka Stronga? Wiele filmów jeszcze jest w produkcji, a by planować walkę o Oscara, premiera musi odbyć się chwilę po wakacjach. Miasto 44 debiutuje 19 września.

Pisanie o Oscarach 2015 tak wcześnie dostarcza przede wszystkim wiele przyjemności. Nie trzeba silić się na ocenę tytułów, bo większości filmów jeszcze nie ma. Czytelnikom taki materiał może służyć zaś jako przewodnik po zapowiadanych w tym roku premierach filmowych. Do Oscarów 2015 będzie jeszcze czas powrócić.


Krzysztof Spór - znawca kina, wieloletni naczelny portalu Stopklatka.pl.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj