Saw

Kolejna bardzo długa seria. Tym razem mamy do czynienia z konwencją grozy, która od początku stanowiła raczej ukłon w stronę kina klasy B niż ambitną rozrywkę. Piła to idealny przykład równi pochyłej. Pierwsza część została ciepło przyjęta przez miłośników horroru. Druga już mniej, ponieważ jej założenia były bliźniaczo podobne do oryginału. Później zamiast ewolucji nastąpiło wielokrotnie powielanie pomysłu, aż opowieść stała się nic nie znaczącą papką gore. Nie przeszkodziło to jednak twórcom wychodzić na swoje, czego wynikiem była Jigsaw, która na ekrany kin trafiła w 2017 roku.

Die Hard

Trylogia Szklanej pułapki prezentowała zadowalający poziom. Formuła polegająca na uwięzieniu Johna Mclaine’a w zamkniętym pomieszczeniu szybko została zastąpiona innymi konceptami akcji. Momentami to działało jak należy, choć nie da się ukryć, że najwięcej uroku miały te najbardziej klaustrofobiczne momenty. Ten klimat całkowicie znikł w dwóch ostatnich częściach, wynikiem czego dostaliśmy solidne akcyjniaki, ale bez pierwiastku wyjątkowości.

Rocky

Seria Rocky’ego ostatnio odżyła za sprawą filmów Creed i nadchodzącego Creed 2. Ten swoisty reboot traktować trzeba jednak jako oddzielną opowieść, bo włoski ogier odgrywa tam rolę drugoplanową. Filmy z bokserem w roli głównej również charakteryzuje równia pochyła. Pierwsza nagrodzona Oscarami część zawiesiła wysoko poprzeczkę, której nie dała rady przeskoczyć żadna kolejna odsłona.

The Matrix

Krótka seria, bo składająca się tylko z trzech filmów, ale warto ją wymienić ze względu na gigantyczne obniżenie poziomu artystycznego w ostatniej części. Epicka historia miała wielki potencjał, aby stać się kolejną kultową trylogią. Tak się jednak nie wydarzyło, bo w The Matrix Revolutions części bracia Lana Wachowski całkowicie stracili swój feeling i zaserwowali nam opowieść science fiction bez cech charakterystycznych dla oryginału, który pokochały miliony widzów.

A Nightmare on Elm Street

Kolejny przykład na to, że odtwórczość nie tyle zabija marki filmowe, co jest w stanie je całkowicie pogrzebać. Motyw potwora nawiedzającego sny nastolatków był strzałem w dziesiątkę, który pomógł w ewolucji gatunku horroru. Ile jednak można korzystać z tego pomysłu? Jak się okazuje, przez dziewięć filmów, włącznie z rebootem i pewnym cross overem, o którym warto zapomnieć. Już przy A Nightmare on Elm Street 3: Dream Warriors części formuła zaczęła trącić myszką. Kolejne odsłony były coraz gorsze, choć należy oddać honor Wes Craven za film pod tytułem New Nightmare. Obraz ten posiadał ciekawą linie fabularną, w której Freddie zaczynał nawiedzać aktorów grających w pierwszej części serii. Mimo że punkt wyjściowy był intrygujący, całość sprowadziła się do kolejnej bezpretensjonalnej rzeźni, nie pozwalając cyklowi na swobodną ewolucją.
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj