Wszyscy fani seriali doskonale wiedzą, że niejednokrotnie miejsce akcji danej produkcji jest równie istotne co jej bohaterowie. Bardzo często jesteśmy tego świadkami, śledząc historie, które toczą się w małych miasteczkach – z pozoru idyllicznych – gdzie mimo stosunkowo małej populacji można znaleźć więcej dziwaków i ekscentryków niż w ogromnej metropolii, nie wspominając nawet o różnego rodzaju istotach nadnaturalnych. Są też takie miejsca, które urzekają swoim spokojnym, ciepłym i przytulnym klimatem albo te pełne śmierci, przemocy i adrenaliny. W historii telewizji było ich mnóstwo, a poniżej garść z nich Wam przypomnimy. Gdybyśmy obrali tutaj drogę rankingową i wyróżniali najlepsze serialowe miejscowości, chyba mało kto miałby obiekcje, jakbyśmy blisko szczytu umieścili miasteczko Twin Peaks. Musiało się ono też znaleźć w tym tekście, więc równie dobrze możemy od niego zacząć. David Lynch stworzył świat jedyny w swoim rodzaju, który pochłania bez reszty rewelacyjną gęstą atmosferą. Zajrzeć tam to byłaby prawdziwa gratka. Oczywiście nikt nie chciałby trafić przez przypadek do Czerwonego Pokoju, ale choćby na ciasto wiśniowe i na „kubek cholernie dobrej kawy” już owszem. Może udałoby się też spotkać panią z pieńkiem. Oby Lynch i stacja Showtime w końcu się dogadali i zrobili jak należy ten 3. sezon, na który czekamy z niecierpliwością. Kontynuujemy naszą wycieczkę - wciąż poruszając się w kluczu SF/fantasy - wjeżdżając przez ukryty portal do niesamowitej Eureka, miasteczka w stanie Oregon zakamuflowanego tarczą elektromagnetyczną. Żyją tam głównie naukowi geniusze pracujący nad nowymi, przełomowymi wynalazkami. Zawsze jednak coś musi pójść nie tak i szeryf Jack Carter ma za zadanie uratować lokalną społeczność, a czasem nawet cały świat. To raj dla geeków wszelkiej maści, gdzie emocji jest co nie miara, a w uroczym Cafe Diem świetnego żarcia nigdy nie brakuje, bo tamtejsza chłodnia - niczym TARDIS z „Doktora Who” - jest o wiele większa, niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Co mamy dalej? A no tak, jeden z seriali naszych młodzieńczych lat, czyli „Eerie, Indiana”. Kojarzycie tę młodzieżową produkcję będącą skrzyżowaniem „The X-Files” ze „Strefą mroku”? Choć była przeznaczona dla młodszych widzów, potrafiła nieźle przestraszyć, a tytułowa mieścina skrywała w sobie mnóstwo sekretów. Wszelkiej maści potworów i dziwactw było tu pod dostatkiem (choć niestety powstało tylko 19 odcinków). Na samą myśl o tej produkcji przypominam sobie ten niepowtarzalny klimat i ciarki na plecach po każdym epizodzie. Skoro już w wkroczyliśmy w świat maszkar i innych nadprzyrodzonych postaci, to zróbmy krok do przodu i przenieśmy się do nieco bardziej mrocznego Sunnydale, w którym mieszka Buffy The Vampire Slayer. Jak Joss Whedon weźmie się za coś, to zwykle widzowie świetnie się bawią - i nie inaczej było w tym przypadku. Wystarczył demoniczny portal pod lokalnym liceum, żeby główna bohaterka miała ręce nieustannie pełne roboty, jednocześnie mierząc się z problemami typowej nastolatki. Miasteczko było ważną częścią tej opowieści, a my stopniowo dowiadywaliśmy się więcej o jego sięgającej XIX wieku historii. Zresztą tajemnic i świetnych zwrotów akcji był tu ogrom. Za to już całkowicie na poważnie kwestią wampirów, wilkołaków, wróżek i innych tego typu istot zajął się hit HBO „True Blood”. I choć poziom z sezonu na sezon systematycznie spadał, a o niektórych wątkach wypadałoby jak najszybciej zapomnieć, Bon Temps i okolice raczej zrobiły na widzach pozytywne wrażenie. Unikalna atmosfera amerykańskiego upalnego Południa wyróżniała się od pilota. Fajnie byłoby też odwiedzić bar Sama Merlotte’a, a i o Fangtasię można by zahaczyć. W naszej podróży dotarliśmy do rozdroża. Możemy nadal poruszać się w obszarze szeroko rozumianej fantastyki albo odsapnąć nieco w miasteczkach zwyczajnych i uroczych. Chyba wybierzemy tę druga drogę i tylko z daleka pooglądamy przebywające w Storybrook (z „Once Upon a Time”) baśniowe postacie czy zagrożone atakiem zombie Woodbury z „The Walking Dead”. Pomachamy nawet młodemu Clarkowi Kentowi, dorastającemu w Smallville do bycia Supermanem. Czas zejść na ziemię i pozwiedzać miejsca, które zamieszkują – z tego co nam wiadomo – tylko sami ludzie. Możemy zacząć od Tree Hill (z „One Tree Hill"), w którym toczyła się akcja jednego z najbardziej dojrzałych i udanych telewizyjnych seriali młodzieżowych. Z bohaterami możemy pograć tam w koszykówkę, a potem odpocząć nad pięknym jeziorem. Przenocujemy natomiast w Stars Hollow, gdzie mieści się hotel Lorelai Gilmore z serialu „Gilmore Girls” - uroczym miasteczku pełnym barwnych i ciekawych postaci. Po śniadaniu prędko udamy się do urzędu miejskiego w bardzo osobliwym Pawnee, by pozałatwiać kilka papierkowych spraw, z którymi pomoże nam Leslie Knope z Wydziału Parks and Recreation. Teraz już tylko szybko do słodkiego i gorącego Bluebell w stanie Alabama na rutynową kontrolę do dr Zoe Hart z „Hart of Dixie”. Jakbyście się zastanawiali, tak szybko się pomiędzy poszczególnymi miasteczkami poruszamy, bo zwinęliśmy z Eureki gadżet do serialowej teleportacji. W Bluebell było fajnie, ale mamy już dość upału i całkowicie zmieniamy klimat. Wielbiciele mrozu mogą na przykład zajrzeć do Bemiji w stanie Minnesota, gdzie niedawno w „Fargo” grasował bezwzględny Lorne Malvo (Billy Bob Thornton). Zdjęcia i cała wizualna otoczka tego serialu to był majstersztyk. W 2. sezonie pewnie będzie podobnie, choć jego akcja toczyć się będzie w o wiele większym Sioux Falls. Kultowy „Northern Exposure” z lat 90. rozgrywał się za to w Cicely, gdzie do zupełnie nowego dla siebie otoczenia musiał przystosować się lekarz z Nowego Jorku. Tamtejsza kultura i mieszkańcy sprawili jednak, że dr Fleischman zakochał się w osadzie tak jak widzowie. Kiedy umiejscawia się serial niemalże na końcu świata, trzeba mieć pewność, że lokalizacja będzie unikalna i pełniła rolę jednego z głównych bohaterów. Tutaj udało się to w pełni. To samo można powiedzieć o mrocznym Fortitude na Arktyce. W tym przypadku lekkiego i absurdalnego humoru nie zaznamy, a zastąpi go otoczka rodem z horrorów i mnóstwo napięcia. To miejsce, gdzie każdy wychodzący z domu musi mieć ze sobą strzelbę na wypadek ataku niedźwiedzia polarnego, a społeczność to zlepek ludzi z całego świata, którzy uciekają przed demonami przeszłości. Wszystko to tworzy mieszankę wręcz wybuchową i zapewnia niepowtarzalny klimat. Kończymy z przytupem, bo miasteczkami, do których odwiedzenia potrzeba sporo odwagi. Na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie sielankowych, ale gdy przyjrzymy się nieco bliżej, można poważnie ucierpieć. Na przestrzeni 7. sezonów serialu „Sons of Anarchy” przekonaliśmy się, że Charming ma pecha do różnej maści bandziorów przejeżdżających przez jego ulice. Policja sobie z nimi poradzić nie może, więc chronić lokalną społeczność mogli tylko inni przestępcy – członkowie tytułowego klubu motocyklowego. Jakby się tam trafiło w okresie względnie spokojnym, może Jax Teller dałby się przejechać na swojej maszynie. Nie mniej niebezpiecznie jest w Banshee, mieścinie, w której porządku pilnuje kilku policjantów i jeden twardziel, co gliniarza tylko udaje. Seks i przemoc to główne wyznaczniki hitu Cinemax, ale udowodnił on w poprzednim sezonie, że potrafi się z tego schematu wyrwać i opowiedzieć przejmującą historię. Atmosfera lokacji także ma w tym duży udział. No i kto nie chciałby wstąpić od baru Sugara i sobie z nim od serca pogadać. A które serialowe miasteczka Wy chcielibyście odwiedzić? Dajcie znać w komentarzach.
Dziś o 22:00 na kanale FOX debiutuje równocześnie z premierą w serial "Wayward Pines" o kolejnym tajemniczym miasteczku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj